Operacja "Śluza". Alaksandr Azarau: ujęto grupę przerzucającą migrantów. Okazało się, że to specnaz, sprawę przejęło KGB

2021-09-14, 20:30

Operacja "Śluza". Alaksandr Azarau: ujęto grupę przerzucającą migrantów. Okazało się, że to specnaz, sprawę przejęło KGB
Po stronie białoruskiej kolejne grupy cudzoziemców ukryte za lasem, kilkaset metrów od linii granicy, czekają, aby w dogodnym czasie i miejscu próbować nielegalnie dostać się do Polski - podała Straż Graniczna. Zdjęcie z 9 września br. . Foto: Straż graniczna/Twitter

- Zadaniem białoruskich służb, m.in. specnazu OSAM, jest przeprawienie sprowadzonych przez reżim migrantów przez granicę UE. Jeśli tego nie zrobią, trzeba ich utrzymywać na Białorusi, albo odesłać. To oznacza wydatki, a reżim sprowadzał migrantów po to, by na nich zarobić – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Alaksandr Azarau, b. wiceszef oddziału zwalczającego nielegalną migrację, obecnie członek grupy BYPOL, która ujawniła operację "Śluza". Podkreśla, że Europa nie może otwierać granic, inaczej przegra z reżimem.

Powiązany Artykuł

pap_20170920_2YS (1).jpg
Zapad-2021. Ekspert OSW Andrzej Wilk: armia Rosji ćwiczy przygotowanie do wojny i zadania sił okupacyjnych

Alaksandr Azarau to b. funkcjonariusz białoruskiego MSW, także GUBOPiK-u, Głównego Urzędu do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją, gdzie był zastępcą szefa oddziału ds. walki z nielegalną migracją, były podpułkownik milicji i były wykładowca Akademii MSW w Mińsku.

Po sfałszowanych wyborach w 2020 roku napisał podanie o zwolnienie z MSW i w związku z represjami stosowanymi wobec b. funkcjonariuszy, wyjechał do Polski.

W Polsce Alaksandr Azarau działa w stowarzyszeniu BYPOL, zrzeszającym byłych współpracowników służb białoruskich, obecnie dysydentów. Organizacja prowadzi niezależne śledztwa ws. nieprawidłowości i przestępstw, których dopuszczają się organy ścigania na Białorusi.

Dzięki BYPOL-owi opinia publiczna dowiedziała się o operacji "Śluza": zorganizowanej akcji przerzucania migrantów na polską i litewską granicę.

Operacja "Śluza"

Alaksandr Azarau powiedział portalowi Polskiego Radia, że o operacji "Śluza" po raz pierwszy usłyszano w 2010-2011 roku, przypadkiem. Był wówczas zastępcą szefa oddziału ds. nielegalnej migracji w Głównym Urzędzie do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją. W tamtym czasie zatrzymano osoby przerzucające migrantów.

Okazało się, że to… pogranicznicy, a konkretnie OSAM, specnaz pograniczny, specjalizujący się w leśnym survivalu. Można też zaznaczyć, że w OSAM-ie swoją służbę wojskową odbywali synowie Aleksandra Łukaszenki.

- Funkcjonariusze OSAM-u cały czas żyją w lesie. Znają każde drzewo, każdy krzak, wszystkie błota, mokradła, rzeki. Szkoleni są do tego, by byli w stanie przetrwać w lesie. Nocują w lesie, wśród dzikich zwierząt, mokradeł, komarów, pływają, czołgają się. Umieją w sposób niepostrzeżony przeniknąć przez granicę i niezauważenie przemknąć się z powrotem. Takie mają zadanie. Dlatego właśnie im zalecono, by przeprawiali migrantów przez granicę – zaznacza Alaksandr Azarau

Powiązany Artykuł

forum-0628474615 (1).jpg
Operacja ""Śluza"". Łukaszenka, KGB i OSAM chcą destabilizować UE z wykorzystaniem migrantów

Operację "Śluza" w jej odsłonie z 2010-2011 roku wymyśliło i współorganizowało KGB Białorusi do spółki z pogranicznym specnazem OSAM. Wiceszefem KGB był wówczas Iwan Tertel, obecny szef tej instytucji, a OSAM-em kierował brat Iwana Tertela, Juri. Iwan Tertel współpracował także z kolegami z Rosji, których poznał zapewne m.in. podczas studiów na uczelni w Riazaniu.

- Migrantów sprowadzało wówczas FSB, bo to przez Rosję, poprzez Białoruś do Europy prowadzi klasyczny szlak migracyjny. – Tylko na jednym z rosyjskich rynków naliczyliśmy kilkadziesiąt tysięcy wietnamskich migrantów – wspomina Azarau.

