Raport dla rządu Jaruzelskiego w sprawie katastrofy w Czarnobylu

2019-04-26, 11:40

Raport dla rządu Jaruzelskiego w sprawie katastrofy w Czarnobylu
Zniszczona elektrownia atomowa w Czarnobylu. Foto: PAP/TASS / Igor Kostin

Jeden z egzemplarzy raportu został sprzedany do Instytutu Hoovera przez Jerzego Urbana - byłego rzecznika prasowego rządu generała Jaruzelskiego. Odnaleźli go dziennikarze Polskiego Radia i "Rzeczpospolitej". Do tej pory był znany wąskiej grupie historyków.

Opisuje on oficjalny przebieg prac rządowej komisji oraz decyzje, które zapadały (a częściej po prostu nie zapadały) w sprawie katastrofy w Czarnobylu, m.in. na najwyższych szczeblach ówczesnej komunistycznej władzy w Polsce.

W kwietniu 1986 r. (kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylu) na całym świecie funkcjonowało blisko 400 elektrowni jądrowych. Wcześniej doszło jedynie do ich kilku większych awarii. Między innymi: 7 października 1957 r. w Windscale w Wielkiej Brytanii, co doprowadziło do skażenia obszarów Anglii, Walii i Skandynawii oraz 28 marca 1979 r. na sztucznej wyspie w Three Mile Island w USA. W tym drugim przypadku konsekwencją awarii było również skażenie środowiska oraz ewakuacja ludności cywilnej z zagrożonych terenów. Co istotne: do czasu katastrofy w Czarnobylu podczas akcji ratowniczych w elektrowniach jądrowych nie ginęli ludzie.

Katastrofa i dezinformacja

W sobotę 26 kwietnia 1986 r. po godzinie 1.23 w nocy doszło do eksplozji i zniszczenia IV reaktora elektrowni w Czarnobylu. Konsekwencją wybuchu był pożar i utworzenie na wysokości około półtora kilometra chmury pyłu radioaktywnego, który rozniósł się po Europie.

Raport. Strona główna Raport. Strona główna / Fot. Piotr Litka/ Polskie Radio / "Rzeczpospolita"

Do tragicznych wydarzeń w Czarnobylu doprowadziła brawura przełożonych i błędy pracowników elektrowni. Kiedy próbowano sprawę zatuszować (była to jeszcze epoka bez internetu), ogromną rolę w ujawnieniu rozmiarów tragedii odegrały ówczesne media. Głównie: na zachodzie Europy i w USA. Tym bardziej że wkrótce po katastrofie odcięto łączność telefoniczną z Czarnobylem i okolicznymi miejscowościami.

Później władze sowieckiej elektrowni próbowały katastrofę określać "drobną awarią", choć pożar IV reaktora było widać z satelity… a wielkość skażenia według obliczeń naukowców wielokrotnie przekraczała siłę zrzuconych w sierpniu 1945 r. na Hiroszimę i Nagasaki dwóch amerykańskich bomb atomowych.

W Mikołajkach zauważono wzrost, ale władza się nie boi

Jak czytamy w raporcie dla rządu Jaruzelskiego: "28 kwietnia 1986 r., około godz. 9.00, Centralne Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) otrzymało informację z placówki Służby Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych (SPSP) Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW) w Mikołajkach o szybkim wzroście radioaktywności powietrza". To pierwsza oficjalna informacja potwierdzająca, że nad Polskę trafiła chmura radioaktywnego pyłu z Czarnobyla.

Raport. Wprowadzenie Raport. Wprowadzenie / Fot. Piotr Litka/ Polskie Radio / "Rzeczpospolita"

Pomimo kolejnych niepokojących danych z całego kraju (wzrost skażenia promieniotwórczego w niektórych miejscach w Polsce przekraczał wówczas dopuszczalne normy nawet o kilkaset razy) w rządowych mediach nie podano tego dnia żadnej informacji na temat katastrofy. 28 kwietnia wieczorem podało ją Radio BBC. Dopiero we wtorek 29 kwietnia 1986 r. w kilku polskich gazetach popołudniowych (wówczas część z nich miała taką właśnie porę wydania) ukazały się lakoniczne informacje o zagrożeniu związanym z wyciekiem radioaktywnym. Jednak nie pisano jeszcze wtedy o żadnej katastrofie.

