Prawda o kardynale Karolu Wojtyle - Janie Pawle II. Obalamy manipulacje w reportażu TVN24 i książce Overbeeka

2023-03-13, 10:45

Prawda o kardynale Karolu Wojtyle - Janie Pawle II. Obalamy manipulacje w reportażu TVN24 i książce Overbeeka
Jan Paweł II. Foto: PAP/Paweł Kopczyński

Od niemal tygodnia trwają medialne debaty i dyskusje wywołane przez reportaż "Franciszkańska 3" i zawarte w nim tezy. W materiale dotyczącym działań trzech duchownych, obejmującym wydarzenia z lat 60. i 70., kard. Karol Wojtyła przedstawiony został jako celowo ukrywający sprawy molestowań popełnionych przez duchownych. Publikujemy odpowiedzi ekspertów, ukazujące m.in. braki w dokumentach źródłowych i błędy metodologiczne w przytaczanych materiałach.

  • Historycy podkreślają, że tezy zawierające zarzuty wobec Jana Pawła II postawione zostały na podstawie wyłącznie wycinka materiałów źródłowych, zabrakło również gruntownej analizy źródeł i weryfikacji ich wiarygodności.
  • W publikacjach medialnych przez pryzmat historii trzech kapłanów ks. Bolesława Sadusia, ks. Eugeniusza Surgenta i ks. Józefa Loranca, wysuwa się nieuprawnione i daleko idące wnioski oceniające działania kard. Karola Wojtyły, w czasach gdy był metropolitą krakowskim.
  • "Dziś bez wątpienia mamy o wiele większą społeczną świadomość skutków wykorzystania seksualnego, a w Kościele wypracowane procedury oraz sposoby reagowania i pomocy" - wyjaśnia Konferencja Episkopatu Polski.

Jedną z pierwszych reakcji na materiał opublikowany przez telewizję TVN24 było oświadczenie o. Leszka Gęsiaka, rzecznika Konferencji Episkopatu Polski, i związany z nim komentarz, jaki przekazali odpowiedzialni za budowanie w Kościele systemu ochrony małoletnich - o. Adam Żak i ks. Piotr Studnicki.

Jak zaznaczyli, reportaż Marcina Gutowskiego "prezentuje przypadki przestępstw wykorzystywania seksualnego popełnionych przez duchownych, z którymi konfrontował się metropolita krakowski Karol Wojtyła".

Zarzutem kilkukrotnie powtarzanym w materiale filmowym jest brak odpowiedzi Kościoła na doświadczenie osób skrzywdzonych. Nie można umniejszać doświadczenia krzywdy ani uczuć i emocji, jakie przeżywają ofiary, a każde nadużycie, wykorzystanie seksualne, czy wszelkie inne przestępstwa popełnione przez duchownych, muszą zostać należycie wyjaśnione i osądzone, a sprawcy - ponieść karę. Autorzy materiału nie odnoszą się jednak do aktualnie możliwych form pomocy i zadośćuczynienia osobom skrzywdzonym. O nich przypominają eksperci KEP.

Kościół zapewnia wsparcie osobom skrzywdzonym

Dziś bez wątpienia mamy o wiele większą społeczną świadomość skutków wykorzystania seksualnego, a w Kościele są wypracowane procedury oraz sposoby reagowania i pomocy. Wszystkim osobom, które przed laty zostały w ten sposób skrzywdzone przez duchownych, a do dziś noszą skutki doświadczonego zła, jako Kościół zapewniamy przyjęcie, wysłuchanie i wsparcie. Szczegółowe informacje na stronie zgloskrzywde.pl - napisali o. Adam Żak SJ, koordynator KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, i ks. Piotr Studnicki, kierownik biura Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Czytaj także:

Dodali, że rzetelne wyjaśnienie historycznych zarzutów wymaga dalszych badań archiwalnych, i przypominają fakty związane z opublikowanymi w reportażu materiałami oraz uzupełniającym je komentarzem.