Sprawę zatrzymanych 10 lat temu funkcjonariuszy OSAM-u, przerzucających migrantów przez granicę, przejęło KGB i została ona zamieciona pod dywan.

Jak mówi Azarau, zwykli pogranicznicy zapewne wówczas nie mieli pojęcia o operacji "Śluza" – byli oni przez dowództwo kierowani w takie miejsca, żeby nie przeszkadzali w jej realizacji.

Operacja "Śluza" 2021

W 2021 roku reżim białoruski wpadł na pomysł jak czerpać większe zyski z operacji "Śluza". W poprzedniej jej odsłonie, wedle relacji służb pogranicznych Białorusi, wszystkie środki pieniężne odbierało migrantom FSB, które transportowało ich na Białoruś z Rosji.

Reżim białoruski zaproponował m.in. Irakijczykom wycieczki na Białoruś. Na miejscu państwowa firma Centrakurort oferowała im miejsca hotelowe. Po czym osoby te werbowano, tworzono z nich grupy i kierowano je ku granicy. Gdy rozniosła się wieść, że białoruskie władze nie mają nic przeciwko temu, że migranci przekraczają granicę Białorusi z UE, a nawet w tym pomagają, na Białoruś zaczęło przyjeżdżać coraz więcej osób, które chciały przedostać się do Europy.

Firma Centrakurort to część wielkiego imperium biznesowego, podlegającego Administracji Sprawami Prezydenta. Zawiaduje między innymi sanatoriami, osoby, które wykupują pobyt w ośrodku wypoczynkowym Centrakurortu, otrzymują też wizę.

- Z prezydentem i jego administracją powiązana jest duża część gospodarki Białorusi, niemal połowa, najbardziej dochodowe biznesy. To na przykład handel bronią, alkoholem, cukrem, ropą naftową. Administracji Sprawami Prezydenta podlegają też usługi sanatoryjne etc., parki narodowe, duże handlowe centra na wynajem. To nie wszystko – zaznacza nasz rozmówca.

- Administracja swoich finansów nie rozlicza się przed nikim. Pieniądze, które tam trafiają – nie wchodzą do budżetu. Tworzą one specjalny fundusz prezydencki. Jak on jest rozdysponowany, co się z tymi pieniędzmi dzieje, nie wiadomo – dodaje.

"Inaczej Europa przegra"

Obecnie, jak powiedział Alaksandr Azarau, w związku ze zdecydowanymi działaniami UE, na Białorusi utknęła duża liczba migrantów, sprowadzonych przez reżim na granice. W związku z tym Łukaszenka musiał wstrzymać sprowadzanie kolejnych grup z zagranicy.

- Polska, Litwa wzmocniły granice, uniemożliwiając migrantom nielegalne ich przekroczenie. Nie mogąc ich przekroczyć, przebywają na Białorusi, często w pobliżu granic. Jeśli Europa zacznie ich przyjmować – to zaraz Białoruś zwiększy "strumień migracji". Putin i Łukaszenka zaczną znowu sprowadzać duże liczby migrantów – zaznaczył.

- Trzeba rozumieć, że białoruskie władze nie potrzebują migrantów na Białorusi – starają się ze wszystkich sił, by przekroczyli oni granice z UE. Jeśli liczba migrantów na Białorusi wzrasta – to reżim przestaje przywozić nowych, zanim tych już przywiezionych wcześniej nie odprawi do Unii Europejskiej – dodał.

- Gdy tylko Polska otworzy granice, Białoruś przywiezie nowe partie migrantów i operacja będzie prowadzona dalej – podkreślił.

Kreml i Mińsk

Azarau wskazał że trzeba zdawać sobie sprawę z instrumentalnego podejścia Kremla i Mińska do sprawy migracji. Przypomniał w tym kontekście słowa Władimira Żyrinowskiego. – Powiedział on, że Rosja przywiezie kilka milionów osób z Afganistanu i odprawi ich do Europy, skoro Bruksela nakłada sankcje na Moskwę. Żyrinowski śmiał się z tego, mówił, że Europejczycy to głupcy, przyjmą migrantów, bo są do tego zobowiązani. A Rosja będzie ich tam wysyłać i tym sposobem na nich się zemści. Dlatego Europa nie powinna przyjmować migrantów za żadną cenę, inaczej przegra – zaznaczył były białoruski podpułkownik.

Czytaj także: 

Powiązany Artykuł

mid-21823236 (1).jpg
Operacja ""Śluza"". Tadeusz Giczan: Łukaszenka toczy wojnę hybrydową, zaplanował ją od A do Z, to było jasne od początku

Łukaszenka sam stworzył sobie problem

Obecnie na Białorusi jest więcej migrantów niż kiedykolwiek – mówi Azarau.

