Walka z Nord Streamem 2 - wsparcie USA i chirurgiczne sankcje. Budowa stanęła w miejscu

2020-04-28, 10:01

Walka z Nord Streamem 2 - wsparcie USA i chirurgiczne sankcje. Budowa stanęła w miejscu
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: shutterstock/Alexander Chizhenok

Budowa Nord Streamu 2 została zawieszona z powodu sankcji USA. Rosja zapowiada, że mimo wszystko zamierza dokończyć projekt - wiadomo jednak, że będzie on co najmniej opóźniony. O zagrożeniach ze strony NS2 wielokrotnie alarmowały państwa naszego regionu, w tym Polska, ale także USA i instytucje Unii Europejskiej.

Pod koniec grudnia 2019 r. prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę o budżecie Pentagonu na rok 2020. Zapisano w niej m.in. sankcje wobec firm budujących gazociąg Nord Stream 2.

O wpisanie sankcji wobec Nord Stream 2 do ustawy o budżecie Pentagonu zabiegał m.in. republikański senator Ted Cruz. Podkreślał on, że w Kongresie i rządzie USA panuje ponadpartyjny konsensus, że "USA muszą zatrzymać rosyjski Nord Stream 2".

Sankcje - jak utrzymuje - "mają karać firmy zaangażowane w budowę gazociągu". "Dzięki temu zapewnimy bezpieczeństwo energetyczne Europy" i powstrzymamy (prezydenta Rosji Władimira) Putina przed wykorzystaniem miliardów dolarów w celu napędzania rosyjskiej agresji - oznajmił Cruz.

PAP PAP

Stany Zjednoczone wielokrotnie krytykowały projekt Nord Stream 2. - Nie możemy zagwarantować obrony Zachodu, jeśli nasi sojusznicy uzależniają się od Wschodu - tak mówił m.in. w lutym 2019 roku wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Mike Pence, odnosząc się do Nord Streamu 2, łączącego Rosję i Niemcy. Podziękował tym europejskim krajom, które opowiedziały się przeciwko projektowi. - Chcielibyśmy, żeby inne kraje zrobiły to samo - podkreślił. 

W konsekwencji nałożonych w grudniu 2019 roku sankcji z Bałtyku odpłynęły specjalistyczne jednostki szwajcarskiej firmy Allseas, które pracowały przy układaniu rur na dnie morza. Od tego momentu budowa rurociągu stoi w miejscu. Niedokończony pozostał odcinek gazociągu długości 160 km biegnący po wodach duńskich.

Strona rosyjska zapowiedziała, że samodzielnie ukończy budowę. Potwierdza to wielu niezależnych ekspertów, nadal nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi. Na razie budowy nie wznowiono. Ministerstwo energetyki podało w lutym br., że gazociąg powstanie najpóźniej na początku 2021 roku. Pierwotnie Nord Stream 2 miał powstać do końca 2019 roku (Rosja zamierzała wówczas wstrzymać tranzyt gazu przez Ukrainę), to jednak nie nastąpiło i strona rosyjska ostatecznie musiała na przełomie roku podpisać umowę tranzytową z Ukrainą na pięć lat.

Budowa gazociągu została zawieszona od razu i na razie nie ruszyła

Przypuszcza się, że Rosja zamierza wznowić budowę z pomocą statku Akademik Czerski - tak zapowiadał minister energetyki Rosji Aleksander Nowak. Jednostka  ta wypłynęła z portu Nachodka w rejonie Dalekiego Wschodu i zmierza, jak się przypuszcza, do portu na Bałtyku w celu modernizacji. Nie jest wiadome, czy Akademik Czerski jest w stanie w tym momencie przeprowadzić taką operację budowlaną na duńskim odcinku.

Jak podkreślali eksperci, nakładając sankcje, które skłoniły do wycofania się wysoce wyspecjalizowanych firm międzynarodowych, Stany Zjednoczone zdecydowały się na punktowe uderzenie w projekt.

Wcześniej w debacie politycznej omawiane były sankcje, które miały uderzyć w europejskie firmy powiązane z projektem Nord Stream 2.

Omawiane były sankcje szerszego zasięgu z tytułu CAATSA

W styczniu 2019 roku ambasador Richard Grenell wysłał do realizujących projekt gazociągu Nord Stream 2 zachodnich koncernów list z zapowiedzią objęcia ich amerykańskimi sankcjami, jeśli nie wycofają się z tego przedsięwzięcia.

- List przypominał, że jakakolwiek firma współpracująca z rosyjskim sektorem energetycznych rurociągów eksportowych naraża się na sankcje USA z tytułu CAATSA (Ustawy o Przeciwdziałaniu Przeciwnikom Ameryki poprzez Sankcje) - oświadczył rzecznik, dodając, że budowie drugiego bałtyckiego gazociągu z Rosji do Niemiec sprzeciwiają się także inne państwa europejskie. 

