Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona. Ekspert: różne scenariusze są możliwe

2024-03-19, 15:40

Awaryjne lądowanie amerykańskiego drona. Ekspert: różne scenariusze są możliwe
Amerykański bezzałogowiec lądował awaryjnie w okolicach Mirosławca. Foto: shutterstock

Amerykański dron mógł lądować awaryjnie w wyniku zakłócenia sygnału GPS przez Rosję? - Dron jest sterowany z pewnej odległości i w wyniku zakłóceń można utracić nad nim kontrolę - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl prof. Maciej Marszałek z Akademii Sztuki Wojennej.

Paweł Kurek, dziennikarz portalu PolskieRadio24.pl: W mediach można przeczytać wypowiedź generała Waldemara Skrzypczaka, że przyczyną awaryjnego lądowania amerykańskiego drona MQ-9 Reaper w okolicach Mirosławca było "zakłócenie sygnału GPS", które spowodowało jego "ucieczkę". Amerykanie potwierdzają, że "stracił on połączenie ze stacją dowodzenia". Czy celowe zakłócenie łączności takiego urządzenia mogło być przyczyną awarii?

Prof. Maciej Marszałek z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego ASW, były oficer sił powietrznych: Nie chciałbym wróżyć z fusów, bo jestem daleki od tego, ale jest to możliwe. Dron jest sterowany z pewnej odległości i w wyniku zakłóceń można utracić nad nim kontrolę. W takiej sytuacji może on wylądować w niezaplanowanym miejscu albo się rozbić. Prowadzenie takich zakłóceń jest jedną z form utrudniania działań. Dane urządzenie, broń, można zniszczyć fizycznie, stosuje się też zakłócenia. Wtedy mówimy o obezwładnianiu. Dany obiekt nie ulega zniszczeniu, ale przez utratę kontroli nad nim traci swoje walory bojowe czy rozpoznawcze.

Od kilku tygodni słyszymy o możliwym zakłócaniu sygnału GPS przez Rosję. Czy takie zakłócenia, gdy do nich dochodzi, obejmują zwykle szeroki obszar, czy mogą być też punktowe, ukierunkowane na konkretny cel?

Najczęściej dotyczy to okolicy jakiegoś konkretnego obiektu, konkretnego obszaru. Ale w wyniku bardzo dynamicznego rozwoju techniki, technologii, jej podwójnego zastosowania w wojsku i w środowisku cywilnym, prawdopodobnie jest taka możliwość, by do takich zakłóceń dochodziło w określonej przestrzeni, żeby miały one większą moc działania. Dlatego tego nie można wykluczyć. Rzeczywiście na wybrzeżu są te problemy. Sam nawet borykałem się z tym, gdy jechałem do Gdyni. Wtedy też były problemy z nawigacją. Mówili mi też o tym miejscowi. Pamiętajmy, że niedaleko jest obwód królewiecki, być może stamtąd Rosjanie oddziałują. Ale te zakłócenia mogą też być wynikiem wykorzystania innych środków, łącznie ze środkami powietrznymi czy kosmicznymi.

Jakie są rozwiązania technologiczne drona na wypadek utraty kontroli?

Są dwa podejścia. Jeżeli taki obiekt działa za linią wroga, to należy się liczyć z tym, że może on ulec awarii. W takiej sytuacji istnieje możliwość samozniszczenia, aby ta technologia nie dostała się w niepowołane ręce.
Z drugiej strony, są systemy zabezpieczające pozwalające taki dron bezpiecznie sprowadzić na ziemię, ale w tej chwili trudno mi powiedzieć, jakie rozwiązania ma ten konkretny bezzałogowiec. Pamiętamy na przykład, że w Kosowie przed laty doszło do awarii kilku dronów. Powodem były oblodzone stery, w wyniku czego operatorzy stracili nad nimi kontrolę. W takiej sytuacji, gdy mówimy o warunkach bojowych, obiekt ulegał autodestrukcji, aby ta technologia nie trafiła w niepowołane ręce.

Zakładam, że wojskowe drony, które latają nad naszym terytorium, nie są uzbrojone, nie mają też systemów autodestrukcji?

Tutaj nie ma takich przesłanek. Jestem przekonany, że tutaj chodzi o kwestie rozpoznawcze, a nie kwestie bojowe. Z takich ciekawostek dotyczących etycznego wykorzystania dronów, to pamiętam okres, gdy analizowaliśmy wykorzystanie bezzałogowych aparatów latających np. w Iraku czy Afganistanie. Pamiętam sytuację, kiedy za pomocą drona namierzono samochód, w którym prawdopodobnie znajdował się Osama bin Laden. Nie było wtedy takiego przyzwolenia, by podjąć atak. Pojawiły się bowiem dylematy moralne, etyczne, czy za pomocą bezzałogowego aparatu można wykonywać uderzenia ofensywne. Kogoś wyeliminować. Wtedy jeszcze nad tym się zastanawiano. Później, jak pan na pewno wie, zmieniło się to wszystko.