Teza w pierwszej minucie reportażu

Widz materiału "Floriańska 3" od samego początku poznaje zapowiedzi i założenia twórców. Zanim zaprezentowane zostaną jakiekolwiek materiały, z których korzystali autorzy, dowiadujemy się, że "dziś wiemy już bez wątpliwości, że Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych księży i ukrywał je, jeszcze w Polsce, zanim został papieżem" - takie stwierdzenie pada w pierwszej minucie reportażu.

Antybohaterami reportażu są ks. Bolesław Saduś, ks. Eugeniusz Surgent i ks. Józef Loranc, jednak zanim nawet padną ich nazwiska, autorzy sprawę pedofilii kojarzą z Wojtyłą i jego funkcją metropolity krakowskiego. "Rozmawiamy z ofiarami podlegających mu księży pedofilów" - słyszymy w narracji dokumentu.

W kolejnych minutach poznamy ich historię zbudowaną dzięki materiałom przechowywanym w archiwach IPN, które pozyskane zostały m.in. jako materiały operacyjne UB i SB. Przeplatane są one redakcyjnymi komentarzami i dopowiedzeniami, które dotyczą Karola Wojtyły, zarówno jako metropolity krakowskiego, jak i późniejszego papieża. Nie brakuje także wypowiedzi zaproszonych gości, którzy oceniają Karola Wojtyłę - Jana Pawła II.

To m.in. Anna Karoń-Ostrowska, filozof, wychowanka i przyjaciółka Wojtyły, która stwierdza: "Okazuje się, że żyliśmy w jakiejś mitologii, która była nam przekazywana, w którą wierzyliśmy, której ufaliśmy". Thomas Doyle, były dominikanin, prawnik kanonista, przywoływany jest kilkukrotnie, powtarzając "on musiał wiedzieć, ale nie było dowodów".

"Nie sposób ustalić kwalifikacji czynów"

Do historii wymienionych w reportażu kapłanów odnieśli się o. Adam Żak SJ i ks. Piotr Studnicki w swoim komentarzu. "Dwie z zaprezentowanych spraw - ks. Surgenta i ks. Loranca - znane były już od kilku miesięcy opinii publicznej dzięki pracy dziennikarskiej redaktorów Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki, która oparta była w głównej mierze na analizie akt państwowych postępowań karnych dostępnych w archiwach IPN. Ustalenia te były już szeroko komentowane" - napisali.

"Trzecia z nich - sprawa ks. Sadusia - została zaprezentowana nie na podstawie dochodzenia prokuratorskiego lub sądowego, ale akt służb bezpieczeństwa PRL. Na podstawie źródeł zaprezentowanych w filmie nie sposób ustalić kwalifikacji czynów przypisywanych ks. Sadusiowi. Warto pamiętać, że zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym bezwzględną ochroną były objęte osoby poniżej 16. roku życia, a nie jak obecnie - od roku 2001 - poniżej 18. roku życia" - czytamy w wyjaśnieniu.

"Sprawdziliśmy każdy trop"

Film od samego początku ma sprawić wrażenie, że prezentowane tematy gruntownie zbadano. Autorzy chcą uwiarygodnić całość ustaleń - przy przedstawieniu sprawy pierwszej postaci reportażu, ks. Bolesława Sadusia, słyszymy zapewnienie twórców, że dokumenty "zawarte w jego teczkach i dziesiątkach innych, które poznaliśmy, były dla nas tylko punktem wyjścia".

"Świadomi, że tworzyły je służby, które niszczyły ludzi i chciały zniszczyć Kościół jako instytucję, wiele miesięcy spędziliśmy na weryfikowaniu zawartych tam informacji, docieraniu do świadków i dokumentów z innych źródeł, sprawdziliśmy każdy trop, a najważniejsze ustalenia przedstawimy w tej historii" - poinformowano widzów. W świetle przekazywanych później materiałów, formy narracji i po konfrontacji z ocenami innych historyków i ekspertów takie zapewnienia należy jednak traktować ostrożnie.