Formalnie jedynym udziałowcem spółki odpowiedzialnej za projekt Nord Stream 2 jest rosyjski Gazprom, ale podpisała ona umowy o finansowaniu tego przedsięwzięcia przez niemieckie koncerny Wintershall i Uniper oraz holendersko-brytyjski Shell, francuski Engie (dawniej GDF Suez) i austriacki OMV. Wszystkie te firmy energetyczne byłyby odbiorcami dostarczanego nowym gazociągiem surowca.

Ostatecznie tego rodzaju sankcje nie doszły do skutku – USA zdecydowały się zastosować opisane wyżej sankcje punktowe - na mocy których prac przy gazociągu Nord Stream 2 zaprzestała firma Allseas.

Możliwości kolejnych sankcji

Po tym, jak firma Allseas zaprzestała budowy, mowa jest także o sankcjach punktowych, które mogą na przykład uderzyć w firmy certyfikujące gazociągi. Na razie jednak nic nie wskazuje na to, by tego rodzaju działania były planowane w Kongresie USA.

Wcześniej, w styczniu, dziennik "Handelsblatt", powołując się na źródła dyplomatyczne w Waszyngtonie, twierdził, że USA chcą wprowadzić dodatkowe sankcje wobec Nord Stream 2, gdyby Rosja chciała spróbować na własną rękę dokończyć gazociąg. - Retorsje miałyby być skierowane przeciwko europejskim inwestorom projektu lub firmom, które odbierałyby rosyjski gaz, gdyby rurociąg kiedykolwiek powstał - wynika z ustaleń "Handelsblatt". Dziennik informował, że Izba Reprezentantów i Senat USA są gotowe do przyjęcia odpowiedniej ustawy nawet w lutym albo w marcu. Na razie jednak, w kwietniu 2020 roku, nic o takich staraniach nie wiadomo.

Jak pisał ów dziennik, przedstawiciele niemieckich firm, takich jak chociażby koncern energetyczny Uniper, byli zaniepokojeni nowymi informacjami – obawiali się, że inwestycja o wartości 10 mld dolarów na ostatnim odcinku może okazać się klapą. - Zabiegamy o zawieszenie amerykańskich sankcji, aby realizacja Nord Streamu 2 nie była już opóźniana" – mówił w styczniu cytowany przez "Handelsblatt" anonimowy dyplomata niemiecki.

Eksperci alarmują - trwają zabiegi wyłączenia NS2 spod prawa UE w czasie pandemii

Tymczasem pojawiło się nowe zagrożenie związane z Nord Streamem 2. Jego zwolennicy zabiegają w Niemczech o wyłączenie gazociągu spod unijnego prawa, wykorzystując pandemię koronawirusa – tak na początku kwietnia zaalarmowali eksperci do spraw energetyki.

W ubiegłym roku Unia Europejska znowelizowała dyrektywę gazową, która objęła także podmorskie gazociągi importowe. Teraz - jak donoszą eksperci - niemiecki regulator, wykorzystując kryzys koronawirusa, chce gazociąg wyłączyć spod tej dyrektywy, przystając na prośbę Gazpromu. Eksperci podkreślają, że kraje przeciwne tej inwestycji powinny interweniować, a w tej grupie jest między innymi Polska.

- Jeszcze zanim pojawił się koronawirus, w Bundestagu były prowadzone dyskusje o możliwych, uzasadnionych derogacjach. Teraz, podczas pandemii, takich sugestii jest coraz więcej. Należy jednak pamiętać, że wyjątki mogą być stosowane tylko wobec gazociągów, które zostały ukończone przed 23 majem 2019 roku. Bez względu na to, co się teraz mówi, wtedy Nord Stream 2 ukończony był w zaledwie 40 procentach i nie miał wszystkich pozwoleń, bo brakowało pozwolenia z Danii. Ale mimo to, istnieje niebezpieczeństwo, że po cichu Nord Stream 2 zostanie wyłączony spod unijnego prawa - powiedział brukselskiej korespondentce Polskiego Radia ekspert do spraw energetyki profesor Alan Riley.

Podobnie wypowiadał się też europoseł Jacek Saryusz-Wolski. - Są znaki na niebie i ziemi mówiące o tym, że to parcie na realizację Nord Stream 2 pod osłoną koronakryzysu ma miejsce. Jest intensyfikacja tych działań, z rachubą w tle, że to nie zostanie zauważone czy oprotestowane. Należy to jasno powiedzieć, że wszystkie działania w tej materii będą bezprawne - podkreślił w rozmowie z brukselską korespondentką Polskiego Radia Beatą Płomecką europoseł Jacek Saryusz-Wolski. Dodał, że teraz jest moment na interwencje zainteresowanych państw, w tym Polski, oraz przedsiębiorstw z tej branży jak PGNiG i Gaz-System.

