Nasi muzułmańscy sąsiedzi. Felieton Miłosza Manasterskiego
U naszych zachodnich sąsiadów mieszka już 6,3 mln muzułmanów – to o milion więcej niż w roku 2015 r. We wszystkich krajach Europy zachodniej liczba wyznawców tej religii rośnie w zdumiewającym tempie. Czy jesteśmy przygotowani na to, że w niedalekiej przyszłości muzułmanie w Niemczech, Francji czy Belgii będą mieć wpływ na politykę tych krajów?
2021-05-04, 17:29
Dzisiaj Niemcy liczą 83 miliony mieszkańców, z czego 80 proc. to Niemcy. Oficjalne dane pokazują, że wyznawcy islamu stanowią już ponad 7,5 proc. ludności Niemiec. Od 2015 r. ta grupa powiększyła się o cały milion, co jest w dużej mierze kwestią migracji, ale nie tylko. Na przykładzie Francji można się zorientować w jakim tempie może się rozwijać populacja wyznawców islamu w krajach zachodnich. Jak podaje francuski demograf Michèle Tribalat, francuski demograf w 1999 r. we Francji przebywało 9,8 mln muzułmanów. W 2011 było ich już 12,1 mln a w 2015 r. to już 13,5 mln osób. Przy tym cała populacja Francji to około 65 milionów mieszkańców, więc liczba muzułmanów osiągnęła już 20 proc.
Powiązany Artykuł
Wzrosła liczba muzułmanów mieszkających w Niemczech. Podano najnowsze dane
W grupie tej tradycyjnie jest dużo wyższa dzietność niż u rdzennych Niemców, Francuzów czy Anglików, co powinno bardzo niepokoić polityków z tych krajów. Pomimo to populacja muzułmanów w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii jest również ciągle zasilana przez nowych imigrantów. Stały napływ muzułmańskich imigrantów powstrzymany został dopiero przez pandemię. Ale już dzisiaj pojawiają się sygnały, że po uporaniu się z koronawirusem drzwi do zachodniej Europy znów zostaną szeroko otwarte.
W swojej książce "Przedziwna śmierć Europy" brytyjski publicysta Douglas Murray pisze wprost "Europa popełnia samobójstwo (…) W rezultacie zanim większość ludzi mieszkających obecnie w Europie dożyje swoich dni, Europy już nie będzie, a jej obywatel postradają jedyne miejsc na świecie, które teraz nazywają swoim domem". To jeden z nieliczny głosów w debacie, która jest zazwyczaj wyciszana. O muzułmańskich mieszkańcach Europy nie można mówić źle, nie wolno wskazywać na związki z przestępczością czy terroryzmem imigrantów. Działa tu nie tylko polityczna poprawność, ale i lęk. Zabieranie głosu w sprawie muzułmańskiej jest po prostu niebezpieczne. Przekonała się o tym choćby redakcja Charlie Hebdo w Paryżu, przekonali się nauczyciele w Conflans-Sainte-Honorine, których koledze dżihadysta-imigrant odciął głowę. Notabene morderca ubiegał się wcześniej o azyl w Polsce, gdzie nie został – na nasze szczęście – wpuszczony.
