Dr hab. Henryk Głębocki: Rosja przeprowadza test izolowania Polski, kluczowa będzie postawa Zachodu

2020-01-27, 09:00

Dr hab. Henryk Głębocki: Rosja przeprowadza test izolowania Polski, kluczowa będzie postawa Zachodu
16.01.2002, Warszawa: prezydent Rosji Władimir Putin, składający w Warszawie wiązankę goździków pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Foto: PAP/Jacek Turczyk

Kluczowe wydaje się to, jakie stanowisko zajmą przedstawiciele świata Zachodu, który odwołuje się do opowieści o zwycięstwie nad nazizmem, legitymizującej dzisiejsze demokracje zachodnie.  Przecież  wszyscy wiedzą, kto wywołał wojnę,  kto i  jaką rolę w niej pełnił – powiedział portalowi PolskieRadio24.pl dr hab. Henryk Głębocki, historyk, któremu Rosja zakazała od 2017 r. wjazdu na jej terytorium, co zablokowało jego archiwalne badania.

Polska miała dotąd poważny problem, by przebić się ze swoim doświadczeniem, wynikającym z jej unikalnej  sytuacji w okresie II wojny światowej. Wiele państw widziało wówczas tylko możliwość, mniej czy bardziej zaangażowanego sprzymierzenia się z jednym z totalitarnych mocarstw, „brunatnym” czy „czerwonym”, przeciwko drugiemu, uznanemu za większe zagrożenie. Polska wybrała własną, suwerenną drogę, odrzucając oba totalitaryzmy ufundowane na, jak trafnie ujął to świadek strasznego XX wieku - Jan Paweł  II,  - „ideologiach zła”  – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr hab. Henryk Głębocki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Powiązany Artykuł

Putin shutt-1200.jpg
”Szkalujcie śmiało, zawsze coś przylgnie”. Ekspert OSW: Putin chce przykleić do Polski antysemityzm

Dodaje, że zapłaciliśmy za to ogromną cenę. - Było to 6 milionów obywateli Rzeczpospolitej, połowę zamordowanych za to, że byli Żydami, ale ok. połowy z tej liczby za to, że byli Polakami. Polacy chcieli zachować niepodległość i odrzucili perspektywę sojuszu z obu zbrodniczymi ideologiami i systemami odbierającymi wolność oraz niszczącymi nasze wartości  – powiedział.

>>> [CZYTAJ TAKŻE]: Prezydent o forum w Yad Vashem: nie powinniśmy autoryzować tak zafałszowanego przekazu

Warunkiem realizacji totalitarnych eksperymentów rasowych i klasowych, drogą masowych deportacji i ludobójstwa, w tym zbrodni Holokaustu, na ziemiach Polski jak i na obszarze całej Europy Środkowej było zburzenie polskiej państwowości, słusznie nieraz określanej jako „tarcza Europy”, powstrzymująca w tym regionie rewizjonizm niemiecki i sowiecki. Przypadek Polski jest dla współczesnej Moskwy szczególnie niewygodny, gdyż falsyfikuje jej narrację historyczną, pokazując, że wszystko wyglądało inaczej – dodaje.

Henryk Głębocki zauważa, że wizerunek Polski jako wrogiego, „faszystowskiego” kraju, sojusznika III Rzeszy, był konsekwentnie budowany już  przed II wojną. Tezy tej stalinowskiej propagandy uzasadniały zamordowanie przynajmniej 111, a prawdopodobnie nawet ok. 200 tysięcy Polaków, obywateli ZSRS, uznanych wówczas za „piątą kolumnę”,  w ramach „Operacji Polskiej” NKWD, podczas Wielkiego Terroru lat 1937-1938.

- Mam wrażenie, że próba zrzucenia na  Polskę jako państwa i narodu  odpowiedzialności za procesy, które doprowadziły do ludobójstwa ludności żydowskiej, do Holokaustu, przypomina oskarżenia  w rodzaju tzw. anty-Katynia. Wiele sygnałów świadczy, że ta akcja została świadomie przygotowywana, rozpisana na szereg głosów - zaznaczył nasz rozmówca.

Więcej o kampanii historycznej Rosji, inspirowanej, jak nieraz w dziejach tego kraju politycznym zamówieniem ze strony władzy i zapotrzebowaniami  płynącymi „od tronu”– w tekście rozmowy.

