"Ojciec mógł narazić się gen. Kiszczakowi i gen. Jaruzelskiemu". Sprawa morderstwa premiera PRL Piotra Jaroszewicza

2021-12-07, 17:34

"Ojciec mógł narazić się gen. Kiszczakowi i gen. Jaruzelskiemu". Sprawa morderstwa premiera PRL Piotra Jaroszewicza
W toczącym się przed warszawskim sądem okręgowym procesie trójki oskarżonych o zamordowanie w 1992 r. małżeństwa Jaroszewiczów składanie zeznań kontynuował we wtorek starszy syn byłego premiera. Foto: shutterstock/PhotoDictionary

Jak wynika z zeznań syna zamordowanego premiera PRL Piotra Jaroszewicza, mógł on narazić się gen. Czesławowi Kiszczakowi i gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Andrzej Jaroszewicz oświadczył to w postępowaniu przed warszawskim sądem okręgowym.

W toczącym się przed warszawskim sądem okręgowym procesie trójki oskarżonych o zamordowanie w 1992 r. małżeństwa Jaroszewiczów składanie zeznań kontynuował we wtorek starszy syn byłego premiera. Z jego dotychczasowych zeznań wynika, że w tej sprawie nie doszło do napad rabunkowego, ale mogło to być upozorowanie takiego przestępstwa w celu wyniesienia ważnych dokumentów, które posiadał były premier.

Zeznania 

Andrzej Jaroszewicz powiedział we wtorek, że o zabójstwie ojca i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz dowiedział się będąc w Gdańsku, gdzie wówczas pracował. Natychmiast wsiadł w samochód i pojechał do Anina. Jak relacjonował, po dotarciu do domu ojca okazało się, że ciało zamordowanego znajdowało się jeszcze w środku.

Zwrócił przy tym uwagę, że panował tam ogromny bałagan. - W szczególności w gabinecie był taki bałagan, jakby ktoś specjalnie rozrzucał dokumenty. Jakby ktoś umyślnie zrobił bałagan. To samo w kuchni. Na klatce schodowej ktoś nawet perfumy rozlał - zeznawał Andrzej Jaroszewicz.

Mężczyzna kilkakrotnie podkreślał też, że w domu Jaroszewiczów nie przechowywano cennych kosztowności i dużych sum pieniędzy. Jak wynika z akt sprawy, w wyniku napadu z willi w Aninie zginęło 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.

Syn byłego premiera podając w wątpliwość podłoże rabunkowe zabójstwa podkreślił, że nawet biżuteria żony byłego premiera, która leżała na wierzchu, nie została skradziona. Nie wykluczył przy tym, że podczas napadu z gabinetu Jaroszewicza mogły zginąć jednak dokumenty obciążające niektórych polityków.

"Ojciec mógł narazić się niektórym ludziom"

Sąd pytał też we wtorek Andrzeja Jaroszewicza, kogo miał na myśli, zeznając przed laty jeszcze w śledztwie prokuratorskim, że jego ojciec mógł narazić się niektórym ludziom. - Dzisiaj mogę to ujawnić. Myślałem o gen. Kiszczaku i gen. Jaruzelskim - powiedział syn zamordowanego premiera. Dodał, że jego ojciec miał wiedzę o poszczególnych ludziach "którzy sprzeniewierzyli się pewnym zasadom, o agenturze w środku władz". Jego zdaniem, było to dla Jaroszewicza bardzo niebezpieczne.

W tym kontekście zauważył, że jego ojciec przed śmiercią pracował nad drugim, poprawionym wydaniem książki pt. "Przerywam milczenie". Sugerował, że mogły znaleźć się tam informacje niewygodne dla wielu polityków. - Widziałem, że pracował nad książką, był to rękopis. Po zabójstwie tego rękopisu nie było - zeznał Andrzej Jaroszewicz.

Jedna z najgłośniejszych zbrodni lat 90

Proces, w którym zeznawał w poniedziałek Jaroszewicz, toczy się w stołecznym sądzie od ponad roku. Sąd ten stara się wyjaśnić jedną z najgłośniejszych zbrodni lat 90., do której doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. Prokuratura oskarża Roberta S. o uduszenie Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelenie jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz, a Dariusz S. i Marcin B. oskarżeni są o współudział w zabójstwie b. premiera. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie. Grozi im kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Według prokuratury w dniu napadu oskarżeni przez wiele godzin obserwowali posesję ofiar. Po wejściu do domu Jaroszewiczów Robert S. obezwładnił Piotra Jaroszewicza uderzeniem w tył głowy znalezioną bronią palną. Oskarżeni przywiązali mężczyznę do fotela. Z kolei Alicja Solska–Jaroszewicz została skrępowana i położona na podłodze w łazience. Mężczyźni przeszukali dom, zabrali z niego - poza dwoma pistoletami - 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.

Jak wskazuje prokuratura, prawdopodobnie w momencie opuszczania przez sprawców domu pokrzywdzonych, już wczesnym rankiem, Piotr Jaroszewicz wyswobodził się z więzów. Napastnicy znów posadzili go w fotelu. Następnie, gdy dwaj sprawcy trzymali go za ręce, Robert S. go udusił.

Według prokuratury, po zamordowaniu Piotra Jaroszewicza Robert S. zabrał z gabinetu pokrzywdzonego jego sztucer, poszedł do łazienki, w której leżała związana Alicja Solska-Jaroszewicz i miał ją zastrzelić.

Czytaj więcej:

nj

Polecane

Wróć do strony głównej