Chorzów żegna Gerarda Cieślika, legendę Ruchu i reprezentacji
W piątek, dniu pogrzebu byłego piłkarza Ruchu Chorzów i reprezentacji Gerarda Cieślika, flagi na budynkach administracji i instytucji miejskich Chorzowa będą przepasane kirem. Dzień wcześniej na murawie stadionu zostanie wystawiona trumna z ciałem zmarłego.
2013-11-05, 12:52
Posłuchaj
Prezydent Chorzowa Andrzej Kotala zaapelował o "godne uczczenie dnia, w którym będą odbywały się uroczystości pogrzebowe".
O godz. 19 w czwartek na stadionie Ruchu odbędzie się adoracja, podczas której rodzina, przyjaciele i kibice będą mogli pożegnać Gerarda Cieślika. Modlitwę przy trumnie odmówi ks. Mirosław Friedrich.
Prawdopodobnie Cieślik będzie też patronem stadionu Ruchu.
- Prezydent Kotala jest zwolennikiem tego pomysłu. Oczywiście ta kwestia wymaga przedyskutowania przez radę miasta, sądzę jednak, że nikt nie będzie się sprzeciwiał. Pytanie tylko, czy podejmować decyzję w tej sprawie już teraz, czy czekać na powstanie nowego stadionu - powiedział rzecznik chorzowskiego magistratu Krzysztof Karaś.
REKLAMA
___________________________________________________
Gerard Cieślik zapisał piękną kartę w historii chorzowskiego Ruchu.
Urodzony w 1927 roku piłkarz był zawodnikiem przez całą karierę wiernym tylko temu klubowi.
To właśnie za jego czasów Ruch odnosił największe sukcesy. Był najlepszym strzelcem w dziejach klubu.168 ligowych trafień plasuje Cieślika na trzecim miejscu wśród najskuteczniejszych graczy w historii polskiej Ekstraklasy. Karierę zakończył w 1959 roku meczem z Wisłą Kraków.
REKLAMA
W 1969 roku PZPN wybrał Cieślika polskim Piłkarzem Pięćdziesięciolecia.
Cieślik był młodszy od "swojego" klubu zaledwie o siedem lat. Przez całą karierę cieszył się ogromnym szacunkiem kibiców Ruchu.
Gerard Cieślik od najmłodszych lat był związany z Ruchem. Urodził się niecałe 200 metrów od historycznego boiska „Niebieskich”.
- Zrobiłem sobie piłkę ze szmat, damskich pończoch i skarpet. Była bardzo dobra, odbijała się nawet na wysokość półtora metra, ale oczywiście marzyłem o piłce skórzanej. Kiedy podawałem piłki zza bramki w czasie treningu pierwszej drużyny, starałem się trafić w poprzeczkę aby móc jeszcze raz kopnąć. W 1939 roku kierownik drużyny trampkarzy, Pan Gorol powiedział mi, że jeśli strzelę gola z rzutu karnego zostanę przyjęty do Ruchu. Poszczęściło się i ostatnie miesiące przed wojną trenowałem w zespole trampkarzy „Niebieskich” - wspominał w książce Andrzeja Gowarzewskiego i Joachima Waloszka legendarny „Gienek”.
REKLAMA
Mimo, że Cieślik grając dla Ruchu otrzymywał atrakcyjne propozycje zmiany klubowych barw, nie zostawił swojej drużyny.
- Tu w Chorzowie miałem rodzinę, dom, przyjaciół. Nigdy nie wyobrażałem sobie życia gdzie indziej - wspominał.
W 1947 roku zadebiutował w reprezentacji Polski. W sumie rozegrał w kadrze 45 meczów i strzelił 27 goli. Jest jedynym zawodnikiem w Klubie Wybitnego Reprezentanta, który nie rozegrał wymaganych 60 oficjalnych spotkań w kadrze. Został przyjęty do tego grona za zasługi dla polskiego futbolu, mimo że nie spełniał oficjalnych kryteriów.
Do historii przeszły dwa gole, które w 1957 roku strzelił na Stadionie Śląskim reprezentacji Związku Radzieckiego i jej bramkarzowi - słynnemu Lwu Jaszynowi. Po tym meczu Cieślika został bohaterem całej Polski.
REKLAMA
- Początkowo nie miałem wystąpić w tym meczu. W ostatnim sparingu kadry z reprezentacją Śląska strzeliłem jednak dwie bramki i dostałem powołanie. Kiedy Ewald Cebula przyszedł do mnie do domu, by mi o tym powiedzieć, to akurat jadłem obiad. Z wrażenia łyżka zawisła mi nad talerzem z zupą - opowiadał Cieślik w wywiadzie opublikowanym w tym roku przez Przegląd Sportowy.
Po zakończeniu piłkarskiej kariery był trenerem Ruchu, szkolił młodzież, szukał młodych talentów. Został członkiem zarządu i Honorowym Prezesem Klubu.
W 1999 roku został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
W ostatnich latach zmagał się z problemami zdrowotnymi, jednak zawsze starał się być na meczach Ruchu.
REKLAMA
- Ciągle staram się chodzić na mecze mojej ukochanej drużyny, ale jak są późno, to wolę je oglądać w telewizji. Zresztą w domu czuję się, jakbym był na Cichej. Otacza mnie całe mnóstwo pamiątek. Mam takie zdjęcie zespołu Ruchu zrobione tuż po wojnie. Tak sobie je oglądam i widzę, że z tej ekipy już tylko ja chodzę po tym świecie. Wszyscy moi koledzy poszli do nieba - powiedział w jednym ze swoich ostatnich wywiadów.
- Gdybym zaczynał życie jeszcze raz, też zostałbym piłkarzem. Chyba nie ma nic lepszego - odpowiedział na pytanie dotyczące tego, jak podsumowałby swoje życiowe wybory.
ruchchorzow.com, PAP, ps, mr
REKLAMA
REKLAMA