***

Portal PolskieRadio24.pl: Jak postrzega pan najnowszą kampanię historyczną Kremla, czego można jeszcze się spodziewać?

Dr hab. Henryk Głębocki z Uniwersytetu Jagiellońskiego: Wszyscy zadajemy sobie to pytanie. Trudno uzyskać wyczerpującą, wiarygodną odpowiedź. Po tym, co już zobaczyliśmy w ciągu ostatniego miesiąca, a cała kampania propagandowa zaczęła się około 19-20 grudnia i  wciąż trwa, możemy wyciągnąć przynajmniej kilka wniosków. Po pierwsze: nie są to przypadkowe wypowiedzi, wynikające z emocji, tylko świadomie zaplanowana akcja. Na szczęście, warto zauważyć, że nie było dotąd liczących się naukowców, historyków, którzy by swoim nazwiskiem i wypowiedziami publicznie wsparli tak hańbiące tezy. Padają one jednak, proszę zwrócić uwagę, „od tronu”, dyktuje je  „pion władzy”, jak go nazywają to Rosjanie – „wertikal własti”. To nawiązanie do pewnej długiej tradycji, mającej swoje podłoże kulturowe, kiedy władca, później przywódca polityczny w czasach sowieckich określał swoimi wypowiedziami kierunek debaty i propagandy. A intelektualiści, jeśli można ich tak nazwać, czy aparat propagandowy, dopasowywał argumentację i tzw. narrację do tych potrzeb.

To znaczy, że  tezy interpretujące historię czerpane są nie z historycznych źródeł, a z wypowiedzi przywódcy. Putin, na marginesie, ma też napisać artykuł o tych sprawach.

Powiązany Artykuł

1200_Putin_PAP.jpg
"Niesłychanie brudna prowokacja". Prof. Kornat o kampanii Putina

Trzeba jednak zauważyć, że w tym powtarzającym się schemacie, co najmniej od czasów Mikołaja I istniała zawsze „inna Rosja”, która niekoniecznie chciała powtarzać tezy wygłaszane w imieniu tronu, płynące z centrum władzy, i służące jego legitymizacji. Jestem ciekawy, czy te kłamstwa dzisiaj spotkają się z komentarzami ze strony Rosjan, którzy nie podzielają poglądów Władimira Putina, gotowi są, jak zalecał Aleksander Sołżenicyn „żyt’ nie po lży” („nie żyć w kłamstwie”).

Trzeba pamiętać, że to grozi w Rosji represjami.

Obawiam się, że stopień manipulacji i oddziaływania propagandowego na społeczeństwo we współczesnej Rosji jest istotnie bardzo duży. Stąd kolejny wniosek: oskarżenia kierowane przeciwko Polsce zostały dobrane w dużej mierze na użytek polityki wewnętrznej i dobrze wpisują się w istniejące już i potrzebujące jedynie reanimacji stereotypy jeszcze sowieckiej, stalinowskiej propagandy. Udało się bowiem Kremlowi, za pomocą mediów  narzucić własny przekaz na temat tego, co się dzieje w Polsce z pamięcią o II wojnie światowej i komunizmie. To znaczy, nasze akcje rozbierania pomników gloryfikujących obcą dominację, totalitaryzm, narzucony Polsce komunizm, a co za tym idzie także upamiętnień w przestrzeni publicznej triumfu stalinowskiej Armii Czerwonej, są od lat przedstawiane przez Kreml jako celowe niszczenie grobów bohaterów walki z nazizmem. Chodzi tu o pamięć dziadków i ojców współczesnych Rosjan oraz  innych narodów b. ZSRS, o nadanie sensu ich śmierci, i poświęceniu przez podtrzymanie przekonanie, iż ginęli  niosąc wolność i wyzwalając Europę od faszyzmu. To odnawia utrwalony zarzut wobec Polaków o „niewdzięczność” i rewizjonizm historyczny. Do tej argumentacji odwołał się wszak w swym słynnym wykładzie z historii XX wieku W. Putin. To oczywiście fałsz. Ale taka zmasowana propaganda utrudnia przebicie się naszej argumentacji do Rosjan mających inne doświadczenie historyczne. Trudno jest im uznać oczywisty dla nas fakt, że jak trafnie ujął to kiedyś  współpracownik paryskiej „Kultury”, tłumacz m.in. „Archipelagu GUŁag” Sołżenicyna prof. Jerzy Pomianowski, żołnierze Stalina, rzeczywiście nieraz niosący ocalenie przed zagładą z rąk nazistów,  nie byli w stanie przynieść nikomu wolności, bo sami jej nie mieli. Niejednokrotnie zwracałem uwagę na to, że zbyt słabo informowaliśmy o naszej perspektywie II wojny i związanej z tym wrażliwości, choćby w formie publikacji skierowanych do rosyjskiego społeczeństwa.

