Przymusowa relokacja migrantów. Szynkowski vel Sęk: to narzędzie absolutnie szkodliwe i nieskuteczne
Minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk jest już kolejnym politykiem ugrupowania rządzącego, który jednoznacznie deklaruje, że obecny rząd Polski z całą pewnością nie zgodzi się na przymusową relokację imigrantów przybywających do UE z Afryki.
2023-05-31, 15:06
Na posiedzeniu ambasadorów państw członkowskich przy UE prezydencja szwedzka podtrzymała w środę propozycję KE dotyczącą reformy systemu azylowo-migracyjnego w UE. Zakłada ona m.in. relokację do 120 tys. migrantów rocznie lub ekwiwalent w wysokości 22 000 euro na osobę, w przypadku gdy państwo nie będzie chciało relokacji.
My wiemy jak zarządzać kryzysem uchodźczym
Informację tę skomentował minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk. - Polska w sposób skuteczny zarządzała największym kryzysem uchodźczym po II wojnie światowej, związanym z rosyjską agresją na Ukrainę. Gościmy około 2 mln uchodźców, ponad 10 mln w sumie czasowo przemieszczało się przez nasz kraj - wskazał.
- Wiemy jak zarządzać w warunkach kryzysu uchodźczego i wiemy też, że system obowiązkowych relokacji już raz okazał się narzędziem absolutnie nieskutecznym i szkodliwym. Czas skoncentrować się na zasadniczych wyzwaniach i skutecznych narzędziach a nie pseudo receptach. Na pewno nie będzie polskiej zgody na obowiązkowy mechanizm relokacji - oświadczył minister Szynkowski vel Sęk.
Szwedzi naciskają na swoją propozycję
Ta sprawa była jednym z tematów spotkania ambasadorów państw członkowskich. Z relacji unijnych dyplomatów, z którymi rozmawiała brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka, wynika, że propozycje wymagają jeszcze dopracowania oraz że Polska je krytykuje, bo uważa, że de facto narzucać one będą przymusową relokację.
REKLAMA
Szwecja nie zmieniła projektu paktu migracyjnego mimo, że został on zakwestionowany już w ubiegłym tygodniu. Plan zakłada relokację 120 tysięcy osób rocznie w sytuacji kryzysowej. Jeśli jakiś kraj nie chciałby przyjąć uchodźców, wtedy musiałby zapłacić 22 tysiące euro. Istnieje wprawdzie wybór - relokacja, pomoc finansowa, czy wsparcie operacyjne, ale według Polski skończy się na wyborze między przyjmowaniem migrantów a zapłatą, bo na to liczą kraje, które zmagają się z napływem migrantów.
I to właśnie - jak wnika z relacji unijnych dyplomatów - miał krytykować dziś ambasador Polski przy Unii Andrzej Sadoś. Przypominał też, że w całej Wspólnocie są 4 miliony osób objęte tymczasową ochroną, z czego w Polsce takich osób jest ponad milion, choć uchodźców wojennych z Ukrainy jest znacznie więcej.
- Te osoby otrzymały 200 euro na głowę. Jeśli mówimy o solidarności, to ta solidarność musi być sprawiedliwa. Nie można na plecy polskiego podatnika przerzucać kosztów relokacji - miał mówić podczas spotkania ambasador Polski przy Unii. Ponadto, zdaniem Polski, nie należy do paktu migracyjnego wpisywać konkretnych liczb, bo to tylko pomaga przemysłowi przemytników ludzi.
Z kolei przedstawiciele Komisji Europejskiej i Szwecji, kierującej pracami Unii, mówią, że przymusowej relokacji nie ma, ale jest obowiązkowa solidarność i że Wspólnota powinna mieć przygotowane mechanizmy, by móc zareagować w sytuacji kryzysu.
REKLAMA
- Władze Saksonii: kontrole na polsko-niemieckich granicach są nieuniknione
- "To dalsza próba destabilizacji Polski". Żaryn o migrantach na granicy polsko-białoruskiej
Zobacz także: Minister Szymon Szynkowski vel Sęk w Polskim Radiu
IAR/łs
REKLAMA