Infrastruktura i prawo. Jak poprawić bezpieczeństwo na drogach?

2019-10-23, 16:53

Infrastruktura i prawo. Jak poprawić bezpieczeństwo na drogach?
Zniszczone auta na trasie S79 na wysokości ul. Poleczki w Warszawie/zdjęcie ilustracyjne. Foto: PAP/Wojciech Olkuśnik

Słoneczna niedziela, wspólny spacer. Sielankę przerywa kierowca rozpędzonego bmw, który na pasach wjeżdża wprost w rodzinę. Ojcu udaje się odepchnąć wózek z trzyletnim dzieckiem i żonę, sam ginie pod kołami. Tragiczny wypadek na ul. Sokratesa w Warszawie odbija się szerokim echem w całej Polsce, jednak nie dlatego, że był wyjątkiem, anomalią w polskiej drogowej rzeczywistości. Potwierdza smutną prawdę - nasze drogi należą do jednych z najbardziej niebezpiecznych w Europie. Czy naprawdę musi tak być?

Z liczbami trudno dyskutować. W zeszłym roku w Polsce na drogach zginęły 2862 osoby. Według danych Komisji Europejskiej w 2018 roku na naszych drogach zanotowano 76 śmiertelnych ofiar wypadków drogowych na 1 mln mieszkańców. Wyraźnie gorzej jest tylko w Rumunii i Bułgarii. Średnia unijna to 49 ofiar na milion mieszkańców, a w Wielkiej Brytanii jest to tylko 28 osób.

Powiązany Artykuł

bezpieczeństwo droga dzieci 1200 F.jpg
Akcja "Bezpieczna droga do szkoły". Apel prezydenta i policji

Sucha statystyka nie budzi może wielkich emocji. Liczby nie mają twarzy, nie pokazują osieroconych dzieci, ani zapłakanych rodziców, którzy stracili dzieci w wypadku. Cyfry obrazujące liczbę ofiar nie oddają bezkresu rozpaczy, ani powstałej w domach pustki. Udowadniają jednak, na przykładzie innych krajów, że na drogach może być bezpieczniej. Dlaczego w Szwecji ofiar na 1 mln mieszkańców jest trzykrotnie mniej niż w Polsce? Co takiego jest w Holandii, Danii, czy Estonii, że tam drogi są dużo bezpieczniejsze? Dlaczego u nas jest tak źle?

Za szybko

W całej UE blisko 40 proc. ofiar wypadków drogowych ginie w miastach. W Polsce średnio dwa na trzy wypadki w mieście kończą się śmiercią tzw. niechronionego uczestnika ruchu, czyli pieszego, rowerzysty lub motocyklisty. - Dobrze wiemy w Polsce, dlaczego jest tak źle. Wydaliśmy miliony złotych na analizy, które leżą w szufladach ministerstw - mówi Łukasz Zboralski, redaktor naczelny portalu o bezpieczeństwie ruchu drogowego brd24.pl. Przypomina też niedawny raport ITS, z którego wynikam że  80-90 proc. polskich kierowców w obrębie przejść dla pieszych jedzie z prędkością większą niż dopuszczalna w tym miejscu.

Dziś wiemy już, że kierowca bmw na Sokratesa jechał 130 km/godz. - taką informację przekazał stołeczny ZDM.  

Zwężenia i szykany

Jak przekonuje Zboralski, problem trzeba rozwiązać poprzez infrastrukturę, która nie pozwoli w obrębie przejść dla pieszych się rozpędzać i popełniać błędów.

- Nie powinno się budować ani pozostawiać takich przejść dla pieszych jak na ul. Sokratesa w Warszawie, gdzie zginął człowiek, gdzie pieszy musi przekroczyć dwa pasy ruchu w jedną stronę i potem dwa pasy w drugą stronę i nie ma tam sygnalizacji świetlnej - mówi. - Jest szeroko, kierowcy jadą za szybko. Jeden zwalnia, zatrzymuje się, inny omija... - dodaje. Rozwiązaniem ma być zwężenie drogi przed samym przejściem do jednego pasa. - Kierowcy będą dojeżdżali jednym pasem i unikamy takiej sytuacji, kierowcy będą też zwalniać - tłumaczy. Jeśli nie da się tak przebudować drogi, konieczne są światła. - Kierowcy reagują na czerwone światło - mówi ekspert.

Możliwości spowolnienia kierowców jest wiele, są z powodzeniem stosowane na Zachodzie. Oprócz zwężeń to choćby progi, esowanie jezdni (poprowadzenie drogi łagodną szykaną), fotoradary. Kluczowe jest jednak to, aby po prostu nie dało się jechać szybko. - Na czerwonym jeszcze można przelecieć - to się zdarza bardzo rzadko ale się zdarza. Kierowcy dostają też mandaty z fotoradarów, czyli jakaś część ludzi jedzie niebezpiecznie - mówi Łukasz Zboralski. Jego zdaniem fotoradar może stać tymczasowo, dopóki nie uda się przebudować drogi.