Potrzeba zatem więcej takich publikacji, bo jak wiemy, Rosja manipuluje też sprawą symboli komunizmu.

Wewnątrz Rosji celem Kremla jest  wzmocnienie przekazu legitymizującego obecną władzę mitem „wojny ojczyźnianej” i zwycięstwa w II wojnie światowej. W ciągu ostatnich 20 lat udało się przekierować pamięć historyczną i oceny przeszłości  w ten sposób, że to już nie tradycja Rewolucji Październikowej i jej przywódcy Włodzimierza Lenina, ale II wojna światowa rozumiana jako „wojna ojczyźniana” i tryumf nad III Rzeszą jest w centrum  uwagi. To bez wątpienia obecnie najważniejszy punkt odniesienia. Tym ważniejszy, że  pamięć ofiar II wojny jest bliższa Rosjanom, choćby przez traumę tego koszmarnego doświadczenia, w którym niemal wszyscy kogoś bliskiego stracili. Zarazem już w ZSRS te gigantyczne straty zracjonalizowano i powiązano z poczuciem dumy i tryumfu legitymizującego sowiecki, stalinowski system władzy odpowiedzialny za zbrodnie na własnym społeczeństwie, w tym za los sowieckich jeńców wojennych. Dowodzono, iż idące w dziesiątki milionów ofiary były niezbędne dla osiągnięcia pozycji globalnego mocarstwa, zakazując pytania o cenę i o odpowiedzialność polityczną. W tę „pulę śmierci” wrzuca się nieraz także tych, którzy zostali zamordowani podczas Wielkiego Terroru lub zagłodzeni  w czasie przymusowej kolektywizacji.  Powtarza się tezy stalinowskiej historiografii mówiącej o nieuniknionych kosztach przygotowań do przyszłej wojny. To z kolei usprawiedliwia osobę przywódcy ówczesnego Związku Sowieckiego, czyli Józefa Stalina, który w ostatnich latach jest pokazywany ze względu na zwycięstwo w II wojnie w coraz lepszym świetle. To wszystko łączy narracja o kluczowej roli wkładu ZSRS w zwycięstwo. Na tym fundamencie, od lat jest budowana oficjalna retoryka, a także legitymizacja władzy.

Zwrot w kierunku tradycji stalinowskiej, to także, jak widzę z niepokojem, powrót do argumentów propagandy lat 30. XX w. Współczesne zarzuty wobec Polski to przecież w istocie powtórzenie tez z łamów gazety ”Prawda” i innych organów prasy sowieckiej sprzed roku 1939, kiedy Polskę przedstawiano jako głównego sojusznika Hitlera i „frontowe” państwo faszystowskie, stojące u granic pragnącego pokoju Związku Sowieckiego. Każdy Polak reprezentował agresywną, faszystowską Polskę. Tezy tej stalinowskiej propagandy uzasadniały zamordowanie w warunkach pokoju  a nie wojny, przynajmniej 111, a prawdopodobnie nawet ok. 200 tysięcy Polaków, obywateli ZSRS, uznanych wówczas za „piątą kolumnę”,  w ramach „Operacji Polskiej” NKWD, podczas Wielkiego Terroru lat 1937-1938.

O której to operacji polskiej dość niedawno się dowiedzieliśmy.

Powrót do takiej retoryki - przyznaję – robi wrażenie czegoś niepokojącego. Oby mylili się ci komentatorzy, którzy w zaostrzeniu języka jak i trwającym procesie konsolidacji władzy widzą wstęp do działań przypominających znane nam już scenariusze agresji na Gruzję czy na Ukrainę. Tam  wypróbowano  podobny język oskarżeń i arsenał dezinformacji. 