Warto też przy okazji dodać, że władze ZSRR nie wysłały do ówczesnych władz polskich ani też innych swoich sojuszników w Europie noty dyplomatycznej dotyczącej tragedii w Czarnobylu. Polacy, skazani na rządową propagandę, mogli dowiedzieć się nieco więcej na temat katastrofy w elektrowni jądrowej z niezależnych od władz PRL serwisów informacyjnych Radia Wolna Europa czy audycji „Głos Ameryki”. W polskiej prasie, kiedy o Czarnobylu można już było pisać, nad każdym tekstem czuwał cenzor. Kiedy tylko pojawiała się taka konieczność, wycinał niewygodne dla władzy fragmenty. Jak pisano w raporcie dla rządu Jaruzelskiego, obowiązywała zasada: "maksimum bezpieczeństwa – minimum paniki".

Raport.  Droga smugi radiacyjne Raport. Droga smugi radiacyjnej / Fot. Piotr Litka/ Polskie Radio / "Rzeczpospolita"

Problemem rządzących wówczas Polską komunistów okazało się państwowe Święto Pracy tradycyjnie obchodzone 1 maja. PRL-owscy prominenci, by uspokoić obywateli, tłumnie je świętowali. Nad organizacyjnym wymiarem święta czuwała m.in. Służba Bezpieczeństwa. Zachowane w archiwum IPN oraz Archiwum Akt Nowych raporty wiele mówią o nastrojach społecznych w ówczesnej Polsce, a często o zwykłym ludzkim strachu. Ludzie obawiali się przebywania na świeżym powietrzu, choć w oficjalnych komunikatach informowano ich, że skażenie jest już mniejsze. Nie pisano jednak, że reaktor w Czarnobylu nadal płonie. Mogło to w konsekwencji grozić kolejnym pożarem w elektrowni. Ostatecznie ogień ugaszono dopiero 10 dni po wybuchu.

Tajny raport i jego klon

Okazuje się, że dokument sprzedany przez Jerzego Urbana do Instytutu Hoovera jest przeredagowanym skrótem tzw. „Tajnego Raportu Szałajdy”, który został wydany przez Instytut Energii Atomowej w Świerku w czerwcu 1986 r. Najprawdopodobniej dla ścisłego kręgu odbiorców. W tym: także ludzi ówczesnej władzy. Tom I tego tajnego dokumentu wydrukowano w nakładzie 250 egzemplarzy (i z niego sporządzono wydany później skrót). Tom II zaś zawierał załączniki. Miał niewielki nakład: 50 sztuk.

Raport. Podsumowanie / Fot. Piotr Litka/ Polskie Radio / "Rzeczpospolita" Raport. Podsumowanie / Fot. Piotr Litka/ Polskie Radio / "Rzeczpospolita"

W roku 1991 przygotowano kolejny raport dotyczący Czarnobyla. Opracował go Zespół Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki do spraw Elektrowni Jądrowej "Żarnowiec". Wyliczono w nim m.in. wszelkie zaniedbania dotyczące działań PRL-owskich władz na przełomie kwietnia i maja 1986 roku. Wskazywano przede wszystkim na naruszenie praw obywatelskich, które skutkowało zmniejszeniem poczucia bezpieczeństwa oraz "wiarygodności władzy państwa". Podkreślano, że w sprawach ochrony radiologicznej Polaków "zarówno w pierwszych dniach po katastrofie w Czarnobylu, jak i w latach następnych" nad profesjonalizmem dominowała polityka.

W żadnym z raportów (ani tym sporządzonym w roku, w którym doszło do katastrofy, ani nawet w tym, który powstał już w "wolnej Polsce" - 1991 rok) nie wskazano personalnie osób odpowiedzialnych za taki a nie inny sposób informowania Polaków o zagrożeniach. Żadna też z osób, które decydowały o polityce informacyjnej rządu PRL w czasie, kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylu, nie poniosła konsekwencji prawnych za podejmowane przez siebie decyzje, gdy doszło do tragicznych wydarzeń w kwietniu 1986 r.

W raporcie z 1991 r. jego autorzy wielokrotnie podkreślają, że tuż po katastrofie w Czarnobylu "improwizowano procedury", przez co życie i zdrowie Polaków było zagrożone. Ważne decyzje podejmowano z opóźnieniem. Bez poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa i jego obywateli. Ale za to lojalnie wobec wielkiego sojusznika, jakim był w tamtym czasie Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich.

Piotr Litka

Współpraca: Wiktor Świetlik i Tomasz Krzyżak 

Polecane

Wróć do strony głównej