Rozporządzenie zamiast podręcznika

Powiązany Artykuł

polskie radio wypadek bielany 1200.jpg
Tragiczny wypadek na Bielanach. Kierowca BMW jechał 130 km/h w terenie zabudowanym

Redaktor naczelny brd24.pl wskazuje, że działania mogłoby podjąć Ministerstwo Infrastruktury. - Ministerstwo wydało poradnik dla zarządców dróg. Jeśli minister chciałby poważnej zmiany w kraju, zamiast podręcznika z zaleceniami, które samorządowcy mogą zignorować, wydałby rozporządzenie o tym jak budować przejścia - podpowiada Łukasz Zboralski. - Mateusz Morawiecki zapowiedział w wyborach, że ma być fundusz na przebudowę bezpiecznej infrastruktury. Byłoby też zaplecze finansowe na takie działania - dodaje.

- W podręczniku znalazł się przykład przejścia na ul. Sokratesa - innego niż to, na którym był wypadek i później przebudowanego, ale jest zdjęcie z tej ulicy, jak to nie powinno wyglądać i jak powinno się to przebudować - zauważa Zboralski. 

Łagodny taryfikator

Kolejne propozycje eksperta to powiązanie stawek ubezpieczenia OC z niektórymi wykroczeniami np. nadmierną prędkością i rewaloryzacja taryfikatora mandatów. - Mamy taką konstrukcję psychiczną jako kierowcy, że bardziej boimy się dostać mandat od policji niż tego, że przy 120 km/godz. wypadniemy z drogi i się zabijemy. To jest nie tylko problem polskich kierowców - mówi. 

W jego ocenie jest rzeczą niewiarygodnie złą, że taryfikator jest tak skonstruowany, że można dwa razy wyprzedzać na przejściu dla pieszych zanim traci się prawo jazdy. Podniesienie mandatów to - jak mówi - problem polityczny, ale można przecież obniżyć dopuszczalną liczbę punktów karnych przy zachowaniu obecnych kar za poszczególne wykroczenia.

A jednak się da

Jest jednak w Polsce miasto, które skopiowało zachodnie wzorce - z wyśmienitymi efektami. To Jaworzno. - Między 2016 a 2018 rokiem mieliśmy przez 19 miesięcy zero ofiar. W tej chwili 11 miesiąc nie mamy nawet wypadku ciężkiego, z ciężko rannymi - mówi Tomasz Tosza, zastępca dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. Jeszcze na początku stulecia w mieście średnio co miesiąc ktoś ginął na drodze. W mieście wielkości Jaworzna, bazując na polskiej statystyce, "powinno" ginąć ok. 8 osób rocznie.

- Infrastruktura jest kluczem która może bezpieczeństwo poprawić tak, jak w Jaworznie, gdzie skopiowaliśmy rozwiązania szwedzkie, holenderskie, belgijskie, brytyjskie - mówi Tosza.

Kompleks działań

Powiązany Artykuł

wypadek 663 facebook.jpg
Do 25 lat więzienia za "zabójstwo drogowe". Propozycja zmian w kodeksie karnym

Jak tłumaczy, w pierwszym etapie wyprowadzono samochody ze śródmieścia na system obwodnicowy. - Potem przystąpiliśmy do kameralizacji ulic, do ich zawężania, uspokajania ruchu, zaczęliśmy budować szykany, wyniesione przejścia dla pieszych, wyniesione skrzyżowania, ronda - wylicza. Podkreśla też, że nie było to nic sensacyjnego. 

- Na masową skalę zaczęliśmy zawężać pasy jezdni do 6 metrów tam, gdzie odbywa się transport publiczny. 6 metrów to wystarczająca szerokość jezdni dla wszystkich pojazdów, a na takiej jezdni kierowcy nie czują się zbyt pewnie - opisuje Tomasz Tosza.

Podkreśla też potrzebę odpowiedzialnej urbanistyki, żeby miasto się "nie rozlewało", żeby nie było możliwości ucieczki od transportu publicznego. - W Jaworznie regularnie od kilku lat rośnie liczba pasażerów transportu publicznego, który jest bardziej bezpieczny niż transport indywidualny - dodaje. 

Szybka reakcja

Mimo znaczącej poprawy bezpieczeństwa wynikającego z przebudowy infrastruktury drogowej, Tomasz Tosza przekonuje, że niezbędne są też zmiany w polskim prawie.

