Zażartowała na lotnisku, że ma bombę i narkotyki. Słono ją to kosztowało

2024-04-26, 13:45

Zażartowała na lotnisku, że ma bombę i narkotyki. Słono ją to kosztowało
Żart o bombie w bagażu kosztował kobietę, która wybierała się do Egiptu, bardzo słono. Foto: Shutterstock/CatwalkPhotos

54-letnia mieszkanka Warszawy przekonała się dotkliwie, że żarty mają swoje granice. Kobieta udaremniła swoją podróż samolotem do Egiptu, gdy zażartowała, że ma w bagażu "jakąś bombę i jakieś narkotyki". Dostała też mandat w wysokości 500 zł za prowadzenie fałszywego alarmu bombowego na Lotnisku Chopina.

Jak przekazała rzecznik komendanta Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej kpt. SG Dagmara Bielec, do incydentu z udziałem kobiety doszło w czwartek na lotnisku Chopina.

- Według oświadczenia dokonującego odprawy pracownika obsługi naziemnej jedna z podróżnych na pytanie, czy ma w bagażu jakiekolwiek rzeczy niebezpieczne, odpowiedziała - "mam w bagażu jakąś bombę i jakieś narkotyki", po czasie dodając, że był to tylko głupi żart - powiedziała Bielec.

Nie poleciała na planowany urlop

Pasażerkę wraz z walizką poddano kontroli bezpieczeństwa w pomieszczeniu do prześwietlania bagażu pod kątem posiadania przedmiotów niebezpiecznych i narkotyków. Nic takiego nie znaleziono.

W związku z tym, że 54-latka wprowadziła fałszywy alarm na lotnisku Chopina, została ukarana mandatem karnym w wysokości 500 zł. Kobieta przyjęła mandat i przeprosiła za całą sytuację.

Dodatkowo decyzją przewoźnika zarówno ona, jak jej bagaż zostały wycofane z rejsu, tym samym nie poleciała na planowany urlop do Egiptu.

Był już apel władz lotniska 

Władze lotniska Chopina w Warszawie w marcu ostrzegały podróżujących, aby wstrzymali się od jakichkolwiek żartów na temat materiałów wybuchowych. Rzeczniczka stołecznego portu Anna Dermont podkreślała wówczas, że służby każdą taką wypowiedź traktują bardzo poważnie. Wskazała, że w obecnej sytuacji międzynarodowej pasażerowie muszą brać większą odpowiedzialność za słowa wypowiadane na lotnisku.

Praktyka jest taka, że niestety liczą na taryfę ulgową, są oburzeni, że pracownicy lotniska czy służby lotniskowe "nie znają się na żartach". Jednak nic nie usprawiedliwia działań powodujących zagrożenie bezpieczeństwa na lotnisku.

Czytaj także:

- Zarówno nasi pracownicy, jak i służby państwowe działające na lotnisku działają na podstawie i w granicach prawa. Ze względów bezpieczeństwa, które jest najważniejsze, każde tego typu zgłoszenie jest dokładnie weryfikowane - powiedziała rzeczniczka stołecznego lotniska.

Konsekwencje za żarty

Osoby, które zdecydują się na żart o ładunkach wybuchowych, mogą spotkać konsekwencje finansowe i karne. Oprócz otrzymania mandatu karnego, utratę biletu lotniczego, czyli zakończenie podróży, można też trafić na tak zwaną czarną listę pasażerów danej linii lotniczej, a nawet być zatrzymanym.

Jeśli w wyniku żartu nastąpią opóźnienia lub ewakuacja, przewoźnik lub lotnisko może zażądać odszkodowania. Wtedy kwoty kary mogą sięgnąć nawet kilkuset tysięcy złotych.

PAP/PR24/kg

Polecane

Wróć do strony głównej