- Obecnie ci migranci wędrują po nadgranicznych wioskach i także po miastach.  Nie wiedzą bowiem, co robić, gdzie się podziać. Oddali wszystkie pieniądze za transport nad granicę. Nie udało im się przejść, bo np. polskie służby ich nie wpuściły – to powrócili na Białoruś. Wędrują zatem po Białorusi.  To niesie ze sobą duże wydatki dla Białorusi, bo trzeba coś w tej sytuacji zrobić. Ludzie się skarżą, bo widzą w swojej okolicy obce osoby, cudzoziemców, boją się, że możliwe są przestępstwa, choć by po to, by zdobyć jedzenie. Wiadomo nam jest, że migrantów tych teraz też tropią białoruskie służby pograniczne po całej Białorusi. Nawet wojska wewnętrzne sprowadzono teraz na granicę i przerzucono pograniczników z ukraińskiej granicy na polską, by pomagali szukać migrantów i przerzucać ich z powrotem do Polski. Te osoby nie są zatrzymywane w ośrodkach – zaznaczył.

- Zadanie białoruskich służb polega na tym, by nie tracić pieniędzy na tych migrantów, by przeprawić ich przez granicę - podkreślił.

- Co ciekawe, wcześniej za przebywanie w strefie przygranicznej w przypadku cudzoziemców przewidziane były kary administracyjne. A teraz nagle je zniesiono, by legalizować obecne działania w strefie przy granicy. Chodzi o to, by migranci mogli tam przebywać. Chcą chodzić wzdłuż granicy – niech chodzą – dodał Azarau.

- Do tego do pracy na granicach próbuje się angażować emerytów z oddziału OSAM, są doniesienia, że oferuje się im tysiąc euro za przeprawę grupy imigrantów. To bardzo duży zarobek, bo na Białorusi mało kto ma nawet 500 euro wynagrodzenia. Zatem wielu emerytów OSAM przystaje na taką propozycję – zaznaczył.

Więcej w rozmowie. 

Powiązany Artykuł

pap_20170920_06L (1).jpg
Łotewski ekspert Olevs Nikers: Zapad-21 powinien martwić głównie Ukrainę, region powinien odpowiedzieć manewrami

PolskieRadio24.pl: Czym jest operacja "Śluza"? W Polsce dowiedzieliśmy się o niej dość niedawno.

Alaksandr Azarau: Operacja ta ma de facto dwie nazwy. "Śluzą" nazywa ją KGB, a według Państwowego Komitetu Granicznego to uruchomienie środków zaradczych przeciwko sankcjom.

Co to znaczy? Otóż, gdy Unia Europejska nakłada sankcje na Mińsk, wówczas uruchamia się operacja "Śluza",  zaczynają się działania przeciwko państwom UE, które nałożyły te restrykcje.

Oczywiście na początku operacja "Śluza" w największym stopniu dotyka państw, które leżą najbliżej Białorusi – Polskę, Litwę, Łotwę, bo tam w pierwszym rzędzie możliwe jest wywołanie kryzysu migracyjnego.

Jest to owoc współpracy KGB i Państwowego Komitetu Pogranicznego Białorusi, w szczególności OSAM-u, oddziału, którym kiedyś kierował Juri Tertel, brat obecnego szefa KGB Białorusi, Iwana Tertela.

To właśnie oni, obydwaj bracia Tertel opracowali, już wiele lat temu taką koncepcję operacji, w czasie gdy Juri Tertel był szefem OSAM-u. Iwan Tertel był wówczas zastępcą szefa KGB.

Jak to się stało, że operacja wyszła na jaw?

Dowiedzieliśmy się o niej po raz pierwszy mniej więcej w 2010-2011 roku. Wówczas służyłem w Głównym Urzędzie do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją (GUBOPiK-u) w MSW Białorusi.

Zajmowałem stanowisko zastępcy szefa oddziału, który zajmował się walką z nielegalną migracją. Wówczas zatrzymana została grupa organizatorów nielegalnej migracji. Okazało się, że są to … funkcjonariusze OSAM.

To właśnie oni przeprawiali nielegalnych imigrantów do Unii Europejskiej. Ale sprawę tę prędko przejęło KGB. A tam ona i przepadła. Ci ludzie uniknęli odpowiedzialności karnej, nikt ich do nich nie pociągnął.

Słyszeliśmy potem w różnych rozmowach, że to jest operacja "Śluza", nie ma potrzeby się w nią mieszać – bo jest sankcjonowana "na górze", przez władze Białorusi.

Operacja "Śluza" wróciła po latach, w innej formie.

Teraz po latach, w  organizacji BYPOL, zrzeszającej byłych pracowników organów siłowych Białorusi, przeprowadziliśmy śledztwo w sprawie nowej odsłony operacji "Śluza". Mamy kontakt z byłymi współpracownikami Komitetu Pogranicznego, OSAM-u, KGB.