Powiedziałbym drastycznie.

Tak. Dziś są one uzbrojone, wykorzystywane są do ataku daleko za linią potencjalnego przeciwnika. Już te dylematy moralne nie występują. Zawsze jednak jakieś nieprzewidziane sytuacje mogą się wydarzyć i wtedy jest problem, ale nie dotyczy to tylko utraty kontroli, ale na przykład wykorzystania. Chociażby w kwestii rażenia. Też trzeba zaplanować, że jak pocisk czy rakieta spadnie, to uderzenie będzie mieć określony promień rażenia. Należy w takiej sytuacji brać pod uwagę straty, jakie to spowoduje. Czy będą one pożądane z punktu widzenia militarnego. Pamiętajmy, że takie źle zaplanowane działania mogą też być potem przesłanką dla drugiej strony, by rozpocząć wojnę propagandową, informacyjną.

Myślę, że w warunkach cywilnych jest trochę inny problem. MQ-9 Reaper to wielki gabarytowo bezzałogowiec. 20 m rozpiętości skrzydeł, 11 metrów długości. Gdyby taki dron spadł na zabudowania, to mógłby poczynić poważne straty. 

Drony to nie tylko małe aparaciki, jak nieraz nam się kojarzy. Te amerykańskie aparaty bezzałogowe mogą wisieć w przestrzeni powietrznej 24 godziny. Monitorują obszar, znajdując się poza zasięgiem przeciwnika. Musi mieć odpowiedni rozmiar, by możliwe było zamontowanie aparatury, uzbrojenia, zbiorników na paliwo, żeby to wszystko przez tyle godzin mogło funkcjonować. Jeżeli obiekt latający jest sporych rozmiarów, a operator straci nad nim kontrolę i spadnie w terenie zabudowanym, to oczywiście może zrobić krzywdę. Tutaj nie ma co do tego dwóch zdań.

Ale zakładam, że Amerykanom musiało zależeć na tym, żeby bezpiecznie sprowadzić go na ziemię, by go odzyskać. Nie jest to tani sprzęt.

Jestem przekonany, że nie za wszelką cenę. Być może bardziej chodziło o to, żeby nie wyrządził jakichś szkód w środowisku cywilnym. W kulturze zachodniej człowiek jest ważniejszy od sprzętu. To nie dotyczy tylko obszaru cywilnego. Amerykanie powtarzają, że wyprodukowanie samolotu nie stanowi żadnego problemu. Ważniejsze jest wyszkolenie pilota. Przygotowanie go do wykonywania zadań w różnych warunkach atmosferycznych, bojowych jest o wiele trudniejsze. Dlatego też ten czynnik ludzki jest bardziej cenny, wartościowy niż sprzęt.

Takim przykładem są chociażby czołgi Abrams, które są tak skonstruowane, by w razie uderzenia pocisku jak najlepiej chronić załogę.

Tak, to zdecydowanie inne myślenie, ukierunkowane na człowieka. Dobrze to obrazuje książka "Wojna i antywojna" Alvina Tofflera i Heidi Toffler. Każdy, kto się zajmuje bezpieczeństwem, wie, że sprzęt jest na tyle doskonały, na ile doskonale jest przygotowany żołnierz, oficer czy podoficer. Ten, kto go obsługuje. Możemy posiadać doskonałe uzbrojenie, ale jak człowiek nie będzie odpowiednio wyszkolony, to nie wykorzysta maksymalnie możliwości urządzenia, na którym operuje. W szczególności dotyczy to urządzeń, o których mówi się na Zachodzie, że są z gatunku "sophisticated". Mówimy tu o wysublimowanej, wysokiej technologii, do której obsługi potrzebni są doskonale wyszkoleni żołnierze. Największym zaniedbaniem, zaniechaniem jest posiadanie cudownego uzbrojenia, ale nieumiejętność jego pełnego wykorzystania.

Ale wracając do drona spod Mirosławca, to tu raczej nie ma mowy o błędzie popełnionym przez człowieka. 

Raczej nie wydaje mi się, że człowiek w tym przypadku zawinił. Na tę sytuację mogły wpłynąć różne czynniki, różne scenariusze - usterka, warunki pogodowe. Ale pod uwagę należy wziąć całą tę historię z zakłóceniami na północy Polski. Być może to był taki dominujący czynnik.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Paweł Kurek

mpkor

Polecane

Wróć do strony głównej