- My na przebudowę potrzebowaliśmy kilkunastu lat. Prawo można zmienić w ciągu dwóch miesięcy. Najważniejszą kwestią jest doprowadzenie do tego, żeby sytuacja pieszych w Polsce była pod względem prawnym taka sama jak w większości krajów Europy - mówi. - Czyli pieszy ma bezwzględne pierwszeństwo przed wejściem na przejście dla pieszych - podkreśla.

- Jeśli byśmy próbowali teraz osiągnąć poprawę bezpieczeństwa metodą jaworznicką, będzie wymagało to gigantycznych pieniędzy i potrwa przynajmniej dekadę. Przez tę dekadę zginie 30 tys. ludzi. Trudno się pogodzić ze śmiercią 30 tys. ludzi i ciężkim kalectwem 120 tys. - wyjaśnia.

Kierowcy nie widzą pieszych

- Najczęściej kierowcy zauważają pieszych dopiero wtedy, kiedy lądują na masce. Nie rozglądają się, bo nie muszą. Polskie przepisy tego nie nakazują - ocenia urzędnik z Jaworzna. 

Jego zdaniem, żeby poprawić radykalnie bezpieczeństwo na polskich drogach trzeba "udomowić" kierowców, którzy są w tej chwili "zdziczali". - Można to zrobić dokładnie tymi samymi metodami, jakimi zostali udomowieni kierowcy na zachodzie europy czyli automatycznym nadzorem za pomocą fotoradarów - przekonuje. 

- W malutkiej Holandii jest ich 5 tys., a w Polsce kilkaset i nie działają, albo działają tak, że nadaje się to na doniesienie do prokuratury na marnowanie publicznych pieniędzy - dodaje. 

Więcej fotoradarów

Tomasz Tosza apeluje też do polityków, aby nie tylko przywrócili samorządom możliwość ustawiania fotoradarów, ale żeby nałożyli wręcz na samorządy obowiązek stawiania fotoradarów. -  Tak, żeby jeden fotoradar był na co najmniej 10 tys. mieszkańców - wskazuje.

- Mandaty nie są obowiązkowe, mandaty są tylko dla chętnych. Jak ktoś jeździ zgodnie z przepisami nie zapłaci żadnego mandatu - stwierdza. Proponuje przy okazji, by ewentualne dochody z fotoradarów przeznaczyć na rozbudowę infrastruktury. 

On, podobnie jak Łukasz Zboralski, uważa, że mandaty są w Polsce za niskie. 

Działanie powypadkowe

Zboralski ostrzega, że jest "magicznym myśleniem", że wprowadzenie nowego prawa z miejsca ureguluje i uzdrowi sytuację. - Dzisiaj potrącani są piesi będący już na pasach, a więc ci którzy zgodnie z polskim prawem mają pierwszeństwo.

Wskazuje jednak, że prawo o pierwszeństwie pieszego przy pasach sprawiłoby, że skończyłoby się uniewinnianie kierowców, którzy przy pomocy biegłych próbują udowodnić, że pieszy wtargnął przed auto. 

- Po kilku wyrokach, opisanych sytuacjach przez media w pewnym sensie dotarłoby do kierowców, że muszą bardziej uważać - przewiduje. 

Nieścisłość w prawie

Ekspert przypomina też, że w polskim prawie też jest takie rozwiązanie jak pierwszeństwo pieszego przy pasach. Jest też pewna nieścisłość.

- W  rozporządzeniu o znakach i sygnałach drogowych w definicji znaku D-6 czyli przejście dla pieszych wpisano wprost, że kierowca musi zwolnić przed przejściem dla pieszych, by nie narazić na niebezpieczeństwo pieszych znajdujących się na przejściu bądź na nie wkraczających - mówi Zboralski.

Jak wskazuje, wystarczyłoby to jedno zdanie przenieść do ustawy Prawo o ruchu drogowym, żebyśmy sytuację prawną mieli wyprostowaną.

Podkreśla przy okazji, że nie ma czegoś takiego jak bezwzględne pierwszeństwo pieszego. - Prawo, które funkcjonuje w innych krajach Europy jest tak skonstruowane, że nie daje pieszemu możliwości wymuszenia własnego pierwszeństwa, bo to jest po prostu dla niego niebezpieczne - wyjaśnia. 

Nowa kwalifikacja

Łukasz Zboralski przyznaje, że obecna konstrukcja prawna pozwala tak rozstrzygać sprawy w sądach, że odpowiedzialność karna jest niska.

- Możemy rozważać, tak jak w kilku krajach w Europie w skrajnej sytuacji wprowadzenia nowej kwalifikacji zabójstwa drogowego - wtedy te kary byłyby odpowiednio wysokie - mówi.

Wskazuje również, że nawet przy obecnym prawie można by orzekać wyższe wyroki, ale problem tkwi w świadomości sędziów. 

fc

Polecane

Wróć do strony głównej