Andrzej Niedzielan: nie jestem mięczakiem
Piłkarz Ruchu Chorzów Andrzej Niedzielan ma po zakończeniu sezonu mieszane uczucia. Jesienią spisywał się świetnie, ale rundę wiosenną stracił z powodu bolesnych kontuzji.
2010-05-19, 19:21
PAP: Takiego sukcesu  Ruchu nikt się chyba nie spodziewał. Pan ma za sobą udany sezon, ale  również nieco pechowy. 
 
 A.N. W tym półroczu miałem wyjątkowego  pecha. Dwa razy dostałem w twarz i dwukrotnie została złamana kość  jarzmowa. W piłce nie jest to przecież częsta kontuzja. Rozumiem - raz.  Ale dwa razy i to w ciągu kilku tygodni? Natomiast jeśli chodzi o sukces  Ruchu, to na końcowy wynik duży wpływ miała runda jesienna. Graliśmy  wówczas skuteczne, ofensywnie. Wtedy nie miałem też problemów ze  zdrowiem. Wiosną co prawda już mnie zabrakło, ale Ruch nadal grał  atrakcyjny i ofensywny futbol. Efekt to trzecie miejsce w ekstraklasie.  Najwięksi optymiści się tego nie spodziewali.
 
 PAP: Ma pan  satysfakcję z postawy Wisły Kraków, która zawiodła i zajęła drugie  miejsce? W Krakowie szybko z pana zrezygnowano. 
 
 A.N. Zawsze  powtarzałem, że ważne jest zaufanie i to w każdej dziedzinie życia.  Jeśli w pracy ktoś we mnie wierzy, staram się odwdzięczać dobrą grą. W  Krakowie zabrakło cierpliwości w stosunku do mnie. Nie miałem możliwości  udowodnienia przydatności do zespołu. Byłem przecież po ciężkiej  kontuzji. Mówiłem, że potrzebuję cztery-pięć meczów, aby wkomponować się  do zespołu. To samo powiedziałem trenerowi Waldemarowi Fornalikowi w  Ruchu Chorzów. Gdybym w pierwszym meczu "kopał się w czoło", nie  chciałbym od razu wylądować na ławce. Na szczęście trener był cierpliwy i  to się opłaciło. Pokazałem, że potrafię jeszcze grać w piłkę na wysokim  poziomie. 
  
PAP: Nie będzie pan miał teraz bariery psychicznej  przed twardą grą głową? 
  
A.N. Gdybym po raz trzeci złamał tę samą  kość, to by świadczyło, że ktoś wbija szpileczki w moją podobiznę  (śmiech). Statystycznie jest przecież małe prawdopodobieństwo, że  ponownie doznam takiej kontuzji. Gdy zagrałem po pierwszym złamaniu  kości jarzmowej, w meczu z Legią, nie miałem żadnych hamulców, aby grać  głową. Jednak w meczu z Jagiellonią widziałem od pierwszej minuty, że  rywal poluje na moją głowę. Wówczas doznałem kontuzji już w 9. minucie i  mimo strasznego bólu dalej skakałem do górnych piłek. Wtedy złość była  jeszcze większa. Chciałem pokazać, że nie jestem "mięczakiem". 
 
 PAP:  Czyli nie będzie Pan grał w specjalnej masce ochronnej? 
  
A.N.  Petr Cech czy Cristian Chivu doznali złamania kości czaszki, a to jest  bardzo poważna kontuzja. Moja kość jarzmowa przy tych złamaniach jest  drobnym urazem. Wspomniani piłkarze muszą chronić swoją głowę, bo  ponowne złamanie grozi im kalectwem. Ja nie mam takiego poważnego  problemu, dlatego nie będę już grał w masce. 
  
PAP: Przed sezonem  był pan kuszony m.in. przez Polonię Warszawa, która broniła się przed  spadkiem. Teraz ponownie pojawiają się informacje o pana transferze do  innego klubu. 
 
 A.N. Na razie rozmowy prowadzi mój menedżer, choć  wiadomo, że ostateczna decyzja należy do mnie. Póki co cieszę się  brązowym medalem, jaki zdobyliśmy z Ruchem, bo traktujemy to jak  mistrzostwo Polski. 
 
 PAP: Ma pan już za sobą przygodę w  zagranicznym klubie. Co doradziłby pan Robertowi Lewandowskiemu, który  prawdopodobnie podpisze kontrakt z Borussią Dortmund? 
  
A.N. Nie  znam go osobiście, ale z moich obserwacji wynika, że jest na tyle  dojrzały jako piłkarz i jako człowiek, że poradzi sobie w Bundeslidze.  Przecież w Polsce osiągnął już wszystko co mógł i więcej już się nie  nauczy. Niech podnosi umiejętności wśród najlepszych. Jeśli będą go  omijały kontuzje, to przy odrobinie szczęścia osiągnie bardzo wiele.  Opinie, że jest dla niego za wcześnie na zagraniczny transfer, można  włożyć między bajki. Jeżeli jest dobry - a jest, to poradzi sobie  wszędzie, może poza ligą hiszpańską. 
  
PAP: Dobrym przykładem jest  chyba Paweł Brożek, który od pewnego czasu już się nie rozwija. 
  
A.N.  Nie oszukujmy się - jeśli ktoś w Polsce dostaje dobrą zagraniczną  propozycję, nie powinien się długo zastanawiać. Może 18-19 lat to jest  za wcześnie. Obawiam się, że Paweł przespał swoją szansę wyjazdu za  granicę, gdzie mógł zrobić wielką karierę i zarobić spore pieniądze.  Może dostanie jeszcze szansę, ale jest już coraz starszy. Dlatego  popieram decyzję Lewandowskiego. Jak spadać to z wysokiego konia. Nie  można być minimalistą.
 
dp, PAP