Czytaj także:

Wśród źródeł autorzy materiału wymieniali materiały archiwalne służb PRL, zgromadzone w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej, list odnaleziony w wiedeńskim archiwum metropolity Franza Koeniga oraz wypowiedzi pokrzywdzonych i świadków wydarzeń. Pokazano także - jak stwierdzono: bezskuteczne - próby uzyskania materiałów ze źródeł Kurii krakowskiej.

W filmie obszernie cytowane są także ustalenia zawarte w książce "Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział" autorstwa holenderskiego dziennikarza Ekke Overbeeka. Opowiada o nich on sam, także występując w reportażu TVN24. To w tej publikacji pojawia się m.in. historia ks. Bolesława Sadusia, która jest punktem wyjścia do opowieści przekazywanej w materiale filmowym.

Jakość materiału źródłowego

Do tez zawartych zarówno w reportażu "Franciszkańska 3" Marcina Gutowskiego, jak i książki Ekke Overbeeka odnieśli się historycy i eksperci podczas konferencji poświęconej zarzutom stawianym Janowi Pawłowi II.

Prof. Paweł Skibiński, historyk Kościoła, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, zwrócił uwagę, że holenderski dziennikarz nie wykorzystał w swojej książce wszystkich dostępnych materiałów źródłowych. Przywołując sprawę oskarżeń o pedofilię, wysuwanych wobec kard. Adama Sapiehy - także omawianych w filmowym reportażu - prof. Skibiński ocenia, że "mamy do czynienia z przekazem co najmniej wątpliwym, jeśli nie wprost niewiarygodnym".

- Holenderski dziennikarz nie wykorzystał wszystkich materiałów. Wiemy, że są też w tym inne informacje, które powinien zweryfikować. Nie odniósł się w ogóle do istniejącej literatury przedmiotu, która m.in. opisuje postać ks. Boczka zeznającego na niekorzyść kard. Adama Sapiehy. Dziennikarz nie zastanawia się, co mogło kierować tym człowiekiem? W jakich okolicznościach te zeznania zostały złożone? Ponadto sam fakt, że ks. Boczek był alkoholikiem, co sam przyznał, nie wpływa na ocenę charakteru tych zeznań - mówił prof. Skibiński.

- W momencie, kiedy dostałbym, jako badacz, akta Boczka, postawiłbym siedem pytań, tymczasem Overbeek odpowiada tylko na jedno z nich. Pytanie, dlaczego tak się dzieje? Według mnie, jako historyka, albo mamy do czynienia z człowiekiem, który nie rozumie akt, nie umie zmierzyć się z całą skomplikowaną ich treścią, albo niestety mamy do czynienia ze świadomym wprowadzeniem czytelnika w błąd - ocenił historyk.

"Zapiski wspierają dowodzenie pewnych tez"

Krytyczny wobec braku dostatecznej analizy źródeł w ostatnich publikacjach prezentujących zarzuty wobec instytucji Kościoła oraz Jana Pawła II jest także dr Marek Lasota. Wieloletni historyk Instytutu Pamięci Narodowej, autor książki "Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki", dziś dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie - stwierdził, że odnotowywane są tylko te zapiski czy fragmenty dokumentów, które wspierają dowodzenie pewnych tez.

Czytaj również:

- Weryfikacja źródła to podstawowy obowiązek każdego, kto z takimi źródłami się styka. Tutaj jestem nawet skłonny zrozumieć argumentację Ekke Overbeeka, że dostęp do archiwów kościelnych jest utrudniony czy niemożliwy, bo tak jest w istocie. Natomiast inną rzeczą jest, czy on podjął taką próbę - zastanawiał się dr Lasota.

Podczas konferencji historyk podkreślił, że zasięgnął informacji w archiwum kurii metropolitalnej krakowskiej i "nie pojawił się żaden wniosek o dostęp do materiałów źródłowych, choćby tych czterech duchownych, o których szeroko rozpisuje się Overbeek". Dodał, że podobnie jest w przypadku reportażu Marcina Gutowskiego.

Jako przykład bardzo powierzchownego podejścia do treści dokumentów bezpieki historyk wskazał rozdział "Ucieczka" z książki Overbeeka, poświęcony w całości ks. Bolesławowi Sadusiowi.

