Anwil nie sprostał Treflowi Sopot
Koszykarze Trefla Sopot przełamali passę porażek i odnieśli cenne zwycięstwo nad wicemistrzem Polski we Włocławku.
2010-12-03, 21:22
Gracze z Sopotu wygrali walkę pod tablicami (36:28), mimo że zagrali bez kontuzjowanego środkowego Dragana Ceranica i Marcina Stefańskiego. Ten ostatni po udanym początku (uzyskał 7 pkt przy stuprocentowej skuteczności) zszedł z parkietu po sześciu minutach gry z powodu kontuzji stawu skokowego.
Po pierwszej kwarcie przyjezdni prowadzili 27:19, ale w każdej kolejnej kwarcie gospodarze niwelowali straty. W 19. minucie był remis 36:36, ale końcówka tej części należała do Trefla, który po akcjach Lawrence'a Kinnarda (rzut zza linii 6,75 m) i kontrze Adama Waczyńskiego prowadził do przerwy 41:38.
Podopieczni trenera Karlisa Muiznieksa mimo kłopotów kadrowych grali skuteczniej i mądrzej w decydujących momentach meczu, mając liderów w kapitanie Filipie Dylewiczu (24 pkt i 10 zbiórek) oraz serbskim środkowym Slobodanie Ljubotinie (15 pkt i 11 zbiórek).
W 36. minucie Anwil zmniejszył przewagę Trefla do punktu (65:64) i ... zupełnie się pogubił. Punkty młodego Waczyńskiego, rzut za trzy Ljubotiny i odważne wejście Dylewicza dały sopocianom prowadzenie 73:66 na 148 sekund przed końcem. Szalone akcje rozgrywającego Anwilu D.J. Thompsona i taktyczne faule na rywalach nie były w stanie przechylić szali zwycięstwa na stronę gospodarzy. Zawodnicy z Trójmiasta pewnie wykonywali rzuty wolne i kontrolowali sytuację do końcowej syreny.
REKLAMA
- To było moje najlepsze spotkanie w sezonie i mam nadzieję, że nie ostatnie tak dobre. Czułem się znakomicie od początku i chyba nie miał na to wpływu fakt, że była to włocławska hala, którą tak dobrze znam. Cieszę się, że w tym ważnym dla nas meczu mogłem pomóc drużynie. Przygotowaliśmy się specjalnie do walki pod koszami, bo wiedzieliśmy, że to mocna strona Anwilu. Jestem zaskoczony, że bez Dragana Ceranica, jedynego w zasadzie prawdziwego środkowego w zespole, i Marcina byliśmy lepsi pod tablicami. To właśnie Marcin akcjami na początku meczu dał nam sygnał i mogliśmy narzucić swój styl gry - powiedział kapitan Trefla Sopot Filip Dylewicz.
gaw
REKLAMA