My, koronawirus i oni. Opowieści, które podzieliły społeczeństwo

W dni parzyste pracownicy Ministerstwa Zdrowia biegają po szpitalach, tuszując przypadki  COVID-19, a w dni nieparzyste każą wpisywać COVID-19 jako przyczynę zgonu tam, gdzie owego COVID-u nigdy nie było – gdyby chcieć wyciągnąć jeden wniosek z treści pojawiających się w Internecie, to prawdopodobnie byłby on właśnie taki. W chaosie informacyjnym można jednak dostrzec pewne wzory. 

2020-04-20, 11:32

My, koronawirus i oni. Opowieści, które podzieliły społeczeństwo
Zdj. ilustr.Foto: PAP/Wojciech Olkuśnik

Tak mi się pechowo w życiu złożyło, że praktycznie cały luty, cały marzec i kawałek kwietnia spędziłam na zmianę albo w szpitalach, albo we własnym łóżku. Pozwalam sobie na to dość ekshibicjonistyczne wyznanie nie dlatego, żeby Państwo żałowali, że redaktor taka biedna i chora, ale dlatego, że ten okres przed pojawieniem się koronawirusa w Polsce i pierwsze etapy walki z nim na naszym krajowym podwórku oglądałam z innej niż zazwyczaj perspektywy.

Mając więcej czasu, czytałam nie tylko informacje podawane przez różne, także komercyjne media, ale i komentarze zamieszczane pod nimi przez internautów. To wszystko skłoniło mnie do refleksji, że podział społeczny w Polsce się zmienił. Początkowo wydawało się, że linia przebiegnie jak zwykle: zwolennicy opozycji versus zwolennicy koalicji rządzącej.

Tymczasem ułożyło się to nieco inaczej. Po początkowym etapie, w którym rząd i prawie cała opozycja były zgodne, że trzeba solidarnie walczyć z zagrożeniem, kiedy wydawało się, że politycy o dziwo potrafią wznieść się ponad zwyczajowe przepychanki i stanąć ramię w ramię, przyszedł etap kolejny. Jednak i jego nie da się zamknąć w tym uproszczonym podziale na zwolenników PiS i PO (oraz przyległości). Okazuje się bowiem, że przeciwnicy polityki rządowej atakują ją z dwóch zupełnie innych pozycji.

Czy mamy do czynienia z samorzutnym podziałem społeczeństwa, czy też z narracjami sterowanymi, a jeśli tak, to przez kogo? Nie czuję się kompetentna, by na to pytanie odpowiedzieć. Widzę po prostu pewne prawidłowości.

REKLAMA

Do Polaka strachliwego: rząd tuszuje problem

"Trzeba postawić polityczną tezę, że polskie państwo podjęło decyzję, żeby ograniczając liczbę testów, informować opinię publiczną, że ograniczona jest również liczba chorych" – ogłosił w zeszłym tygodniu poseł Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk.

Podobne opinie – tylko w dużo ostrzejszych słowach – feruje także część społeczeństwa w tzw. propagandzie może nie szeptanej, bo jednak Polacy raczej przestrzegają zalecenia izolacji, ale pisanej. Media społecznościowe pełne są głosów obawy, że rząd tak naprawdę nie panuje nad sytuacją, że zarażeni grasują po ulicach i w ogóle zaraz wszyscy umrzemy. Pojawiają się jakieś – zazwyczaj anonimowe – doniesienia, że lekarze specjalnie odmawiają testów lub co gorsza nie wpisują COVID-u 19 jako przyczyny zgonu, by zaniżyć statystyki.

To, że przetestowania całego społeczeństwa nie praktykuje się chyba w żadnym kraju, a także to, że zwarta armia agentów musiałaby działać w każdym szpitalu (co jest niewykonalne z punktu widzenia logistyki), by takich cudów statystycznych dokonywać, jakoś nie przemawia. Przy czym w przypadku internautów problem jest zasadniczy: nie sposób ocenić, kto pisze o swoich obawach, wynikających z niewiedzy czy niezrozumienia, a kto celowo sieje ferment. Bowiem jak zawsze, gdy dzieje się coś ważnego, fake news goni fake news i mimo pojawienia się inicjatyw, które mają z owymi fake newsami walczyć, nie wszystko udaje się zweryfikować.

W efekcie społeczeństwo odczuwa lęk. A ta jego część, która nauczyła się myśleć, że na Zachodzie zawsze jest lepiej, ładniej i bezpieczniej, doszła do prostej konkluzji, że skoro u nas jest mniej przypadków, to zapewne nie dlatego, że działają obostrzenia, m.in. zamknięcie granic (Polska zrobiła to jako jedna z pierwszych w Europie), tylko dlatego, że rząd robi jakieś machloje, by ukryć skalę problemu. No przecież niemożliwe, żeby ów mityczny Zachód okazał się mniej przewidujący niż nasze rodzime władze. To się w głowie nie mieści!

REKLAMA

Tymczasem chociażby z danych opracowanych przez worldometers.info (podaję za portalem TVP Info) wynika, że w 23. dniu od pojawienia się minimum dwu przypadków na milion, w Hiszpanii mamy 901 chorych na milion obywateli, a w Polsce tylko 108 zakażonych na milion mieszkańców. Lecz po co łączyć to z faktem, że po prostu zachowywaliśmy się inaczej niż Hiszpanie? Rząd zaniża!