- W dokumentach IPN jest dość obszerny materiał wskazujący, że Saduś był przez wiele lat dość cenionym przez bezpiekę tajnym współpracownikiem (...), zwłaszcza na początku lat 60. (...) Z tych dokumentów nie wynika jednak nic, co usprawiedliwiałoby tezę Overbeeka, że mamy do czynienia z seksualnym drapieżcą. Nawet jeśli odwołuje się do historii jednego z obozów młodzieżowych na Sądecczyźnie, to ani z notatki milicyjnej, ani z późniejszych opinii bezpieki nie wynika, że Saduś był pedofilem w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Być może był homoseksualistą, ale to zupełnie zmienia postać rzeczy. Tak samo zagadkowa jest historia krakowskich, nazwijmy to, "skandali" - powiedział dr Lasota.

Problem ahistoryczności

Już wcześniej, m.in. w wypowiedzi dla KAI i w publikacji w "Więzi", dr Lasota zwrócił uwagę na problem ahistoryczności w podejściu dziennikarzy do materiałów archiwalnych. Co więcej, podkreślił, że w przypadku publikacji Overbeeka samo stwierdzenie, że podejście autora jest ahistoryczne wobec stawianych przez niego pytań, byłoby "daleko idącym uproszczeniem".

- Jeżeli sięga się do konkretnego źródła, trzeba mieć świadomość, że ono zostało wytworzone w określonym momencie historycznym. Warto byłoby wiedzieć, co takiego dzieje się w kraju, kiedy te wydarzenia, które są relacjonowane w dokumentach, mają miejsce. W tym kontekście wiele rzeczy mnie zaskoczyło, choćby np. fakt, że autor, często nawiązując do tematu nauczania religii, wydaje się nie wiedzieć dokładnie, że po 1960 r. została ona jako przedmiot usunięta ze szkół. To są czasem drobiazgi, które jednak pokazują nie do końca sprawne poruszanie się w rzeczywistości historycznej tamtego czasu. Niestety. Odniosłem wrażenie, że jest to książka pisana pod określoną tezę, a mianowicie, że Karol Wojtyła wiedział o przypadkach wykorzystywania nieletnich i te sprawy z premedytacją ukrywał. Autor czyta źródła w taki sposób, że - skrupulatnie je analizując - bierze pod uwagę tylko okoliczności i wnioski, które służą tej tezie. Nie zatrzymuje się natomiast nad innymi wątkami, które mogą ją podważać lub wręcz jej przeczyć - ocenił dr Marek Lasota w rozmowie z KAI.

Tezy w pytaniu

W materiale TVN24 dotyczącym ks. Sadusia widzowie słyszą, że twórcom udało się odnaleźć unikatowy materiał, który ma świadczyć o tym, że Wojtyła w Krakowie krył pedofila. "Jako jedyni dotarliśmy do oficjalnych kościelnych dokumentów potwierdzających działania kardynała Wojtyły" - stwierdza narrator. Chodzi o przeniesienie kapłana z archidiecezji krakowskiej do Austrii, do archidiecezji wiedeńskiej.

Czytaj więcej:

"Czy to możliwe, że w 1972 r. kard. Karol Wojtyła zorganizował podlegającemu mu księdzu pedofilowi zagraniczny wyjazd, by mógł on uniknąć konsekwencji swoich przestępstw?" - słyszymy w filmie "Franciszkańska 3". Co więcej, dodano, że "dokumenty IPN w tej sprawie były omawiane w wielu publikacjach, ale dotąd nikt publicznie nie wspominał o rzeczywistych powodach przeniesienia Sadusia przez kard. Wojtyłę". "Robimy to jako pierwsi, a równolegle nad tą sprawą pracował Ekke Overbeek" - zaznaczają autorzy.

W filmowym reportażu ze słów Holendra dowiadujemy się, że Saduś "jest referentem ds. nauczania religii w całej archidiecezji krakowskiej; właśnie wobec chłopców, których uczy katechezy, ma się dopuszczać nadużyć seksualnych i z tego powodu zostać wysłanym przez kard. Wojtyłę za granicę".

Tak ukazaną historię potwierdza emerytowany kapłan archidiecezji krakowskiej, były pracownik kurii. "On był też, że tak powiem, kochający inaczej (…). To znaczy takie dewiacje seksualne wobec chłopców (...) Potem to wszystko wyszło i wyjechał (...). Matki zaczęły się odzywać i wtedy przenieśli go po prostu, wyjechał do Austrii na koniec".

Zobacz także:

Kluczowym dokumentem na potwierdzenie "ochrony pedofila" ma być list, jaki ówczesny metropolita krakowski wysyła do kard. Koeniga, metropolity wiedeńskiego. W dokumencie podpisanym przez kard. Wojtyłę, a odnalezionym w wiedeńskim archiwum kard. Koeniga, czytamy: "Doktor Bolesław Saduś, kapłan archidiecezji krakowskiej, wyjeżdża za granicę, by zebrać materiały do swoich opracowań, interesuje się psychologią rozwojową, wpływem cywilizacji technicznej na psychikę dziecka oraz powstawaniem pojęć religijnych (…), prosi o zgodę na pobyt w archidiecezji wiedeńskiej oraz o przydział stanowiska, ja również przychylam się do jego prośby i będę wdzięczny Waszej Eminencji, jeśli wyjdzie jego planom naprzeciw".

Brak wnikliwych dociekań

- Rodzi się pytanie, dlaczego zabrakło w materiale Marcina Gutowskiego pytania o to, czy kard. Wojtyła, pisząc list do kard. Koeniga z prośbą o przyjęcie księdza w Wiedniu, wcześniej nie rozmawiał z nim osobiście na ten temat. Przecież gdyby był w materiale brany pod uwagę kontekst historyczno-społeczny, wiadomo by było, że korespondencja była inwigilowana przez Służbę Bezpieczeństwa, była sprawdzana, i w korespondencji takich rzeczy się nie pisało. Rodzi się też pytanie, czy znalazły się w Austrii jakieś świadectwa dotyczące działalności tego księdza, czy on kontynuował taką działalność, czy nie. Tutaj te pytania się nie pojawiają - stwierdziła dr Milena Kindziuk, medioznawca i autorka biografii rodziny Wojtyłów.

Papież Jan Paweł II jest atakowany za rzekome zaniechania w sprawach pedofilii wśród księży w okresie, kiedy był metropolitą krakowskim (zdjęcie archiwalne, abp Karol Wojtyła w 1966 roku) Papież Jan Paweł II jest atakowany za rzekome zaniechania w sprawach pedofilii wśród księży w okresie, kiedy był metropolitą krakowskim (zdjęcie archiwalne, abp Karol Wojtyła w 1966 roku, Narodowe Archiwum Cyfrowe)

W reportażu znajdziemy wypowiedź ks. prof. Paula Zulehnera, teologa z Uniwersytetu Wiedeńskiego, który po przeczytaniu dokumentów potwierdza, że w ich świetle powodem wyjazdu Sadusia do Wiednia były studia. - Inne powody nie są tutaj podane i według mojej oceny i wiedzy na ten temat, w tamtym okresie, w gruncie rzeczy, nie byłyby podane, gdyż były wówczas uznawane za sprawy bardzo dyskretne i raczej przypisywane wewnętrznej polityce kościelnej - mówi teolog.

W komentarzu narratora słyszymy jednak: "oznaczałoby to, że kard. Wojtyła nie poinformował kard. Koeniga o prawdziwych powodach wyjazdu Sadusia".

Prezentowane są także wypowiedzi Thomasa Doyle'a, prawnika kanonisty, byłego dominikanina, autora pierwszego amerykańskiego raportu o nadużyciach seksualnych w Kościele. "To, co odkryliście, jest przełomowe, bo pokazuje to, co wiele osób przypuszczało od lat, że Jan Paweł II wiedział, że ten problem istnieje, jeszcze zanim został papieżem. On musiał wiedzieć, ale nie było dowodów. A to jest dowód" - mówi Doyle.