Otrzymaliśmy informacje, które też przedstawiliśmy w wideo przedstawiającym wyniki śledztwa BYPOL-u, że operację "Śluza" uruchamia się wówczas, gdy nakładane są sankcje.

A sankcje, jak wiadomo, nakładane są regularnie co pięć lat, po każdej falsyfikacji wyborów prezydenckich. Co pięć lat są wybory, zawsze są one fałszowane, po czym Zachód nakłada sankcje. I wówczas pojawia się operacja "Śluza".

Chodzi o to, by przysporzyć UE strat finansowych, wywrzeć presję, by tym samym Unia Europejska zwróciła się do Łukaszenki z prośbą, by zatrzymał migrację. Gdyby UE go o to prosiła, wówczas Łukaszenka odpowiedziałby Brukseli, że oczywiście, wiele jest w stanie zrobić, jeśli Europa osłabi albo zniesie sankcje. Reżim będzie mógł wówczas zacząć targi, ponieważ Unia Europejska sama zainicjowałaby rozmowy.

Powiązany Artykuł

pap_20170914_27D (1).jpg
Zapad-2021. Maksym Khyłko: Rosja współodpowiada za operację na granicy, możliwe są zbrojne prowokacje

Operacja "Śluza" w 2010-2011 roku była przeprowadzona wspólnie z Rosjanami – tak wynika ze śledztwa BYPOL-u.

Należy zaznaczyć, że operacja "Śluza" była wymyślona przez Iwana Tertela, przy współpracy z bratem – ale i wraz z jego rosyjskimi kolegami. Iwan Tertel, obecny szef KGB, pod koniec lat 80. pobierał nauki w szkole wojskowej w Riazaniu (w 1989 roku ukończył Riazańską Wyższą Szkołę Dowódczą Wojsk Powietrznodesantowych im. generała armii W.F. Margiełowa, red.).

Uczył się tam wspólnie z oficerami, którzy obecnie zajmują wysokie stanowiska w szeregach FSB. I właśnie wspólnie z tymi oficerami wykoncypował wspomnianą operację.

Mamy zatem pierwszy rosyjski wątek - w pierwszej odsłonie operacji "Śluza".

To ważne. Trzeba wiedzieć, że wszystkie potoki nielegalnej migracji idą z Rosji przez Białoruś do Europy. De facto między tymi dwoma państwami nie ma granicy. A wszyscy migranci na samym początku przybywają do Moskwy. Tu chodzi między innymi o takie państwa jak Afganistan, Pakistan, Wietnam…

Według naszych danych liczba Wietnamczyków tylko na jednym targu w Moskwie wynosiła do 30 tysięcy osób. A większość z nich znajdowała się tam nielegalnie – żyli tam, pracowali i chowali się przed rosyjską policją.

Wszystkie szlaki migracyjne prowadziły faktycznie ze wschodu do Rosji, a potem z Rosji przez Białoruś do Europy. Dlatego też zawarto porozumienie z Rosjanami.

FSB werbowało nielegalnych migrantów na przykład na takich targach, dogadywało się z białoruskim OSAM-em. Potem FSB przywoziło migrantów na granicę z obwodem smoleńskim i przekazywało ich pracownikom OSAM-u. Funkcjonariusze OSAM-u opowiadali, że w tym czasie nie byli w stanie od migrantów wyegzekwować ani grosza, bo FSB odbierało im wszelkie pieniądze, jakie tylko mieli.

Zatem operacja "Śluza" w dawniejszej odsłonie, w latach 2010-2011, była lukratywna dla FSB.

OSAM przejmował wówczas migrantów na granicy i wedle rozkazów dowództwa – wiózł ku litewskiej, łotewskiej części granicy. A tam ich przeprawiano do UE.

Warto dodać, że OSAM to pograniczny specnaz. Funkcjonariusze OSAM-u cały czas żyją w lesie. Znają każde drzewo, każdy krzak, wszystkie błota, mokradła, rzeki. Szkoleni są do tego, by byli w stanie przetrwać w lesie.

Nocują w lesie, wśród dzikich zwierząt, mokradeł, komarów, pływają, czołgają się. Umieją w sposób niepostrzeżony przeniknąć przez granicę i niezauważenie przemknąć się z powrotem. Takie mają zadanie. Dlatego właśnie im zalecono, by przeprawiali migrantów przez granicę.

To oni zatem odpowiadają za przerzucenie migrantów w nieoczywistych miejscach granicy.

Zwykłych pograniczników o tym co się działo często nie informowano, wielu przechodziło na granicy obowiązkową służbę wojskową, to zwykli Białorusini. Nie musieli o niczym wiedzieć. Kierownictwo Państwowego Komitetu Granicznego dawało rozkazy, w jaki sposób rozstawić pograniczne oddziały, tak aby tam gdzie trzeba, w określonym miejscu, gdzie przerzucano migrantów, żaden pogranicznik się nie znalazł.

OSAM wiedział, które to miejsca i przez nie przerzucał nielegalnych migrantów.

To było 10 lat temu. A potem śledztwa niezależne pokazały, że reżimowi chodziło o to, by w zamian za zaprzestanie tej operacji otrzymać miliony euro, rzekomo na "wzmacnianie granic".  Ale przypuszcza się, że pewna część tych środków zasiliła zasoby reżimu…

Chodziło o to, by otrzymać pieniądze, które UE wydzielała na wzmacnianie granic, na to, by zbudować na Białorusi ośrodki, w których mogą przebywać migranci, bo takich na Białorusi nie było. To wszystko budowano za pieniądze z UE. Głównym celem było także to, by znieść albo złagodzić sankcje.

Jaki był finał tej pierwszej edycji operacji "Śluza"?

Szczerze mówiąc, nie wiem, bo w tamtym czasie nie interesowałem się szczególnie polityką. Jednak jeśli przeanalizować ostatnie wydarzenia, to widać, że UE zawsze co jakiś czas idzie na ustępstwa wobec Mińska. Unia znosi sankcje względem poszczególnych osób, z przedsiębiorstw.

Z reguły reżim osiągał swoje cele dzięki działaniom, które można określić jako szantaż. Każdy może to sam przeanalizować. Wystarczy spojrzeć, kiedy przyjęto sankcje, a kiedy je znoszono.

Trudno mi przypomnieć sobie szczegóły, ale mam wrażenie, że po represjach lat 2010-2011 pojawiało się całkiem sporo informacji o wspólnych inicjatywach UE i Białorusi, jeśli chodzi o infrastrukturę.  Dziwiło mnie to i zastanawiałam się, dlaczego to właśnie w tym momencie jest kluczowe dla UE.  Dłużej jednak nie myślałam nad tym problemem.

Pieniądze zostały przekazane, operacja "Śluza" została zatrzymana i powiedziano: "No proszę. Te pieniądze pomogły wzmocnić ochronę granicy. Imigrantów już nie ma". A Unia patrzyła na to i stwierdzała: "No tak, faktycznie". Tymczasem duża część takich środków przeznaczana była i jest na potrzeby reżimu.

A granica do tej pory nie jest odpowiednio wzmocniona, wiele jest z tym problemów, zwłaszcza dotyczy to granic z Litwą i Łotwą. Lepiej jest na granicy z Polską – to pozostało jeszcze z czasów ZSRR i zimnej wojny, uważało się, że jest to najlepiej chroniona granica. I dlatego migrantów zazwyczaj starano się wyprawiać na Litwę lub Łotwę.

I dlatego uznano, że tam rozpocznie się operacja "Śluza" w 2021 roku, w nowej odsłonie.

Tak, uznano, że tam prościej jest przeprawiać migrantów. Zadaniem białoruskich służb jest przeprawienie migrantów przez granicę UE. Jeśli tego nie zrobią, to trzeba by ich zatrzymać i utrzymywać na Białorusi, albo odesłać do domów.

A jeśli trzeba wysłać ich do domów - to oznacza duże wydatki na bilety, na samoloty.

Mieliśmy problemy, gdy musieliśmy odsyłać imigrantów do Nigerii. Ani z Moskwy, ani tym bardziej z Mińska nie kursował tam żaden samolot. Bilety z przesiadkami kosztowały 5,5 tysięcy dolarów. To olbrzymie koszty.

Władze Białorusi nie sprowadzały zaś migrantów po to, by mieć okazję do dodatkowych wydatków, ale by mieć z tego zysk, by na tym zarobić. Dlatego zadaniem służb jest odprawienie migrantów przez granicę.

Dodajmy, że za przyjazd na Białoruś migranci z Iraku musieli płacić, według różnych doniesień od 5 do kilkunastu tysięcy dolarów. Tym razem w roku 2021, operacja przybrała nieco inną formę.

W tym roku operacja "Śluza" osiągnęła nieznane wcześniej rozmiary. Jeśli wcześniej nikt o niej praktycznie nie wiedział, nikt nawet się nie domyślał, to teraz akcja nabrała rozmachu. Zwieziono tysiące migrantów, tak jakby Łukaszenka postawił zadanie zapełnić nimi całą Europę.

Nigdy wcześniej czegoś takiego nie było. Do tej pory było tak, że grupa migrantów przejeżdżała przez Białoruś samochodem, przez nikogo nie zauważona.

Teraz schemat jest inny. Migranci nie jadą z Rosji, przylatują na lotnisko w Mińsku. Początkowo z Iraku przylatywał jeden samolot na tydzień, potem zwiększono liczbę rejsów do kilku tygodniowo. Migrantów werbują już nawet bezpośrednio na lotnisku współpracownicy KGB. Formowane są z nich grupy i następnie są one odprawiane przez granicę przez OSAM.