Podczas ubiegłorocznej nowelizacji dyrektywy gazowej rola Komisji Europejskiej została wzmocniona. Ma ona interweniować, jeśli zapisy dyrektywy będą łamane. Państwa członkowskie mają jej jednak patrzeć na ręce i wymuszać działania oraz interwencje, jeśli uznają, że unijne prawo nie jest przestrzegane.


PAP PAP

Przepustowość NS2

Druga nitka Gazociągu Północnego łącząca Rosję z Niemcami ma w zamierzeniu pozwolić rosyjskiemu koncernowi Gazprom dostarczać do krajów Unii Europejskiej 27,5 miliarda metrów sześciennych surowca rocznie.

Łącznie obie nitki Nord Stream pozwolą na przesyłanie 55 miliardów metrów sześciennych błękitnego paliwa.

Na początku stycznia Rosja uruchomiła tak zwany Gazociąg Turecki. Dwie nitki tego rurociągu, położonego na dnie Morza Czarnego, mogą rocznie transportować 64 miliardy metrów sześciennych gazu.

Obie inwestycje mają dla Moskwy strategiczne znaczenie, ponieważ pozwolą na ograniczenie, a w przyszłości całkowitą rezygnację z tranzytu surowca przez Polskę i Ukrainę.

Nord Stream 2 wzmacnia pozycję Gazpromu jako monopolisty na rynku unijnym i zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Unii Europejskiej. Zagrożenie to ma także wymiar militarny, przed czym także przestrzegała UE strona polska.

Zagrożenie zależności od europejskiego gazu

Polska wielokrotnie alarmowała, że budowa Nord Stream 2 niesie ze sobą zagrożenie uzależnieniem się Europy od rosyjskiego gazu, wystawia UE na szantaż polegający na groźbie wstrzymania dostaw gazu z Rosji, co wcześniej już miało miejsce.

Odpowiedzią na rosyjską politykę surowcową jest dywersyfikacja, i to właśnie zakłada unijna polityka energetyczna.

O zagrożeniu, jakie niesie ze sobą Nord Stream 2, przedstawiciele Polski rozmawiali wielokrotnie, zarówno w rozmowach dwustronnych, jak i na szerszym forum. Ten temat poruszał m.in. prezydent Andrzej Duda na spotkaniu z prezydentem USA Donaldem Trumpem we wrześniu 2018 roku w Waszyngtonie.

- Budowa gazociągu Nord Stream 2 bez wątpienia zagraża stabilności energetycznej Europy i bez wątpienia zagraża polskiemu bezpieczeństwu energetycznemu, bo grozi dominacją rosyjską - mówił Andrzej Duda na konferencji z Donaldem Trumpem.

- Jest to inwestycja, która bez wątpienia zagraża stabilności energetycznej Europy i bez wątpienia zagraża także i polskiemu bezpieczeństwu energetycznemu, bo grozi dominacją rosyjską, zwłaszcza w perspektywie, kiedy Rosja mówi o budowie kolejnych gazociągów - Nord Stream 3, Nord Stream 4. To niebezpieczeństwo absolutnej dominacji rosyjskiej w Europie, jeżeli chodzi o dostawy gazu, jest oczywiste - powiedział wówczas prezydent RP. (…) Jakie są skutki takiej dominacji? Proszę państwa, kilka lat temu przekonaliśmy się o tym na Ukrainie - nagłe zamknięcie dostaw, oczywiście niemające nic wspólnego z żadnymi czynnikami ekonomicznymi, związane tylko i wyłącznie z szantażem politycznym, było faktem - wskazał.

Prezydent podkreślił, że Polska będzie wszystkimi siłami dążyła do tego, aby się przed tym zabezpieczyć. - Stąd nasza decyzja o budowie terminalu LNG, stąd nasza decyzja także o tym, aby także ten gaz skroplony od Stanów Zjednoczonych kupować - powiedział.

Podpisano wówczas także polsko-amerykańską deklarację, którą zaakceptowali obaj prezydenci. "Polska i Stany Zjednoczone będą pogłębiały współpracę w zakresie bezpieczeństwa energetycznego. Będziemy badali nowe możliwości wynikające z transformacji rynków energii oraz podejmiemy starania, aby zwiększyć dywersyfikację energetyczną w Europie, w czym główną rolę powinna odgrywać inicjatywa prywatna" - zapisano w deklaracji. "Będziemy nadal koordynowali nasze działania mające na celu przeciwdziałanie projektom energetycznym zagrażającym naszemu wspólnemu bezpieczeństwu, takim jak Nord Stream 2" - dodano.

PAP/IAR/agkm

Polecane

Wróć do strony głównej