Do fana złotej wolności: rząd ma pretekst, by cię inwigilować

Równolegle pojawia się druga tendencja w myśleniu o koronawirusie: wszystkie te teorie, z których wynikałoby, że koronawirusa albo w ogóle nie ma, albo jest niegroźny, a ludzkie obawy władza wykorzystuje w jakichś niecnych celach. Możliwości mamy wiele: od założenia, że koronawirus albo jest rozsiewany przez sieć 5G, albo koronawirusa wymyślono, by cichcem budować sieć 5G, przez warianty szczepionkowe: wmawiają nam koronawirusa, by nas zaszczepić, a od szczepionki umrzemy lub wraz ze szczepionką wsadzą nam wszystkim chip, żeby nas inwigilować, po crossovery: wraz ze szczepionką wetkną nam chip, a potem przy użyciu sieci 5G będą kontrolować nasze zachowanie.

Doprawdy, szkoda, że wówczas nie każą całemu światu tańczyć jednocześnie "makareny". Widok musiałby być niesamowity. Zapewne dla większości z Państwa te teorie brzmią absurdalnie i stanowią margines. Tyle że na naszych oczach one właśnie cichcem wkraczają do mainstreamu. Niby jeśli pojawiają się w mediach, to raczej w tych niszowych. Trudno znaleźć polityka, który byłby ich twarzą, może ewentualnie poseł Grzegorz Braun, który zwracał się do partii rządzącej: "Zamykać kościoły? Zamykać lasy? Co wy tam knujecie w tych lasach, kto ma lądować w tej puszczy, że Polacy nie mogą wyjść na spacer, by przewietrzyć się przy wiosennym słoneczku?" sugerując właśnie jakieś niejasne motywy wprowadzania zakazów. Jednak nawet on z całą pewnością nie podpisałby się pod większością teorii spiskowych.

Zarazem jednak takie opowieści znajdują podatny grunt. Dzieje się tak dlatego, że koronawirus faktycznie mocno zachwiał naszą codziennością, a to, że wielu rzeczy robić nie wolno, bywa denerwujące. Jednocześnie ludzie nie widzą umierających na ulicach, a z niewielkiej w skali świata liczby przypadków wyciągają wniosek, że zagrożenia nie ma. Myślą: coś tu się nie zgadza. Tragedii nie widać, a my nie możemy żyć, jak lubimy? W odpowiedzi pojawiają się mniej lub bardziej prawdopodobne teorie spiskowe, pozwalające jakoś wytłumaczyć to, co się dzieje. Fakt, że większość mediów nie poświęca im uwagi, paradoksalnie działa na ich korzyść. Tworzy się mit drugiego obiegu, tym razem w Internecie, nie w bibule.

REKLAMA

Zainteresowani podsyłają sobie filmiki jakichś panów, którzy dzielą się refleksjami o światowych spiskach. Kim oni są? Skąd mają tę wiedzę? I przede wszystkim: jeśli założyć, że istnieją superzłoczyńcy rodem z filmów o agencie 007, to jakim cudem są takimi nieudacznikami, że choć zmusili do udziału w swym niecnym spisku rządy wszystkich krajów świata, to ich plany wyciekły do szeregowego Kowalskiego, by ten bohatersko informował o nich w sieci?

Nie będę polemizować ze wszystkimi teoriami spiskowymi, jakimi obrósł koronawirus. Nie ma to większego sensu. Uważam jednak, że warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się wokół sieci 5G. Zwłaszcza osoby starsze, bardzo często odczuwające lęk nawet przed technologiami, którymi moje pokolenie operuje bez problemu, kiedy słyszą, że wprowadza się coś nowego i jest to groźne, zwyczajnie boją się nieznanego. A strachem przed nieznanym bardzo łatwo manipulować. Dlatego nie należy przewracać oczami, słysząc ich wątpliwości, ale rzetelnie wyjaśniać, o co chodzi. Widzę tu zresztą zadanie dla mediów.

Ta brzydka władza, czyli "oni"

Zastanawiają się Państwo zapewne, co wspólnego mają ci, którzy głoszą, że rząd ukrywa dramatyczną prawdę o ofiarach koronawirusa, z tymi, którzy uważają, że to pretekst, by nas zachipować. Paradoksalnie – całkiem sporo. Wszystkie te teorie odgrzewają znaną nam z czasów Polski Ludowej kategorię podziału "my i oni".

My, obywatele, warstwa ciemiężona. I oni. Władza. Ci, którzy tają. Nieważne, czy zmniejszając skalę pandemii, czy chowając swoje prawdziwe zamiary. Ukrywają. Trzeba z nimi walczyć. Nie ufać. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy tego typu narracje są przez kogoś sterowane, czy też po prostu to efekt tego, że każdy kryzys daje pole do snucia najróżniejszych domysłów. Warto zresztą zaznaczyć, że teorie spiskowe nie są tylko domeną Polski, pojawiają się także w innych krajach.

REKLAMA

Jednak niezależnie od odpowiedzi warto mieć na uwadze, że skrajne podkopanie zaufania do rządu prowadzi do destabilizacji i chaosu. I że zawsze znajdą się tacy, którzy będą ową destabilizację usiłowali wykorzystać.

Magdalena Złotnicka

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej