Niemieckie wyrzutnie Patriot: Berlin może i chciałby, ale się boi. Felieton Miłosza Manasterskiego
Niemcy od 24 lutego 2022 r. są politycznym bankrutem Europy, który próbuje odzyskać wiarygodność w oczach świata. Niestety sprawa przekazania Polsce baterii Patriot złego wrażenia nie zaciera, tylko je wzmacnia.
2022-12-01, 17:27
Nie wiadomo dzisiaj, czy budując gospodarczy sojusz z Kremlem niemieckie elity brały pod uwagę, że wcześniej czy później rosyjski niedźwiedź zachowa się zgodnie ze swoją agresywną naturą. Dzisiaj była kanclerz Angela Merkel może zapewniać, że pomysł "ucywilizowania" Rosji poprzez więzy handlowe miał u podstaw dobre intencje. Realistyczna było inne podejście, prezentowane przez śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i kontynuującego jego politykę brata Jarosława Kaczyńskiego. Nie jest przypadkiem, że obaj nie mieli nigdy w Niemczech dobrej prasy, w przeciwieństwie do głównego lokatora Kremla, którego wizerunek niemieckie media i służebni RFN politycy ocieplali nawet w Polsce. Donald Tusk o Wołodymirze Putnie i wspaniałej współpracy z nim mówił rzeczy, których nigdy nie byłby w stanie powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim. Nawet dzisiaj, kiedy trwa wojna na Ukrainie najostrzejsze słowa i opinie niemiecki kandydat na premiera Polski rezerwuje dla lidera PiS.
Choć za Odrą na przemian słyszymy dzisiaj usprawiedliwianie się i wyrazy oburzenia wobec rosyjskiej napaści – podejście do Polski niewiele się zmieniło. Niemieckie media nadal piszą o "nacjonalistycznym rządzie z Warszawie" i problemach z "sędziowską niezależnością" w tonie głębokiego potępienia. W niemieckich mediach Polska przestawiana jest prawie jak Iran albo Korea Północna.
Niemniej politycy skupieni wokół rządu kanclerza Olafa Scholza zdają sobie sprawę z głębokiego i międzynarodowego kryzysu wizerunkowego w którym się znaleźli. I rekonfiguracji politycznego układ sił w Europie, w którym nastąpiła zamiana miejsc. Warszawa, z junior partnera RFN w czasach rządów Donalda Tuska, wyrosła na lidera regionu akceptowanego zarówno przez większość mniejszych państw Europy Środkowej i Wschodniej, jak i, co równie ważne, namaszczona do tej roli przez USA i Wielką Brytanię. Polityka "wstawania z kolan", tak brutalnie obśmiewana przez opozycję, okazała się jednak rządowi Prawa i Sprawiedliwości opłacać, nawet jeśli kosztem postawienia na niezależność są nieuczciwe gierki Brukseli blokującej KPO. Jeśli za tę cenę uda nam się trwale zbudować pozycję kluczowego państwa w Europie, to gra jest tego warta.
Oczywiście Republika Federalna Niemiec sama nie zamierza rezygnować ze swojej "wiodącej roli w Unii Europejskiej" czy też, jak chce kanclerz Scholz "wiodącej roli na świecie". Tyle, że z Niemiec takie mocarstwo, jakie z Rosji supermocarstwo. W efekcie każda kolejna próba demonstracji możliwości Berlina wypada coraz bardziej żałośnie.
REKLAMA
Wśród tych prób jest projekt przekazania Polsce niemieckich baterii Patriot.To kolejny przykład niemieckiego zaangażowania, które w praktyce staje się autokompromitacją. Po incydencie rakietowym w Przewodowie minister obrony narodowej RFNChristine Lambrecht na Twitterze zaoferowała Polsce przekazanie dwóch baterii Patriot, żeby wzmocnić polską obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową. Dołożyła też w pakiecie niemieckie samoloty, które miałyby patrolować nasze niebo, choć nikt o to nie prosił. O samolotach ucichło, wokół Patriotów ciągle jest głośno i to nie dlatego, że faktycznie przyjechały i okazały się przydatne.
W ogólnym zamieszaniu wokół sprawy można się już pogubić, bo nasi przyjaciele zza Odry ciągle zmieniają zeznania. Decyzja minister Lambrecht miałabyć nie tylko nie konsultowana z polskim MON, ale także z jej podwładnymi w Bundeswerze. Mijają prawie dwa tygodnie od deklaracji niemieckiej minister a nie udało się ustalić niczego: ani gdzie, ani kto, ani kiedy, ani jak. I czy w ogóle.