Gdy Litwini zaczęli wzmacniać ochronę granicy, wówczas "strumień migracji" skierowano także na Łotwę. Gdy Łotysze zaczęli wzmacniać ochronę, to wtedy migrantów zaczęto kierować również ku Polsce.

Ku Polsce skierowano migrantów jednak nie głównie dlatego, że granicę litewską zaczęto wzmacniać. Chodziło o to, by wpłynąć na Polskę, by mieć możliwość wywierania potencjalnej presji w kwestii decyzji politycznych.

Polska jest aktywna, jeśli chodzi obronę białoruskiego narodu, przyjmuje uchodźców z Białorusi. Bierze udział w procesie wprowadzania sankcji. Dlatego Łukaszenka zdecydował się skierować bardzo duże liczby migrantów także do Polski.

Widzimy jednak obecnie, że bardzo wielu migrantów nie udaje się przeprawić przez granicę. Wracają na Białoruś.

Co to oznacza?

Obecnie ci imigranci wędrują po nadgranicznych wioskach i także po miastach.  Nie wiedzą bowiem, co robić, gdzie się podziać. Oddali wszystkie pieniądze za transport nad granicę. Nie udało im się przejść, bo np. polskie służby ich nie wpuściły – zatem powrócili na Białoruś. Wędrują zatem po całej Białorusi. 

To niesie ze sobą duże wydatki dla Białorusi, bo trzeba coś w tej sytuacji zrobić.

Ludzie się skarżą, bo widzą w swojej okolicy obce osoby, cudzoziemców, boją się, że możliwe są z  ich strony przestępstwa, choćby po to, by zdobyć jedzenie. BYPOL otrzymuje wiadomości, że migrantów tropią teraz białoruskie służby pograniczne po całej Białorusi.

Nawet wojska wewnętrzne sprowadzono na granicę i przerzucono pograniczników z ukraińskiej granicy na polską, by pomagali szukać migrantów i przerzucać ich z powrotem do Polski.

Takie osoby nie są zatrzymywane w ośrodkach na Białorusi. Zadanie polega na tym, by nie tracić pieniędzy na tych migrantów, by za wszelką cenę przeprawić ich przez białoruską granicę.

Poprzednia edycja operacji "Śluza" odbywała się z udziałem FSB. Teraz, jak się wydaje, również mamy do czynienia z rosyjsko-białoruską współpracą, choć innego charakteru. Łukaszenka i Putin musieli co najmniej skoordynować swoje stanowiska w tej sprawie. Myślę, że mogli to zaplanować wspólnie.

Sądzę, że Łukaszenka nie robi niczego, na co nie zgodziłby się Władimir Putin. Nie zdecyduje się na działania, które Putin może potem źle oceniać. Zna dobrze Putina, i albo z nim uzgadnia swoje plany, albo wie, że Kreml będzie go pochwalał. Dotyczy to polityki zagranicznej.

Inna rzecz to polityka wewnętrzna – w jej zakresie relacje między Putinem i Łukaszenką są inne. Jednak polityka zagraniczna to obszar, na którym działają razem, w jedności.

Można obecnie postawić pytanie, co będzie dalej. Unia Europejska zaczyna reagować na hybrydowe działania Łukaszenki i Putina. Czy możemy powiedzieć, że ta operacja wkrótce się zakończy dzięki zdecydowanej postawie UE, czy jednak spodziewać się należy zaostrzenia kryzysu?

Europa wzmocniła granicę, uniemożliwiając imigrantom nielegalne jej przekroczenie. Nie mogą jej przekroczyć, przebywają w jej pobliżu.

Jeśli Europa zacznie ich przyjmować – to zaraz zwiększy się "strumień migracji". Putin i Łukaszenka zaczną znowu sprowadzać duże liczby migrantów. Białoruskie władze nie potrzebują bowiem migrantów na Białorusi – starają się ze wszystkich sił, by przekroczyli granice. Jeśli jednak liczba migrantów na Białorusi wzrasta – to reżim przestaje przywozić nowych, zanim tych już przywiezionych wcześniej nie odprawi do Unii Europejskiej.

Gdy tylko Polska otworzy granice, Białoruś przywiezie nowe partie migrantów i operacja będzie prowadzona dalej.

Tak działa ta prawidłowość.

Można jeszcze przytoczyć tutaj słowa rosyjskiego polityka Władimira Żyrinowskiego. Powiedział on, że Rosja z Afganistanu przywiezie kilka milionów osób i odprawi ich do Europy, skoro Europa nakłada sankcje na Moskwę.

Żyrinowski śmiał się z tego, mówił, że Europa to głupcy, przyjmie migrantów, bo jest do tego zobowiązana, a Rosja będzie ich tam wysyłać i tym sposobem na niej się zemści.