Przykładów budzących autentyczną grozę można przedstawić wiele. Grozę budzi też ignorancja i przymykanie oczu. Lewicowi aktywiści i wojownicy o prawa człowieka z Niemiec i Francji w ostatnich latach najwięcej troski poświęcają ostatnio rzekomemu naruszaniu praworządności w Polsce i na Węgrzech i ograniczaniu wpływów kościołów chrześcijańskich w swoich krajach. Unijna poprawność polityczna każe zakładać, że społeczności muzułmańskie z biegiem lat same z siebie zlaicyzują się i dostosują do oczekiwań europejskich narodów. Realiści tacy jak Douglas Murray czy Michel Houellebecq oczekują raczej trendu odwrotnego – to narody-gospodarze będą musiały się dostosować do oczekiwań swoich gości. Dotychczasowe doświadczenie Francji, Niemiec czy Belgii pokazuje, że nie tylko większość muzułmanów nie porzuca swojej religii, ale w otoczeniu liberalnej kultury zachodu radykalizuje się jeszcze bardziej. Coraz silniej akcentowany laicyzm i świeckość stanowią niejako prowokacyjną zachętę, by tam, gdzie dochodzi do marginalizacji chrześcijaństwa, jego miejsce zajmował islam.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Wojskowi ostrzegają rząd Francji przed wojną domową i islamem. "To nie pierwszy taki przypadek"
Choć przewidywanie przeszłości jest zajęciem obarczonym ogromnym ryzykiem, to nic nie zwalnia nad jednak od próby wyobrażenia sobie europejskiej przyszłości. Jeśli obecne trendy demograficzne w najbliższych latach nie zmienią się, to możemy śmiało przypuszczać, że społeczności muzułmańskie będą coraz liczniejsze. Pozostaje pytanie nie "czy", tylko "kiedy" zostanie przekroczona masa krytyczna. W demokracji oznacza to pojawienie się takiej liczby muzułmańskich wyborców, która będzie miała rozstrzygający wpływ na wynik głosowania. Niewątpliwie już 10 proc. niemieckich czy francuskich wyborców słuchających imamów jest w demokratycznym państwie grupą, która nie może zostać zignorowana przez żadną partię polityczną. Osiągnięcie takiego pułapu jest możliwe jeszcze w tej dekadzie. A mówimy przecież o krajach które stanowią trzon Unii Europejskiej i mają decydujący wpływ na jej kształt. Liczni muzułmańscy politycy z krajów zachodu już za kilka lat będą naszymi partnerami w rozmowach w Brukseli. Postulowane przez premierów Mateusza Morawieckiego i Victora Orbana powstrzymanie federalizacji Unii Europejskiej i zachowanie jak największej decyzyjności tworzących ją państw to także dalekowzroczna ochrona Europy Środkowej przed nieuniknionymi politycznymi zmianami w Niemczech i Francji.
Jeśli spojrzymy w dalszą przyszłość to należy spodziewać się polityczne wpływy muzułmanów w krajach Europy zachodniej będą coraz większe. Wskazuje na to demografia – wizja jakiejś formy szariatu we Francji rodem z powieści Michela Houellebecqa już w połowie XXI wieku może stawać się realna. Przy zachowaniu obecnych trendów – na początku XXII wieku jest w zasadzie pewna. To pewne, że będziemy w przyszłości sąsiadować z krajami o bardzo dużej populacji muzułmanów, prawdopodobnie narzucających swoje obyczaje i kulturę zamieszkiwanym przez nie państwom. Jak będziemy układać stosunki z Francją czy Niemcami rządzonymi przez uczniów proroka Mahometa?
Przemiany społeczne w Europie Zachodniej zakwestionują w przyszłości ideę Unii Europejskiej opartej o bliskość kulturową sąsiadujących krajów i wartości judeochrześcijańskie. Islamizacja Zachodu zniszczy stare relacje i stworzy nowe więzi kulturowe. Dla "nowej" Francji główną kwestią będzie łączność z krajami Maghrebu, skąd pochodzi wielu jej obecnych mieszkańców. Z kolei Niemcy będą w dużym stopniu ciążyły w stronę Turcji, skąd już dzisiaj pochodzi wielu ich mieszkańców. Unia Europejska jaką znamy dzisiaj raczej nie będzie w stanie funkcjonować w obecnym kształcie, co nie znaczy wcale, że nie ma szans na przetrwanie w formie zbliżonej do… Trójmorza, być może poszerzonego jeszcze o Włochy. To tezy zgodne z analizami amerykańskiego politologa Georga Friedmana kluczowymi graczami staną się Turcja i Polska.
Po 400 latach od Bitwy Wiedeńskiej Polska może stać się na nowo przedmurzem chrześcijaństwa, ale tym razem pielęgnująca dobre relacje z… Turcją. Polska i Turcja połączone sojuszem z USA według Friedmana będą w przyszłości stabilizatorami Europy. Warszawa i Ankara będą odpowiedzialne na pokojowe współżycie państw chrześcijańskich i będących pod wpływem islamu, także w obszarze zwalczania ekstremizmów. Geopolityka podpowiada, że partnerskie relacje może doskonale cementować nie tylko przyjaźń z USA, ale także wspólna obawa przed Rosją.
REKLAMA
Miłosz Manasterski
REKLAMA