Spóźnili się na prom, zostali porzuceni. Grupa turystów tuła się po Afryce, by wrócić na statek wycieczkowy

2024-04-02, 21:05

Spóźnili się na prom, zostali porzuceni. Grupa turystów tuła się po Afryce, by wrócić na statek wycieczkowy
Statek wycieczkowy "Norwegian Down", którym podróżowali porzuceni w Afryce turyści. Foto: Vytautas Kielaitis / Shutterstock.com

Ośmioosobowa grupa turystów z Australii i z USA została porzucona na brzegu wyspy w Afryce Zachodniej bez możliwości powrotu na statek wycieczkowy. Amerykanie i Australijczycy od tygodnia tułają się po Afryce, by ponownie wejść na pokład. Jak dotąd - bezskutecznie.

W środę w ubiegłym tygodniu statek wycieczkowy "Norwegian Dawn", należący do Norwegian Cruise Lines, zacumował na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej - wyspiarskim państwie w Zatoce Gwinejskiej u wybrzeży Afryki Zachodniej. Wielu pasażerów zeszło na ląd i ruszyło na wycieczki.

Turyści porzuceni na brzegu przez spóźnienie. Wśród nich kobieta w ciąży, osoba chora na serce i 80-latka

Wśród nich była grupa Amerykanów i Australijczyków. W pewnym momencie zwrócili oni uwagę swoim przewodnikom, że przed godziną 15.00 muszą wrócić na pokład, zostali jednak zapewnieni, że na pewno zdążą. Jednocześnie przewodnicy wycieczki skontaktowali się z załogą statku, że grupa się spóźni.

Kiedy turyści wrócili do portu, "Norwegian Dawn" wciąż stał zakotwiczony nieopodal lądu, jednak załoga odmówiła możliwości wejścia grupy na pokład. Nie pomogło wezwanie przez kapitana portu, nie pomogło nawet to, że lokalna straż przybrzeżna przewiozła łodzią ośmioro spóźnialskich pod statek wycieczkowy. Nawet wówczas kapitan nie wyraził zgody na ich wejście na pokład.

Porzuceni na lądzie turyści, to między innymi amerykańskie małżeństwo Jay and Jill Campbell z Karoliny Południowej, wraz z nimi podróżuje także para z Australii. W ośmioosobowej grupie była także 80-letnia kobieta, która wymagała hospitalizacji, jest tam też kobieta w ciąży, osoba z chorym sercem i osoba sparaliżowana.

Pasażerowie nie mają swoich rzeczy i pieniędzy

Jak wyjaśniają państwo Campbell, kontaktowali się z właścicielem wycieczkowca, linią Norwegian Cruise Lines, zarówno drogą mailową jak i telefonicznie na numer alarmowy. - Dział Obsługi Klienta NCL twierdzi, że jedyny kontakt, jaki mają ze statkiem wycieczkowym, to kontakt mailowy, tymczasem załoga nie odpowiada na wiadomości firmy - mówił Jay Campbell w rozmowie z australijskim portalem news.com.au.

Sytuacja porzuconych pasażerów zaczęła być bardzo trudna. Większość z nich pozostawiła na pokładzie statku wszystkie swoje rzeczy, karty płatnicze, a nawet leki. Z tego powodu 80-letnia kobieta musiała wracać bezpośrednio do USA. Udało się to tylko dzięki pomocy amerykańskiego przedstawicielstwa w Angoli oraz państwa Campbell, którzy jako jedyni wzięli ze sobą karty płatnicze.

Jak dotąd wydali oni ponad 7,5 tysiąca dolarów na żywność i zaopatrzenie całej grupy.

Grupa ma swoje paszporty, ponieważ załoga statku wycieczkowego - po tym, jak pasażerowie się spóźnili - dostarczyła ich paszporty do kapitanatu portu, aby turyści mogli dalej przemieszczać się po kontynencie.

Trwa tułaczka po Afryce w pogoni za statkiem wycieczkowym

Jak do tej pory przebyli już oni setki kilometrów, podróżując przez kolejne kraje, m.in. zdobytym w jakiś sposób vanem, ze względu na sparaliżowaną kobietę. Jak mówią turyści, w niedzielę zachorowała pasażerka, która ma kłopoty z sercem i nie ma dostępu do swoich leków.

W następnym porcie, w którym powinni spotkać swój statek - w Gambii - wycieczkowiec nie wszedł do portu ze względu na silny odpływ. Teraz turyści próbują dostać się do kolejnego portu, gdzie statek powinien przybić - w Senegalu.

Norwegian Cruise Lines informuje, że pozostaje w kontakcie z turystami i określa sytuację "niefortunnym zdarzeniem", jednak - jak twierdzą przedstawiciele firmy - pasażerowie sami są sobie winni, ponieważ spóźnili się na ostatni prom w kierunku statku wycieczkowego, choć dokładna godzina była dokładnie podana. Ponadto NCL informuje, że wszelkie koszty konieczne, by dotrzeć na statek w kolejnym porcie, ponoszą sami turyści.

Czytaj również:

news.com.au/jmo

Polecane

Wróć do strony głównej