Niebezpieczny pragmatyzm. Polityczna scena Ukrainy

Na scenie politycznej Ukrainy nadal trwają walki buldogów pod dywanem. To, że w tej walce ludzie popierający Melnyka wygrali, uważam za niepokojący sygnał. Bo to oznacza też, że doraźny pragmatyzm bierze górę nad realnym przewidywaniem konsekwencji swoich decyzji - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Jakub Olchowski z Katedry Bezpieczeństwa Międzynarodowego UMCS i Instytutu Europy Środkowej w Lublinie.

2022-11-30, 08:00

Niebezpieczny pragmatyzm. Polityczna scena Ukrainy
Wiceszef ukraińskiego MSZ Andrij Melnyk.Foto: Michael Kappeler/dpa Dostawca: PAP/DPA

Ewa Zarzycka, portal PolskieRadio24.pl: Ukraina ma nowy rząd od marca 2022 roku. Jego działania w sensie przeprowadzania jakikolwiek reform są zablokowane, bo jest wojna, ale o premierze Ukrainy niewiele się mówi.

Dr Jakub Olchowski: Wcześniej też tak było, ale od momentu, kiedy Zełenski został prezydentem, rząd został w dużej mierze odsunięty na drugi plan. W jego buty weszło Biuro Prezydenta i zaczęło decydować o większości spraw. Bez wiedzy Biura Prezydenta nic się na Ukrainie nie mogło dziać i się nie działo. A teraz się tym bardziej nie dzieje, bo kwestie, którymi zajmuje się rząd, są przysłonięte wojną. A ta jest w gestii prezydenta i jego otoczenia.

Od samego początku poparcie dla rządu, który wywodzi się z ugrupowania Zełenskiego Sługa Narodu, było mniejsze niż dla prezydenta. Dziś Zełenski cieszy się ogromnym poparciem. Stanął na wysokości zadania, jak Winston Churchill w czasie II wojny światowej. Trudno sobie dziś wyobrazić, kiedy się na niego patrzy i słucha, że to jest showman i komik. Ale pod koniec ubiegłego roku poparcie dla prezydenta, dla jego ugrupowania i dla rządu było bardzo niskie. Jeszcze w styczniu Zełenski był bardzo mocno krytykowany z wielu stron.

Co mu zarzucano?

Że reformy, które obiecywał, są pozorne, że ugrupowanie Sługa Narodu to zbieranina ludzi, nie zawsze kompetentnych, ale towarzysko czy biznesowo powiązanych z prezydentem, że niczego nie zrobiono w sprawie Donbasu i Krymu. I, oczywiście, całkowity brak doświadczenia w polityce rozumianej jako sztuka czynienia niemożliwego możliwym, bo tym się nader często zajmują politycy, i jako zarządzanie państwem. I że do zarządzania różnymi płaszczyznami działalności państwa zatrudnia ludzi bez kompetencji politycznych czy merytorycznych, tylko na przykład kolegów. Wojna wszystko zmieniła.

Dziś Zełenski jest twarzą Ukrainy.

A drugą twarzą jest generał Wałerij Załużny, głównodowodzący sił zbrojnych Ukrainy. To już teraz jest postać spiżowa.

REKLAMA

Mówił Pan, że Biuro Prezydenta wszystkim praktycznie zarządza. To z niego wyszła inicjatywa powołania Andrija Melnyka na wiceministra sprawa zagranicznych?

Nie wiem i nie chcę spekulować. Moi ukraińscy koledzy, którzy piszą i mówią na ten temat, też są tym zdziwieni i zniesmaczeni. Biorąc pod uwagę obecną sytuację międzynarodową Ukrainy, państwo to nie potrzebuje szumu wokół kontrowersyjnych wypowiedzi swoich przedstawicieli, zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Do tej pory Ukraina bardzo dobrze prowadziła swoją politykę informacyjną. Jej komunikacja strategiczna była bardzo spójna. Pojawienie się Melnyka na szczytach elity politycznej psuje ten wizerunek, tj. wizerunek skonsolidowanego narodu, idącego z władzą i skonsolidowanej władzy, skupionej na wysiłku wojennym.

Ale o czymś świadczy. O czym?

O jednej rzeczy na pewno - o tym, że na scenie politycznej Ukrainy nadal trwają "walki buldogów pod dywanem". To, że w tej walce ludzie popierający Melnyka wygrali, uważam za niepokojący sygnał. Bo to oznacza też, że doraźny pragmatyzm (Melnyk odgrywa ważną rolę w kontekście ukraińskich nacisków na Zachód, zwłaszcza Niemcy, by kontynuowali pomoc) bierze górę nad realnym przewidywaniem konsekwencji swoich decyzji (a w tym wypadku może to być istotne zaprzepaszczenie tego, co udało się w ostatnim czasie osiągnąć w relacjach polsko-ukraińskich).

Wojna kiedyś się skończy. Jak może zmienić Ukrainę?

Będzie ogromna rzesza weteranów, którzy już teraz cieszą się ogromnym zaufaniem społecznym. I to oni, z ogromną dozą prawdopodobieństwa, staną się bardzo ważnym elementem sceny politycznej, jej elity. Oni będą rozdawali karty i o ich głosy politycy będą zabiegać. Dowódcy Gwardii Narodowej, obrony terytorialnej to ludzie bardzo już znani w swoich rejonach i najprawdopodobniej będą po wojnie lokalnymi liderami. Druga rzecz, która, jak przypuszczam, pozostanie po wojnie, to zmiana mentalna.

Jaka?

Majdan 2014 roku był ogromnym, dobrowolnym ruchem. Później, kiedy doszło do aneksji Krymu i wojny na Donbasie i okazało się, że struktury państwa ukraińskiego - i militarne, i cywilne, są słabe, obywatele wzięli sprawy w swoje ręce. To oni dozbrajali wtedy siły zbrojne Ukrainy i Gwardię Narodową, to organizacje wolontariackie i społeczne karmiły, ubierały, wyposażały żołnierzy ukraińskich. I ten ruch nie zaniknął. Stale się rozwijał, wzmacniał, a po lutym tego roku jest jeszcze silniejszy. Jest ogromna mobilizacja społeczna i myślę, że po zakończeniu wojny to będzie bardzo istotne, ponieważ ludzie przekonali się, że mogą coś zrobić, mogą mieć na coś wpływ. To ogromny krok naprzód. Na Białorusi, w Rosji czy w innych posowieckich republikach nic takiego się nie wydarzyło. To bardzo ważne, bo Ukraina po wojnie nie stanie się  wolna od grzechów, od tych wszystkich złych rzeczy, z którymi była kojarzona wcześniej i które były problemem - od korupcji, od myślenia polityków w kategoriach "moje", a nie w kategoriach państwowych - "nasze". To się nie zmienia ot tak, szybko. Mentalność powoli poddaje się zmianom. W Ukrainie częściowo to się stało.

REKLAMA

paw/

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej