Wszawica coraz cięższa do wytępienia. "To realny problem"

Wszawica zaatakowała przedszkola ze zdwojoną siłą. Jej wytępienie jest niezwykle ciężkie, bo wymaga niemożliwej do osiągnięcia koordynacji. - Winni nie są rodzice, a łatwe przenoszenie się owada - tłumaczy pediatra dr hab. Wojciech Feleszko i podkreśla, że jest to "realny problem". Przeszkodą jest wciąż duża stygmatyzacja. Rodzice niechętnie przyznają się do walki z wszami. 

2025-04-06, 09:48

Wszawica coraz cięższa do wytępienia. "To realny problem"
Walka z wszawicą często oznacza wielokrotne powtarzanie kuracji . Foto: EAST NEWS

Zarażenie się jest niezwykle łatwe

- Wszawica to realny problem - ocenił w rozmowie z Polską Agencją Prasową dr hab. n. med. Wojciech Feleszko, pediatra. Podkreślił, że wszami można zarazić się w zasadzie wszędzie, choćby na fotelu w kinie albo autobusie. Z wszawicą mogą się też zetknąć rodzice przedszkolaków i dzieci w wieku szkolnym. Lekarz zauważył, że wytępienie owadów, przy pewnym poziomie ich kolektywizacji, jest szalenie trudne, gdyż wymagałoby to niemożliwej do zrealizowania koordynacji. 

- Dzieci, a zwłaszcza dziewczynki, które do tego często mają długie włosy, bawią się często ze sobą w bardzo bliskim kontakcie (...), więc owady przełażą z jednego dziecka na drugie – wyjaśnił. Wskazał, że aby wytępić wszy z głowy dziecka potrzebne są dwie kuracje powtórzone w odstępie dwóch tygodni. – I teraz wyobraźmy sobie taką sytuację: dziewczynka, nazwijmy ją Ania, jest po pierwszej kuracji, przed drugą, więc już w jej włosach wylęgły się z gnid nimfy (larwy wszy). I te nimfy przedostają się na włosy Ewy, która przeszła obydwie kuracje, więc ona i jej rodzice są pewni, że córka ma czystą głowę. Jeśli w klasie jest 10-15 dziewczynek, wszystkie są w bliskim kontakcie, to taka sytuacja będzie się powtarzać – zobrazował.

Podkreślił, że w obliczu nasilającej się wszawicy jest daleki od oskarżania o zaniedbanie rodziców. - Po prostu naturą tego owada jest to, że on przełazi z dużą łatwością z jednych włosów na drugie - powiedział pediatra. Zauważył jednocześnie, że podczas epidemii COVID-u problem wszawicy właściwie nie istniał, ale wybuchł ze zdwojoną siłą, kiedy dzieci wróciły do placówek oświatowych. - Mam w swoim dość bliskim otoczeniu przykład czteroosobowej rodziny, w której są dwie dziewczynki w wieku szkolnym. W ciągu ostatniego roku co najmniej dziesięć razy ich rodzice musieli walczyć z wszami - podał lekarz. Wyjaśnił, że wszami można zarazić się w zasadzie wszędzie, choćby na fotelu w kinie albo autobusie. Dodał także, że łagodne zimy sprawiają, że tych owadów jest więcej.

Przeszkodą wciąż duża stygmatyzacja 

Pediatra zaapelował, żeby do problemu wszawicy podchodzić bez fałszywego wstydu, ale tak samo, jak do każdej innej choroby. Poradził, żeby w przypadku zauważenia wszy u swojego dziecka napisać na czacie klasowym dla rodziców "moje dziecko miało wszy, więc wszyscy rodzice, których córki bawiły się z moją, powinny wyczyścić im głowy". Jednocześnie dr Feleszko wyraził ubolewanie, że wszawica wciąż jest powodem drwin i stygmatyzacji, tymczasem "epidemiologia właśnie na tym polega, że staramy się dotrzeć do osób, które znalazły się w pobliżu źródła zakażenia".

REKLAMA

Czytaj także: 

Źródła: PolskieRadio24.pl/PAP/JL 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej