Autorka książki o Putinie: prowadzi swój naród na wojnę, więc musiał go zdopingować

2024-03-23, 01:35

Autorka książki o Putinie: prowadzi swój naród na wojnę, więc musiał go zdopingować
Kurczab-Redlich: atak terrorystyczny w Krasnogorsku był potrzebny Putinowi. Foto: PAP/EPA/VASILY PRUDNIKOV

Krystyna Kurczab-Redlich, dziennikarka i reportażystka, wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji, autorka filmów dokumentalnych o Czeczenii oraz książki "Wowa, Wołodia, Władimir" oceniła, że "Putin prowadzi swój naród na wojnę, więc aby go zdopingować, musiała zapłonąć ogromna hala na 6000 widzów w Krasnogorsku pod Moskwą".

Uzbrojeni napastnicy zaatakowali w piątek wieczorem salę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą. Według FSB w ataku zginęło 40 osób, a ok. 100 zostało rannych. Kanały w serwisie Telegram zbliżone do struktur siłowych informują o 130 rannych.

Atak terrorystyczny w Moskwie

Krystyna Kurczab-Redlich, która została poproszona przez PAP o komentarz na temat tego wydarzenia powiedziała, że ten akt terrorystyczny, ponieważ nastąpił także w trakcie przedstawienia, można łatwo skojarzyć z tym, który miał miejsce w teatrze na Dubrowce w 2002 roku. Podobne skojarzenia budzi osławiony zamach na szkołę w Biesłanie, na terytorium Republiki Osetii Północnej 1 września 2004 roku.

- Wszystkie one mają, jak sądzę, podobne źródło. Bowiem nie mogę uwierzyć, aby Ukraińcy byli autorami tego dzisiejszego ataku terrorystycznego, co już ogłosiły niektóre rosyjskie media, ponieważ zdecydowanie by się to obróciło przeciwko nim. Poza tym został tak nieumiejętnie przeprowadzony, że wyklucza ich jako terrorystów - oceniła Kurczab-Redlich.

Jak wskazała, akty terrorystyczne, zarówno na Dubrowce, jak i w Biesłanie, były przygotowywane przez służby specjalne Rosji - FSB. - Każdy z nich miał swój jakiś cel i był w określonym momencie historycznym potrzebny Władimirowi Putinowi - podkreśliła.

Ataki w Rosji

Przypomniała, że akcję na Dubrowce wykonali terroryści przygotowywani wcześniej przez zdrajców czeczeńskich Basajewa, który współpracował ze służbami rosyjskimi. Atak ten, jak zaznaczyła, "był potrzebny Putinowi dla udowodnienia, że Czeczeni są terrorystami".

Działo się to w momencie, kiedy przygotowywany był międzynarodowy zjazd czeczeńsko-rosyjski, w którym brały udział bardzo wysoko postawione osoby z świata zachodniego. Miał on doprowadzić do zgody między Czeczenami a Rosjanami. "Dlatego Putin bardzo nie chciał, aby do tego zjazdu doszło". Jej zdaniem, gospodarz Kremla nie tylko chciał dalej prowadzić wojnę z Czeczenią, ale przede wszystkim nie chciał być rozliczony przez Zachód, ponieważ w organizowaniu tego zjazdu w Kopenhadze brali udział przedstawiciele prezydenta Stanów Zjednoczonych, władz Wielkiej Brytanii, a także Francji.

- On po prostu nie chciał dopuścić do tego, aby ktokolwiek z Zachodu mógł wejść na teren Czeczeni i zobaczyć, że jest ona jednym wielkim straszliwym obozem tortur. Poza tym nie chciał dopuścić do tego, żeby liderzy Zachodu zmusili go do zgody z Czeczenami i zaprzestania wojny - zaznaczyła dziennikarka i dodała: "jemu ta wojna była jeszcze potrzebna”. Zauważyła, że wszystkich terrorystów biorących udział w tym zdarzeniu zabito i nie było kogo postawić przed sądem.

Zapytana, jaki mógłby być cel piątkowego ataku podała, że tego dnia po raz pierwszy prasowy przedstawiciel Kremla Dmitrij Siergiejewicz Pieskow nazwał to, co się dzieje w Ukrainie nie specjalną operacją wojskową, ale wojną. - I mało tego: użył takiego sformułowania, że wszyscy Rosjanie powinni być gotowi do obrony ojczyzny. Równocześnie, jak podał portal Meduza, w piątek zostały wysłane do rosyjskich mężczyzn elektroniczne wezwania do wojska. Więc wszystko to razem, jak zwykle w tych wypadkach, jest grubymi nićmi szyte - podkreśliła zauważając, iż komentatorzy z całego świata skupiają się właśnie na nieprzypadkowości tego aktu terrorystycznego.

Plany ataków w Rosji. Ostrzeżenia USA

Rosyjskie media niezależne zwróciły uwagę, że dwa tygodnie temu ambasada USA w Rosji ostrzegła przed planami ataku "ekstremistów" w Moskwie, w tym na koncertach. Mówiło się także o islamistach. Jednak w opinii Krystyny Kurczab-Redlich islamiści "jakiegokolwiek wojującego islamu" nie mieliby żadnego interesu w tym, aby akurat teraz, już po wyborach, napadać na Rosjan. - Bo gdyby to jeszcze było przed wyborami, to rozumiem, ale po wyborach - nie ma mowy - oceniła Kurczab-Redlich.

Wyjaśniła, że choć wybory były zafałszowane, to jednak wynika z nich, że 88 proc. społeczeństwa popiera Putina, więc choć część z tych ludzi musiałaby się poderwać do walki przeciwko napastnikom.

- Najistotniejsze jest to, kto na tym ataku najbardziej zyskuje, a na tym dzisiejszym nieszczęściu setek ludzi zyskuje tylko władza putinowska" – podkreśliła. Dzieje się tak dlatego, że - po pierwsze – władzy udało się podczas wyborów, przebiegających pod hasłem jedności narodu, udowodnić, że ta jedność istnieje. "A teraz od tego narodu, który wykazał Putinowi takie poparcie, można zażądać spłacenia długu wobec ojczyzny. Przecież jeśli jesteśmy jedną wielką rodziną, a na nas napadają, to trzeba rodziny bronić - podsumowała dziennikarka.

Uważa, że tak, jak to było w przypadku drugiej wojny światowej, czyli rosyjskiej Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, kiedy zagrzewano rosyjskich żołnierzy do boju stalinowskimi hasłami głoszącymi, że nasza sprawa jest słuszna, więc zwycięstwo będzie nasze, "w tej chwili także prowadzi Putin swój naród na wojnę, więc aby go zdopingować, to musiała zapłonąć ogromna hala na 6000 widzów w Krasnogorsku pod Moskwą".

Czytaj także:

dz/PAP

Polecane

Wróć do strony głównej