Kamil Kuczyński: byłby to bardzo udany rok, gdyby nie igrzyska
W wieku 31 lat kolarz torowy Kamil Kuczyński odniósł życiowy sukces, wygrywając w miniony piątek w Glasgow zawody Pucharu Świata w królewskiej konkurencji sprintu. Sam ocenia, że byłby to dla niego bardzo udany rok, gdyby nie igrzyska w Rio de Janeiro, w których nie startował.
2016-11-08, 13:00
Zwycięstwo w Pucharze Świata w Glasgow to chyba pana największy sukces.
Kamil Kuczyński: Wychodzi na to, że rzeczywiście odniosłem w Glasgow życiowy sukces, ale cenię sobie także osiągnięcia w drużynie, jak choćby złoty medal mistrzostw Europy, zdobyty dwa tygodnie temu z kolegami we Francji. W Glasgow udało mi się w niełatwych biegach pokonać wszystkich rywali. Co więcej, znajomy przysłał mi wiadomość, że w eliminacjach na 200 metrów ze startu lotnego pobiłem rekord toru im. Chrisa Hoya, należący do samego patrona tego obiektu. Próbowałem to sprawdzić w internecie, ale nie mogłem znaleźć danych. Jeśli rzeczywiście tak się stało, to mam powód do dumy. Hoy to przecież legenda naszej dyscypliny sportu.
Skąd ta eksplozja formy?
K.K.: Cały rok miałem bardzo udany. Wcześniej moją specjalizacją był keirin, a dopiero od tego roku trener Andrzej Tołomanow namówił mnie do startów w sprincie. W styczniu w Pucharze Świata w Hongkongu byłem piąty, a w marcu w mistrzostwach świata w Londynie zająłem wprawdzie 13. miejsce, ale po raz pierwszy w karierze przejechałem 200 metrów z lotnego poniżej 10 sekund. Potem regularnie łamałem już tę barierę, a tuż przed igrzyskami pobiłem rekord toru w Pruszkowie i wygrałem Grand Prix Polski w silnej obsadzie.
Kamil Kuczyński Mam nadzieję, że to nie powiedziałem ostatniego słowa
Do Rio pojechał pan jednak jako rezerwowy. Trener Tołomanow z siódemki kandydatów mógł wybrać trzech i postawił na Damiana Zielińskiego, Rafała Sarneckiego oraz Krzysztofa Maksela.
K.K.: Trener uznał, że największe szanse medalowe mamy w sprincie drużynowym. Musiałem przełknąć tę decyzję. Chłopaki faktycznie mieli szansę na medal, ale skończyło się na siódmym miejscu. Ja byłem w rezerwie i nie miałem okazji, by któregoś z kolegów zastąpić. Oglądałem zawody z trybun. Po igrzyskach mogłem albo zakończyć karierę, albo spróbować pokazać, że stać mnie jeszcze na wiele. Zdecydowałem się na tę drugą drogę i to była dobra decyzja. Mam nadzieję, że to nie jest moje ostatnie słowo. Teraz z trenerem Tołomanowem pracuję nad tym, aby jak najdłużej pozostać wśród czołowych sprinterów świata.
Wspomniał pan o keirinie. Ten przedłużony sprint, w którym startuje sześciu kolarzy rozprowadzanych najpierw przez dernę, jest bardzo niebezpieczną konkurencją. Ma pan pamiątkę po tym etapie kariery: płytkę w obojczyku.
K.K.: Zgadza się. Kilka lat temu podczas Pucharu Świata w Aguascalientes potrącił mnie zawodnik z Meksyku. Przewróciłem się, a po mnie inni polecieli jak kostki domina. Do kraksy doszło na wirażu przed ostatnią prostą, gdy jechaliśmy z prędkością ponad 70 km/h. Przeszedłem w sumie trzy operacje obojczyka: wstawiono mi płytkę, która potem… pękła na treningu. Trzeba było wstawić nową. Teraz o płytce przypomina mi każde przejście przez detektor metali na lotnisku. Szczerze mówiąc, mimo tych kraks, keirin bardziej mi się podobał, ale zacząłem już nowy etap kariery związany ze sprintem.
Dotrwa pan do igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 roku?
K.K.: To zbyt odległa perspektywa, by cokolwiek deklarować. W Tokio będę miał 35 lat. Wszystko będzie zależało od mojego zdrowia i od wyników. Jeśli ich nie będzie, to nikt mnie nie będzie trzymał w kadrze tylko dlatego, że kiedyś wygrałem Puchar Świata. Mamy przecież całą grupę młodych uzdolnionych zawodników.
Teraz przed panem start w Pucharze Świata w Apeldoorn.
K.K.: Tak. Wczoraj przyjechaliśmy do tej miejscowości. Trener skłania się ku temu, bym nie startował tutaj w sprincie drużynowym, a skupił się na indywidualnym. Tym bardziej, że drużyny ścigają się już w piątek, a sprint indywidualny zaplanowano na niedzielę, a więc odwrotnie niż w Glasgow. W drużynie może zastąpić mnie młody Patryk Rajkowski, który już w Glasgow w wyścigu eliminacyjnym pokazał się z dobrej strony. Ja chciałbym potwierdzić, że moje zwycięstwo w pierwszych zawodach pucharowych nowego sezonu nie było przypadkiem.
(ah)
REKLAMA