Od pomysłu do realizacji droga okazała się bardzo kręta. Pojawiły się informacje, że owe baterie stacjonując na terenie Polski nie zostałyby wcale włączone do polskiego systemu obrony przeciwlotniczej (być może minister Lambrecht w ogóle nie wie, że taki system budujemy i jesteśmy na poziomie zaawansowanym). Sterowanie nimi miałoby znajdować się w niemieckich dowództwie, tak by ewentualne sukcesy w obronie polskiej przestrzeni były sukcesami Bundeswery. Stąd też pomysł wpuszczenia na polskie niebo niemieckich myśliwców, które miałby operować niezależnie od polskiej floty powietrznej.
Tutaj trzeba dodać koniecznie, że minister Lambrecht przed objęciem fotela szefa niemieckiego MON nie miała nic wspólnego z wojskowością. I zapewne składając propozycję Polsce miała cywilne wyobrażenie o tym, jak działa system Patriot. Tymczasem, jak podkreślają eksperci, każdy, nawet najdoskonalszy system obrony powietrznej potrzebuje czasu na namierzenie obiektu, identyfikację i wystrzelenie przeciwrakiety. W przypadku rakiet przekraczających granicę i kierujących się tuż przy niej, czasu tego w praktyce nie ma. Aby zabezpieczyć przygraniczne miejscowości trzeba by wysłać przeciwrakietę już nad terytorium Ukrainy i tam ją niszczyć. To zaś mogłoby zostać odebrane jako eskalacja konfliktu, czy też włączenie się do niego kolejnego kraju (w tym wypadku Niemiec).Stąd prezes PiS Jarosław Kaczyński rozważnie i przytomnie zaproponował, że skoro rakiety trzeba zestrzeliwać na Ukrainie, to najlepiej by robili to sami Ukraińcy. Wtedy Rosja nie może użyć argumentu, że do bezpośrednich działań wojennych włączyły się kraje NATO.
REKLAMA
Tymczasem kiedy padła propozycja, żeby Patrioty trafiły na Ukrainę Niemcy tłumaczyli, że to element obrony NATO i nie można go przekazać poza granice sojuszu. Kiedy szef Paktu Północnoatlantyckiego Jens Stoltenberg odpowiedział, że nie ma problemu, żeby kraje członkowskie swoje Patrioty przekazały Kijowowi, narracja RFN znów się zmieniła. Teraz okazuje się, że to wykluczone, bo przeszkolenie ukraińskich załóg z obsługi technicznej trwać będzie ponad 12 miesięcy.
Mamy więc impas, o ile nie zgodzimy się na ustawienie niemieckich baterii w okolicy Gorzowa Wielkopolskiego, gdzie będą stuprocentowo bezużyteczne. Na oddanie ich Ukraińcom nie godzą się Niemcy. Z kolei postawienie ich po polskiej stronie w okolicy granicy daje gwarancję, że niemieckie dowództwo w obawie przed Kremlem nie pozwoli strzelać przeciwrakietami na terytorium naszego sąsiada, nawet jeśli Kijów sam by o to prosił. Co z kolei oznacza, że i z niemieckimi Patriotami i bez nich w Polsce jest dokładnie tak samo bezpiecznie.
Dla nas wszystkich to ważna lekcja – kolejny pokaz jak niepoważnie działa Berlin i jak w rzeczywistości lekceważy potrzeby swoich wschodnich sąsiadów i partnerów. Miejmy to na uwadze, bo druga największa siła polityczna w Polsce chce, jeśli zwycięży w wyborach, przywrócić nam status junior partnera RFN i układać nasze sprawy podług wizji Berlina. To zaś nie tylko jest dla nas szkodliwe, ale w obecnej sytuacji wręcz niebywale niebezpieczne.
- Będzie więcej patriotów w Polsce. Czym jest ten system i jak działa?
- Mariusz Błaszczak: pierwsze baterie Patriot już są w Polsce
- Patrioty z Niemiec trafią do Polski? Dr Piekarski: wsparcie ze strony NATO potwierdza, że Sojusz dobrze funkcjonuje
Miłosz Manasterski
REKLAMA
REKLAMA