"Koalicja dla ciepła" testem dla samorządów. Felieton Miłosza Manastreskiego
Rząd mówi samorządowcom: "Sprawdzam!". Problemy z dystrybucją węgla to świetna okazja by udowodnić, że dobro mieszkańców jest ważniejsze od politycznych podziałów.
2022-10-04, 20:28
Rozmawiając o problemach z dostępnością węgla nie możemy zapominać, że to Unii Europejskiej zawdzięczamy zamykanie kopalń, a obecny kryzys energetyczny w Europie to bezpośredni skutek polityki energetycznej Niemiec.
Sprawa węgla w Polsce to prawdziwy paradoks. Nasz kraj posiadający ogromne zasoby surowca musi go sprowadzać zza granicy, i to po wygórowanych cenach, konkurując na oferty z innymi, pozbawionymi własnych zasobów krajami. Tymczasem dzisiaj to Polska powinna zapewniać innym krajom europejskim potrzebny im surowiec i zarabiać podobnie jak Norwegia na gazie. Niestety nie zarabia i jest to efekt wieloletniej taktyki oczerniania węgla jako sprawcy wszelkich możliwych nieszczęść ze zmianami klimatu na czele. Polityki, w której ekologiczne idee wykorzystano do promocji rosyjskiego gazu i niemieckiego przemysłu. Ten pierwszy zapewniał nie tylko tanią energię niemieckim fabrykom, ale sam w sobie miał stanowić źródło dystrybucyjnych dochodów dla Berlina. W trosce o nie Niemcy wspólnie z Rosjanami zbudowali dwa potężne gazociągi, które przechodząc po dnie Bałtyku ominęły wszystkich sąsiadów. To one, obliczone na dużo większą przepustowość niż potrzeby RFN, miały stać się przyszłości podstawowym źródłem gazu dla Europy Centralnej.
Niemcy mówili o ekologii a myśleli o swoich dochodach
Cała walka z węglem w Unii Europejskiej miała zwiększyć zapotrzebowanie na rosyjskie błękitne paliwo. Nie chodziło tu w żadnym razie o rzeczywistą ochronę klimatu czy tzw. zeroemisyjność. Zmniejszenie emisji dwutlenku węgla w Europie Zachodniej i USA było możliwe dzięki budowie licznych i wydajnych elektrowni atomowych. Niemcy zaś nie pozwalały na budowę siłowni jądrowych w Polsce. Najpierw zablokowały je rękami spolegliwego rządu Donalda Tuska, który najpierw Polaków do energetyki jądrowej przekonywał, a potem inwestycji zaniechał. Możemy się domyślać, że stało się to na życzenie Berlina, bo kiedy rząd Prawa i Sprawiedliwości oficjalnie ogłosiła poszukiwania partnerów do budowy siłowni nuklearnych, Niemcy również oficjalnie powiedzieli, że użyją wszelkich dostępnych środków do tego, żeby budowę ich zablokować. Rezygnacja z węgla, którą instytucje Unii Europejskiej próbowały (próbują?) wymusić w pakiecie Fit For 55 już w najbliższych latach, dla polskiej gospodarki oznaczałaby niemal pełne uzależnienie od gazu. Obecne technologie pozyskiwania energii odnawialnej nie są bowiem źródłem stabilnym i zaspokajającym potrzeby produkcji przemysłowej.
REKLAMA
Unia Europejska nie jest gotowa rozplątać energetyczny węzeł gordyjski, w jaki wplątała nas razem z Wladimirem Putinem
Zwolennicy dekarbonizacji twierdzą, że narzucane przez Unię Europejską pakiety klimatyczne mają przyśpieszyć rozwój coraz wydajniejszych zielonych technologii. Wiara w szybką zmianę (na przykład efektywne i tanie wykorzystanie wodoru) unijnych decydentów wydaje się wprost nieograniczona. Wiara ta przedstawiana jest jako wiedza, że tak się stanie, choć póki co znaków przełomu technologicznego nie widać.