Pomijając ten wewnętrzny kierunek przekazu, na potrzeby legitymizacji systemu władzy,  jest to również niewątpliwie argumentacja kierowana do świata zewnętrznego, szczególnie Zachodu. Przywoływana jest pamięć koalicji antyhitlerowskiej, która pokonała największe zło w dziejach – „brunatne”. Jest to  powrót do  języka z epoki konferencji w Jałcie i Poczdamie, której rocznicę będziemy  w tym   roku obchodzić. Przebija zza tych  słów charakterystyczna tęsknota za ustalaniem interesów w koncercie wielkich mocarstw,  ponad głowami mniejszych narodów.  Nie ma jednak w tej opowieści miejsca dla zła „czerwonego”, bo też Zachód nie doświadczył niczego, co miałoby podobieństwo do okupacji sowieckiej.

Powiązany Artykuł

pap epa putin forum 1200.jpg
Prof. Henryk Głębocki: Putin testuje zdolności Polski, widać powrót do narracji z czasu Jałty

Polska miała dotąd poważny problem, by przebić się ze swoim doświadczeniem, wynikającym z jej unikalnej  sytuacji w okresie II wojny światowej. Wiele państw widziało wówczas tylko możliwość mniej czy bardziej zaangażowanego sprzymierzenia się z jednym z dwóch totalitarnych mocarstw, „brunatnym” czy „czerwonym”, przeciwko drugiemu, uznanemu za większe zagrożenie. Polska wybrała własną, suwerenną drogę, odrzucając oba totalitaryzmy ufundowane na, jak trafnie ujął to świadek strasznego XX wieku - Jan Paweł  II,  - „ideologiach zła”. Zapłaciliśmy za to ogromną cenę. Było to 6 milionów obywateli Rzeczypospolitej, połowę zamordowanych za to, że byli Żydami, ale ok. połowy z tej liczby za to, że byli Polakami, którzy chcieli zachować niepodległość i odrzucili perspektywę sojuszu z obu zbrodniczymi ideologiami i systemami odbierającymi wolności i niszczącymi nasze wartości.

Warunkiem realizacji totalitarnych eksperymentów rasowych i klasowych drogą masowych deportacji i ludobójstwa, w tym zbrodni Holokaustu, na ziemiach Polski jak i na obszarze całej Europy Środkowej, było zburzenie polskiej państwowości, słusznie nieraz określanej jako „tarcza Europy”, powstrzymująca w tym regionie rewizjonizm niemiecki i sowiecki. Dlatego przypadek Polski jest dla współczesnej oficjalnej  Moskwy szczególnie niewygodny, gdyż falsyfikuje jej narrację historyczną.

Stąd może i świadoma decyzja o wydaniu Polsce „wojny pamięci”.

Zapewne to jedna z przyczyn.

Na razie w tej „wojnie pamięci” biorą udział gównie czynownicy i dziennikarze. Jeden z komentatorów, kierujący ośrodkiem analitycznym w państwowej telewizji  stwierdził niedawno, że zamordowanie oficerów polskich w Katyniu było uzasadnione…

…To Jewgienij Satanowski, w programie u Władimira Sołowiowa. Ekspert OSW definiuje Satanowskiego jako jednego z czołowych prowokatorów. 

Warto tu przypomnieć, jako wcześniejszy przykład takich operacji na ogromną skalę, szukanie tzw. anty-Katynia, na zlecenie ostatniego przywódcę ZSRS, uchodzącego wszak za uosobienie dobrej woli. Gdy na polecenie Gorbaczowa potwierdzono w końcu w 1990 r. odpowiedzialność ZSRS za zbrodnię katyńską, od razu w tajemnicy zalecono archiwistom i historykom poszukiwanie czegoś, co mogło  ją zrównoważyć w międzynarodowym odbiorze. Dowiedzieliśmy się o tym ze względu na rywalizację Borysa Jelcyna i Michaiła Gorbaczowa. To wtedy dostaliśmy dokumenty katyńskie i informację o planach przygotowywanej operacji propagandowej Ten sam mechanizm zdaje się działać i dzisiaj. Wydaje mi się, a opieram się na wielu przesłankach, że od dłuższego czasu szukano argumentów, by zdekonstruować polską opowieść o II wojnie światowej.

To zapotrzebowanie nadal będzie aktualne, przynajmniej w roku tak pełnym rocznic związanych z zakończeniem II wojny światowej, i może trwać jeszcze długo. W najbliższym czasie powinniśmy więc oczekiwać raczej kontynuacji, i to pomimo, przyjmowanego za dobrą monetę, złagodzenia przekazu podczas forum w Jerozolimie.