Dlatego Europa nie powinna przyjmować migrantów za żadną cenę, inaczej przegra.

Myślę, że jest obecnie widać rozumienie tego, iż mamy do czynienia z hybrydową agresją, także w Unii Europejskiej.

Są także inne, niezależne od BYPOL-u, dochodzenia dziennikarskie, które pokazują, jak ta operacja była organizowana. Wskazano, że Irakijczycy przywożeni z Iraku otrzymywali wizy turystyczne, byli lokowani w kilkugwiazdkowych hotelach, bo formalnie wykupywali wycieczkę na Białoruś. A organizacją wyjazdów zajmowało się państwowe biuro podróży Centrkurort, powiązane z Administracją Sprawami Prezydenta (Управление делами Президента Республики Беларусь).

Centrkurort to bardzo duża firma, powiązana z Administracją Sprawami Prezydenta, która zajmuje się świadczeniem usług turystycznych. Przede wszystkim są to usługi dotyczące pobytów w sanatoriach. Ludzie kupują w tym biurze wycieczki do białoruskich sanatoriów. To 90 procent działalności Centrkurortu Wszystkie sanatoria podlegają bowiem Administracji Sprawami Prezydenta

Jeśli cudzoziemiec wykupuje pobyt w sanatorium, to na tej podstawie otrzymuje także wizę. Może w ten sposób legalnie przebywać na Białorusi.

Co ciekawe, wcześniej za przebywanie w strefie przygranicznej w przypadku cudzoziemców przewidziane były kary administracyjne. A teraz nagle je zniesiono, by legalizować obecne działania w strefie przy granicy. Chodzi o to, by migranci mogli tam przebywać. Chcą chodzić wzdłuż granicy – niech chodzą.

Trwają ćwiczenia Zapad. Pojawia się pytanie, czy Łukaszenka i Putin będą wiązać ze sobą ćwiczenia Zapad z wojną hybrydową?

Ćwiczenia mają miejsce w obwodzie brzeskim, niedaleko Brześcia, który znajduje się bezpośrednio na granicy Polski. To wszystko jest oczywiście związane, kryzys migracyjny i ćwiczenia Zapad to ogniwa jednego łańcucha, mają na celu kontynuację i wzmożenie presji.  UE reaguje bowiem źle na rosyjskie wojska u granicy, a teraz przywieziono je tuż pod granicę, przy czym obwieszczono, że  znajdzie ich się tam mniej niż faktycznie przybyło.

Wedle naszej informacji przybyło ich od 6 do 6,5 tysiąca żołnierzy, wraz z 10 tys. sprzętu wojskowego. To, że sprowadzono ich więcej niż zapowiadano, to także element wywierania presji.

Zapowiadano, że w ćwiczeniach weźmie udział 12,8 tysięcy osób, w tym 2500 żołnierzy z Rosji. Na terenie Białorusi ćwiczyć będą na poligonie brzeskim, gożskim (w obwodzie grodzieńskim, także bardzo blisko granicy Polski, a także Litwy) i na poligonie Obuz-Lesnowsky w pobliżu Baranowicz. A czy pana zdaniem jest możliwość prowokacji na granicach? Możliwość a prawdopodobieństwo to oczywiście dwie różne kwestie. Jak pan to ocenia, czy Putin i Łukaszenka mogą mieć taki plan?

Myślę, że teoretycznie jest to możliwe. Jednak nie sądzę, że dojdzie to takich granicznych prowokacji, które mogłyby sprowokować wojnę. Ta nikomu nie jest obecnie potrzebna. Myślę, że wszystko zakończy się wywieraniem presji na Zachód.

Co jeszcze trzeba wiedzieć o operacji "Śluza"?

By operacja "Śluza" się zakończyła, polskie władze powinny pomagać Białorusinom. Bo gdy już nie będzie Łukaszenki, będzie demokratycznie wybrana władza, nikt nie będzie popełniać tego rodzaju przestępstw. Białoruś będzie utrzymywać przyjacielskie relacje ze wszystkimi sąsiedzkimi państwami.

Łukaszenka bezprawnie uzurpuje władzę. Sfałszował wybory. To wiedzą wszyscy Białorusini. Nie można go uznawać. Nie jest prezydentem, to zwykły obywatel. Jego reżim trzeba uznać za terrorystyczny. Trzeba pomóc Białorusinom, by mogli ustanowić demokrację na Białorusi, by mogli wybierać władze.

Jeśli u władzy pozostanie Łukaszenka, albo jego syn, to nadal możemy spodziewać się wszystkiego, co złe. Łukaszenka traktuje Białoruś jak swoją własność, jak swój majątek, nie jak państwo, należące do narodu białoruskiego.