Trzeba też przyznać, że sumy przeznaczane na tzw. "transformację energetyczną" w ostatnich latach w całej Unii są ogromne. Pytanie, dlaczego można inwestować tak duże środki w technologie, którym wiele jeszcze brakuje wiele do doskonałości. Równie dobrze można by przeznaczyć środki na udoskonalenie istniejących i całkiem wydajnych filtrów, które ograniczą zanieczyszczenia pochodzące ze spalania węgla. To jednak służyłoby tym krajom, które posiadają znaczne jego zasoby - a więc przede wszystkim Polsce.
Efekt jest taki, że wielu Polaków martwi się skąd weźmie opał do ogrzewania zimą. Węgiel nie tylko koszmarnie zdrożał, ale i jest trudno dostępny. Zdając sobie sprawę z tych trudności rząd nie tylko wprowadził dodatek węglowy w wysokości 3000 zł dla gospodarstwa domowego, ale także organizuje dostawy i reguluje ceny rynkowe surowca.
REKLAMA
Po raz kolejny okazało się, że wychwalana przez liberałów pokroju Tuska i Balcerowicza żelazna ręka rynku jest gotowa podusić tysiące Polaków.
I po raz kolejny okazało się także, że rozwiązaniem jest aktywne działanie rządu. Z pomocą przychodzą spółki skarbu państwa, które po raz kolejny potwierdzają swoje strategiczne znaczenie. Ich zadaniem jest nie tylko generowanie zysków do wspólnej publicznej kasy, ale czasem, w sytuacjach kryzysowych właśnie rezygnacja z okazji do zarobku, w imię wspólnego dobra.
Tak jak regulatorem dla rynku paliw jest PKN Orlen, który utrzymuje niskie marże w sprzedaży detalicznej w całej branży, tak dzisiaj elementem równowagi na rynku węgla stają się działania PGE Energetyka oraz Węglokoks. Wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin skierował ostatnio do samorządów propozycję wspólnego stworzenia systemu dystrybucji węgla, który pozwoli na sprzedaż węgla po kosztach jego sprowadzenie. - Apeluję do wszystkich polskich samorządów, by odpowiedziały pozytywnie na ofertę PGE czy Węglokoksu i włączyły się w dystrybucję węgla dla swoich mieszkańców. Samorządy mają spółki komunalne, które mogą kupować węgiel bezpośrednio u importera i sprzedawać go z dużo mniejszym narzutem - mówi wicepremier Jacek Sasin podczas konferencji prasowej w Otwocku. To miasto dołączyło już do "koalicji dla ciepła" - systemu dystrybucji tego surowca, żeby zapewnić go swoim mieszkańcom w dobrej cenie.
"Koalicja dla ciepła" to test, który pokaże czy samorządom naprawdę troszczą się o swoich mieszkańców.
REKLAMA
Rząd Mateusza Morawieckiego nie po raz pierwszy wykorzystuje spółki skarbu państwa do działań wykraczających poza działalność typowo biznesową (czyli obliczoną na zysk). Podczas pierwszej fali pandemii to m. in. KGHM i PKN Orlen zajmowały się produkcją i sprowadzaniem z zagranicy środków potrzebnych w walce z pandemią (KGHM wykorzystywało do tego celu największy samolot świata An-Mirja, zniszczony później przez Rosjan w czasie wojny na Ukrainie). Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na tej samej zasadzie liczne spółki prowadzone przez samorządy w ramach wyższej konieczności zaangażowały się w system dystrybucji węgla. Wyjątkowa sytuacja wymaga nietypowych rozwiązań.
Propozycja wicepremiera Jacka Sasina może nie spodobać się jednak części włodarzy związanych z Platformą Obywatelską. Łatwiej jest bowiem przerzucać całą odpowiedzialność za kryzys energetyczny na rząd niż udowodnić własne zdolności organizacyjne w służbie mieszkańcom. Politycy i samorządowcy PO wielokrotnie pokazywali, że działają na zasadzie "im gorzej w kraju, tym lepiej dla mnie" i wolą problemy pogłębiać niż rozwiązywać. Czy tak będzie również w tym przypadku? Na razie trudno sobie wyobrazić, żeby na przykład prezydent stolicy Rafał Trzaskowski zakasał rękawy i zorganizował węgiel dla potrzebujących warszawiaków. Ci, być może po węgiel będą musieli pojechać do pobliskiego Otwocka.
Miłosz Manasterski
REKLAMA
REKLAMA