Powiązany Artykuł

Putin shutt-1200.jpg
”Szkalujcie śmiało, zawsze coś przylgnie”. Ekspert OSW: Putin chce przykleić do Polski antysemityzm

Powinniśmy oczekiwać jeszcze ostrzejszej kampanii?

Zapewne tak. Wszystko wskazuje na to, że przygotowano tę operację na zimno. Świadczą o tym choćby wypowiedzi samego włodarza Kremla, który obwieścił, iż nakazał kwerendę, by na jej podstawie mógł osobiście napisać właściwą wersję dziejów II wojny. Miejmy nadzieję, że nie wyjdzie z tego kolejny „Krótki kurs historii WKPb” dyktowany kiedyś przez Stalina...

O wcześniejszym  intelektualnym wypracowaniu takiej narracji świadczy choćby nagłośniona przez brytyjską prasę debata specjalistów od stosunków międzynarodowych i polityki historycznej, w ostatnim numerze wpływowego pisma „Rossija w globalnoj politikie” („Rosja w polityce globalnej”). Prowadził ją redaktor naczelny Fiodor Łukjanow, przewodniczący  Rady ds. Polityki Zagranicznej  i Obronnej Rosji  i dyrektor słynnego międzynarodowego klubu dyskusyjnego „Wałdaj”, w którego posiedzeniach uczestniczy W. Putin.

Widać też wyraźnie, że media otrzymały jeśli nie rozkaz, to przynajmniej sygnał o zapotrzebowaniu politycznym na zajmowanie się Polską. Każda wypowiedź polityczna w naszym  kraju jest teraz szeroko komentowana. Do tej pory wcale nie było tak, by gazety rosyjskie interesowały się tym, co dzieje się w Polsce i  w takiej ilości tłumaczyły głosy polskich komentatorów.  A teraz niemal każdy portal czy telewizja, poświęca temu sporo miejsca. Pamiętam, że były lata, gdy Polska w mediach rosyjskich niemal nie istniała.

To brzmi niepokojąco.

W obliczu kolejnych rocznic: końca II wojny światowej, wyzwolenia Auschwitz, Katynia, bitwy warszawskiej, spodziewać się można kolejnych prowokacji. W tym kontekście za mało chyba zwracamy uwagi na przypuszczenia, że cała ta kampania może być rodzajem testu, na ile uda się w stosunku do Polski i jej pozycji  na „mentalnej mapie” świata, w UE, NATO, przeprowadzić proces wyizolowania. Byłaby to operacja z dziedziny „wojen kulturowych”. Być może obecna kampania jest sprawdzianem, jak daleko można się tu posunąć. W tym kontekście rozgrywka wokół Polski może być próbą przetestowania broni psychologicznej, która w przyszłości mogłaby być użyta na większą skalę.

Tak to wygląda.

Zwracam na to uwagę, gdyż  to w Rosji używa się od jakiegoś czasu pojęcia „bezpieczeństwo kulturowe”. Kręgi władzy traktują  kulturę nieraz jak za Lenina -   jako propagandę. Mam wrażenie, że wraca się do bolszewickiej definicji  kultury jako oręża wojny psychologicznej i propagandowej. Działania wobec Polski mogą wynikać z tego rodzaju wizji, gdzie kultura jest propagandą, a historia polityką rzutowaną w przeszłość.

Być może na razie  test, na ile Polskę uda się osamotnić nie przyniósł satysfakcjonujących efektów, o czym świadczy przebieg obchodów w Jerozolimie. Oczywiście wpisane one były w bieżącą rozgrywkę. Na Bliskim Wschodzie zmieniają się teraz sojusze, USA redukują swoją obecność. Rosja staje się zaś pożądanym partnerem.

Nie wystarczy jednak  prostowanie słów Władimira Putina dzień po dniu. Chodzi o to, czy świat, który odwołuje się do pamięci zwycięstwa nad „brunatnym” złem,  legitymizującego dzisiejsze demokracje,   zajmie wyraźne stanowisko, ponieważ wszyscy wiedzą, kto wojnę wywołał i kto jaką rolę w tej wojnie pełnił. Moim zdaniem Polska powinna wykorzystać zainteresowanie tym „konfliktem pamięci”, by zapoznać świat z własnym unikalnym  doświadczeniem II wojny.