Z prezydentem i jego administracją powiązana jest duża część gospodarki Białorusi, niemal połowa, najbardziej dochodowe biznesy. To na przykład handel bronią, alkoholem, cukrem, ropą naftową. Administracji Sprawami Prezydenta podlegają też usługi sanatoryjne etc., parki narodowe, duże handlowe centra na wynajem. To nie wszystko.

Mowa jest zatem o ogromnym imperium biznesowym Łukaszenki, którymi kieruje Administracja Sprawami Prezydenta i wszystko oczywiście jest tam bardzo nieprzejrzyste.

Administracja Sprawami Prezydenta swoich finansów nie rozlicza się przed nikim. Pieniądze, które tam trafiają – nie wchodzą do budżetu. Tworzą one specjalny fundusz prezydencki. Jak on jest rozdysponowany, co się z tymi pieniędzmi dzieje, nie wiadomo. Proszę sobie to wyobrazić.

To niewyobrażalne grabież. Wróćmy jeszcze do operacji "Śluza". Czy są jakieś nowe informacje z ostatniego czasu, które warto mieć na uwadze?

Obecnie do pracy na granicach próbuje się angażować emerytów z oddziału OSAM, są doniesienia, że oferuje się im tysiąc euro za przeprawę grupy imigrantów. To bardzo duży zarobek, bo na Białorusi mało kto ma nawet 500 euro wynagrodzenia.

Zatem wielu emerytów OSAM przystaje na taką propozycję.

Oznacza to, że Łukaszenka rzeczywiście ma problemy w związku z kryzysem, który sam stworzył.

Reżim nie jest już w stanie przeprawiać migrantów przez granicę. Jeśli Polska ustanowi szczelną barierę, Aleksander Łukaszenka będzie wysyłał ich znowu na Litwę, Łotwę, bo te państwa nie zdążą w krótkim czasie zbudować ogrodzenia.

Łukaszenka nie będzie odprawiał ich z powrotem do ich krajów, bo musiałby ponieść na to większe wydatki.

Operacja "Śluza" to jedno ze śledztwo organizacji BYPOL, które można obejrzeć w internecie. Jakie jeszcze inne śledztwa, przeprowadził BYPOL?

Opublikowaliśmy wiele dochodzeń. Wśród nich jest śledztwo o Donbasie – Białorusini, którzy tam walczyli, opowiadają m.in., że znajdują się tam rosyjskie wojska. Są tam także angielskie podpisy. Badamy także przestępstwa popełniane przez organy siłowe Białorusi podczas wyborów i po nich.

Niedawno przeprowadziliśmy także interesują śledztwo o Wiktorze Szejmanie, dotyczące założenia prywatnej wojskowej firmy na Białorusi, na przykładzie rosyjskiej grupy Wagnera. Wiktor Szejman tworzy taką armię dla Łukaszenki.

Prywatną armię, na przykład dla ochrony.

MSW wydzieliło prywatnej firmie 300 sztuk broni, w tym broń automatyczną i karabiny snajperskie. Trwa nabór kadry do niej, pułkowników, byłych specnazowców. W całej sprawie uczestniczy Administracja Sprawami Prezydenta.

To jedyna firma, której dekretem prezydenta pozwolono na noszenie broni.

Jak to się stało, że pan wyjechał z Białorusi?

11 lat pracowałem w GUBOPiK-u (Głównym Urzędzie do Walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją). W ostatnim roku przeniosłem się do Akademii MSW, gdzie byłem nauczycielem w kwestii działań operacyjnych.

W lokalu wyborczym obserwowałem całą tę falsyfikację – nikt nie liczył głosów, a protokoły spisywano dopiero po wskazaniach z góry. Przekazywano cyfry przedstawicielowi komisji – a on je po prostu wpisywał. Nie ważne było, kto na kogo głosował. Na karty wyborcze nikt w ogóle nie patrzył.

To wszystko obserwowałem. Widziałem także i to, że milicja dostała rozkaz, aby bić i torturować ludzi bezkarnie. Napisałem podanie i zwolniłem się ze służby.

Potem dowiedziałem się, że byłych pracowników MSW, którzy zwolnili się z przyczyn politycznych, zaczęto zatrzymywać i bezprawnie pociągać do odpowiedzialności. Zdecydowałem, że lepiej wyjechać do Polski niż siedzieć w białoruskim więzieniu.

W Polsce powstawał wówczas BYPOL, organizacja zrzeszająca byłych pracowników organów siłowych. Włączyłem się w jej prace. Teraz zajmujemy się śledztwami w sprawie przestępstw reżimu Aleksandra Łukaszenka. Opracowujemy także plan Pieramoga, którego celem jest zmiana władzy. To groźne dla reżimu.

Z Alaksandrem Azarauem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


Polecane

Wróć do strony głównej