Analizy innych dziennikarzy

Przełomowego charakteru odkryć o wiedzy kard. Wojtyły nie widać jednak, jeśli spojrzymy na dokumenty przeanalizowane i opublikowane m.in. przez Tomasza Krzyżaka, szefa działu krajowego "Rzeczpospolitej", autora tekstów o Karolu Wojtyle. W publikacjach z ubiegłego roku dziennikarz wyjaśniał wspólnie z Piotrem Litką, że Jan Paweł II wiedział o przypadkach pedofilii wśród duchownych. Obaj dziennikarze zbadali historie ks. Eugeniusza Surgenta i ks. Józefa Loranca, które są dobrze udokumentowane w archiwach, głównie w związku z procesami, jakie się toczyły. W sprawach obu duchownych jeszcze w PRL zapadły wyroki sądów, obaj trafili do aresztów, wcześniej jednak władze i służby "pozwalały im grasować", jak ocenili redaktorzy, by bardziej zaszkodzić Kościołowi.

W materiale TVN24 mowa jest o tym, że przenoszenie kapłanów z parafii na parafię miało na celu ukrycie ich przestępstw.

- Według mnie okazano mu bardzo daleko idące zaufanie, co się okazało brzemienne w skutkach – powiedział o ks. Surgencie Tomasz Krzyżak, który wystąpił w materiale Marcina Gutowskiego. Jak dodał, sprawę w świetle przepisów kościelnych komplikowały przynależność kapłana do innej diecezji i kwestie formalne z tym związane, między archidiecezją krakowską a lubaczowską.

Czytaj także:

Teksty zarówno o ks. Eugeniuszu Surgencie, jak i o ks. Józefie Lorancu wcześniej wspólnie z Litką Krzyżak opublikował w "Rzeczpospolitej". Podkreśla w nich, że władze kościelne - w tym kard. Wojtyła - gdy dotarły do nich informacje o działaniach kapłanów, podjęły działania zgodne z prawem kanonicznym, a metropolita krakowski działał zgodnie ze swoimi kompetencjami. Dziennikarze dodają, że według strony kościelnej o sprawach tych kuria miała dowiadywać się znacznie później, niż wiedziały milicja i SB.

W materiale TVN24 spotykamy się w tych przypadkach głównie z oceną opieszałości i możliwego ukrywania spraw wymienionych duchownych poprzez ich przenoszenie na inne parafie, za co miał być odpowiedzialny kard. Wojtyła. Zaznaczono, że w przypadku ks. Surgenta to bp Jan Nowicki oficjalnie i wprost potępia za czyn deprawujący, jakiego ksiądz dopuścił się wobec nieletniego chłopca, a kard. Wojtyła miał jedynie działać tak, by sprawy były w zgodzie z prawem kanonicznym.

"Zupełnie inne ustalenia"

- Pracowaliśmy nad tymi dwiema historiami razem z kolegą redaktorem Litką i faktycznie nasze ustalenia są zupełnie inne, ponieważ wczytaliśmy się w dokumenty, wczytaliśmy się uważnie w to, co jest tam napisane - powiedział Tomasz Krzyżak podczas konferencji.

Sprawa z listu dotyczyła czasu pracy ks. Surgenta w parafii Najświętszego Salwatora w Krakowie. "W środowisku kleru parafialnego fakt ten dotychczas jest nieznany (…). Również nie mówi się o tym wśród wiernych" - głosiła odnaleziona przez publicystów "Rzeczpospolitej" notatka funkcjonariusza Wydziału IV SB w Krakowie.

"Krakowska kuria, zawiadomiona przez matkę chłopca o czynie ks. Surgenta zarówno pisemnie, jak i osobiście, powiadomiła o tym jego przełożonego, czyli bp. Nowickiego. Ten zaś skarcił duchownego listownie - taką formę dopuszczał ówczesny KPK - i odstąpił od wymierzenia innej kary. Zwłaszcza że sprawa nie była publicznie znana" - czytamy w tekście.