Z przyczyn politycznych i ekonomicznych Polska jest coraz ważniejszym krajem na geopolitycznym pomoście między Morzem Czarnym a Morzem Bałtyckim. Szczególnie  w sytuacji, gdy znajdujemy się na lotnych piaskach kształtującego się ponownie systemu światowego.  Pojawiają się nowe centra polityczne i ekonomiczne na Dalekim Wschodzie - Chiny. Dlatego różne scenariusze są możliwe, a oficjalna Rosja usiłuje wykorzystać to tzw. okno możliwości. Próba osłabienia pozycji i wiarygodności Polski jest więc elementem regionalnej i globalnej rozgrywki.

Można przewidzieć inne działania?

Myślę, że można spodziewać się kontynuacji. W tym roku zapewne będzie ona bardzo intensywna. Posunięcia takie służą wszak legitymizacji władzy i mobilizacji nastrojów społecznych.   W czasach sowieckich, dodajmy, parokrotnie zmieniano obraz Polski na rozkaz. Do 1941 roku był to klisza państwa „faszystowskiego”, głównego wręcz przeciwnika  i „ogniwa kordonu sanitarnego”, wrogiego okrążenia ZSRS. Polskość była kojarzona z zagrożeniem, co potwierdzała propaganda i kultura masowa jak kino, sięgające do tematu wojny 1920, ale i Polaków na Kremlu w 1612 r., jak w filmie Wsiewołoda Pudowkina, czy powstań kozackich ukazywanych jako bunty proletariatu przeciwko „polskim panom”. Charakterystyczne, że apogeum tej propagandy przypadło na lata 1937-1938 czyli okres ludobójczej „operacji polskiej” NKWD. Potem, gdy w 1941 r. Sowieci weszli do koalicji antyhitlerowskiej, nagle przypomniano sobie o Mickiewiczu, Puszkinie, dekabrystach i skonstruowano opowieść o „sojuszu rewolucyjnym”  Polaków i Rosjan, od Lelewela i Hercena do Dzierżyńskiego i Lenina.

To wszystko można zresztą po orwellowsku zmieniać także dzisiaj. Czy pani redaktor wyobraża sobie po tym wszystkim Putina, krytykującego pakt Ribbentrop-Mołotow i składającego kwiaty pod pomnikiem Armii Krajowej?

Nie.

A jednak już to widzieliśmy -  w 2002 roku. Wówczas, dopiero budujący swój system władzy, młody prezydent FR lobbował w Polsce w sprawie kontraktów gazowych, ale także przejęcia zakładów chemicznych, szczególnie tarnowskich Azotów. Wtedy i w latach następnych, kluczową rolę w tych zabiegach odgrywał rozmawiający w  imieniu Acronu z prezydentem Kwaśniewskim rosyjski oligarcha Wiaczesław Mosze Kantor. Ten sam, który zorganizował ostatnie forum w Jerozolimie i który zilustrował je swoją filmową interpretacją przebiegu II wojny.  Obaj panowie zresztą dobrze się znali i wspólnie zasiadali w Europejskiej Fundacji Tolerancji i Pojednania. Wtedy jednak,  w 2002 r., Putin, z własnej inicjatywy,  składał wieńce, pod pomnikiem  Trzech Krzyży w Poznaniu, symbolem ofiar stalinowskiego zniewolenia oraz  pod pomnikiem Państwa Podziemnego naprzeciwko sejmu w Warszawie. Warto więc patrzeć na obecną kampanię propagandową w trochę szerszym kontekście…


***

Dr hab. Henryk Głębocki - historyk i rosjoznawca, wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim, redaktor dwumiesięcznika „Arcana”. Specjalizuje się w dziejach Europy Wschodniej, stosunków polsko-rosyjskich, Imperium Rosyjskiego i sowieckiego oraz ich polityki wobec wielonarodowych peryferii w wieku XIX-XX.

Przez wiele lat prowadził badania w archiwach rosyjskich. W listopadzie 2017 roku FSB nakazało mu opuszczenie Federacji Rosyjskiej w ciągu 24 godzin -  po wygłoszeniu dwóch wykładów o „Operacji Polskiej” NKWD w okresie Wielkiego Terroru.

*** 

Z dr. hab. Henrykiem Głębockim rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

Polecane

Wróć do strony głównej