- Podstawowy zarzut, który ja mógłbym postawić książce Overbeeka i reportażowi pana redaktora Gutowskiego, jest taki, że oni bardzo umiejętnie podprowadzają swojego czytelnika i widza i cały czas prowadzą narrację, posługując się pewnego rodzaju plotkami. Weźmy na przykład historię ks. Surgenta. Od samego początku tejże narracji, którą widzieliśmy w reportażu, jest jasne i wyraźnie powiedziane, że wszystkie jego przeniesienia z parafii do parafii, a było ich sporo, bo on mniej więcej co półtora roku maksymalnie co dwa lata zmieniał parafię, były wynikiem tego, że ktoś wiedział o czymś złym, o przestępstwach, o wykorzystywaniu seksualnym osób małoletnich - stwierdził Krzyżak. - Natomiast w świetle tych dokumentów czytamy to, że Surgent miał bardzo konfliktową osobowość. W każdej z tych parafii bardzo szybko konfliktował się z proboszczem parafii i z częścią wiernych - dodał.

- Podprowadza się czytelnika i widza pod to, że na pewno "tam wszyscy wiedzieli, na pewno wiedział Wojtyła, na pewno wiedział wcześniej Baziak, jednak wszyscy zamiatali wszystko pod dywan", co jest generalnie wierutną bzdurą - zaznaczył Tomasz Krzyżak.

W publikacji przywołał zeznania samego Surgenta, jakie składał on w prokuraturze po aresztowaniu: "Przypominam sobie, że oprócz rozmowy z ks. biskupem Pietraszką rozmawiałem jeszcze w kurii z ks. kard. Wojtyłą, którego prosiłem, by mnie pozostawił w diecezji krakowskiej. Kardynał powiedział mi, że decyzja zostanie mi przesłana na piśmie. Odpowiedzią tą było właśnie otrzymane zwolnienie mnie z pracy. (…) Dodatkowo jeszcze wyjaśniam, że kuria biskupia zabroniła mi się pokazywać w miejscowości Kiczora".

"Bardzo dobre decyzje"

Dziennikarz przywołał też historię ks. Józefa Loranca, w której szczegółowe relacje o kolejności działań kurii w tej sprawie zebrała MO w notatce ze spotkania z ks. Feliksem Jurą, proboszczem parafii ks. Loranca. - Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że kardynał podejmował, jak na ówczesne czasy, naprawdę bardzo dobre decyzje - stwierdził Krzyżak.

W publikacji w "Rzeczpospolitej" możemy przeczytać o ustaleniach proboszcza Jury i o tym, jak zdawał relację z wydarzeń kard. Wojtyle. Mowa jest także o tym, jak proboszcz Jura dostał z kurii list z decyzjami ws. kapłana. "Z jego treści wynikało, że ks. Loranc »jest suspendowany, tzn. nie może wykonywać żadnych funkcji kapłańskich«, poza tym »będzie musiał jakiś czas przebywać w klasztorze i odbyć rekolekcje, a ponadto poddać się leczeniu«" - czytamy. Jak zaznaczono, "karne zawieszenie nastąpiło jeszcze przed aresztowaniem duchownego".

Stylistyka "jak z serialu o zabójcach"

Grzegorz Górny, dziennikarz i publicysta, zwraca uwagę, że w odbiorze omawianych publikacji medialnych ważna jest sama forma, pewna poetyka gatunku "przypominająca serial o seryjnych zabójcach".

- Ponure obrazy, mroczna muzyka, wolno przesuwające się kadry, stale powtarzane pytania, mające zasiać pewną wątpliwość, to wszystko budzi niepokój i oddziałuje na emocje. Jan Paweł II, w opinii większości Polaków największy autorytet w historii naszego kraju, nagle przedstawiany jest w takiej stylistyce, w jakiej przedstawia się seryjnych morderców - ocenia Górny.

- Wydźwięk tego materiału jest taki, że Jan Paweł II tuszował pedofilię. Co znaczy tuszowanie? To współudział w przestępstwie. Pedofilia w myśl obowiązującego obecnie w Polsce prawa jest karana karą nie mniejszą niż trzy lata więzienia, a więc jest zbrodnią. Mamy więc de facto oskarżenie o współudział w zbrodni, oskarżenie bardzo mocne, oznaczające uśmiercenie moralne. To delegitymizacja moralna, utrata dobrego imienia, i to oskarżenie jest formułowane na bardzo wątłych przesłankach merytorycznych, na bardzo kruchym materiale dowodowym, na nierzetelności, manipulacjach, insynuacjach i braku weryfikacji źródeł oraz ahistoryczności - ocenił Grzegorz Górny.

Czytaj również:

Sprawa kardynała Sapiehy

Niemal na koniec całego reportażu "Franciszkańska 3" twórcy - po przedstawieniu relacji dotyczącej kard. Adama Sapiehy, autorstwa wspomnianego już ks. Anatola Boczka, który oskarżał hierarchę o seksualne molestowanie kleryków - zasiewają wątpliwość, czy Wojtyła, jako wychowanek Sapiehy, nie stał się pobłażliwy wobec przestępstw seksualnych, ze względu na to, że sam mógł być przez niego wykorzystywany.

- To może być jeden z elementów zagęszczenia atmosfery wokół kard. Sapiehy, ponieważ w tym reportażu rzeczywiście padają niedwuznaczne insynuacje, że młody Karol Wojtyła zawdzięczał swoją karierę dwuznacznym relacjom z kardynałem Sapiehą, przedstawionym właśnie jako pedofil. Są tam na przykład opowieści, że młodzi seminarzyści mieszkali w pałacu arcybiskupim, obok miejsca, gdzie spał kardynał, a nie w seminarium. Ale nie ma mowy w reportażu o tym, że seminarium było zajęte przez Niemców, przez hitlerowców. Nie było miejsca dla seminarzystów i arcybiskup przygarnął ich pod swój dach - mówił Grzegorz Górny.

Odpowiedź na zarzuty stawiane Janowi Pawłowi II przekazał również prezes IPN Karol Nawrocki, który wziął udział w debacie Polskiego Radia, pt. Historia - współczesna narracja, edukacja i wartości.

- Jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej chcę jasno powiedzieć - po analizie akt nie wynika z nich w żaden sposób, że Jan Paweł II, wówczas jeszcze jako kardynał Karol Wojtyła, posiadał taką wiedzę, która wybrzmiewa w niektórych materiałach - powiedział prezes Instytutu Pamięci Narodowej.

Subiektywizm jako narzędzie podziału społeczeństwa

Oceny powtarzane w mediach, budowane na podstawie materiałów pozbawionych dbałości o obiektywizm i niesięgających do różnych źródeł, stały się obecnie narzędziem wykorzystywanym do kolejnych oskarżeń wobec Karola Wojtyły - Jana Pawła II - i instytucji Kościoła. Poszczególne przypadki uznaje się za obraz całości, a do historycznych wydarzeń przykłada się aktualny stan wiedzy i bieżące konteksty.

Jeżeli nie pojawią się nowe, rzetelne i całościowe opracowania historyczne, społeczeństwo w Polsce, ale i opinia publiczna za granicą, będą nieustannie dzielone, co będzie utrudniało merytoryczne i pozbawione emocji przedstawianie problemów, wyjaśnianie zarzutów i badanie przestępstw popełnianych w przeszłości także przez ludzi Kościoła i osoby z nim związane.

Historycy są zgodni, że pomocne mogłyby być systemowe mechanizmy dostępu również do materiałów zgromadzonych w archiwach kościelnych. Te obecnie mają status archiwów prywatnych, dlatego tym cenniejsze są wysiłki zmierzające do zbudowania reguł udostępniania ich zasobów, by można było ukazywać prawdę o nawet najtrudniejszych sprawach z przeszłości.

Przemysław Goławski 
na podstawie przywoływanych materiałów TVN24, "Rzeczpospolitej", KAI, "Więzi", konferencji ekspertów

Polecane

Wróć do strony głównej