Rosja przygotowuje się do ofensywy. Ekspert OSW: ogłoszenie nowej fali mobilizacji niesie dla Kremla ryzyko
- Jeżeli ofensywa, którą planują Rosjanie, będzie przebiegała po ich myśli, to możliwe, że spróbują ponownie uderzyć na Kijów - ocenia Katarzyna Chawryło, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, znawczyni Rosji. Dodaje, że Kreml wywołuje w społeczeństwie poczucie, iż jest to kolejna "wielka wojna ojczyźniana".
2024-04-11, 19:45
Łukasz Lubański (portal PolskieRadio24.pl): Prezydent Wołodymyr Zełenski i szef wywiadu wojskowego Kyryło Budanow ostrzegają, że Rosjanie wiosną zamierzają przeprowadzić dużą ofensywę. Możemy się spodziewać kolejnej fali mobilizacji w Rosji?
Katarzyna Chawryło (OSW): W oficjalnych komunikatach władze wskazują, że nie będzie nowej fali mobilizacji, ponieważ nie jest ona potrzebna. Propaganda przekonuje, że Rosja wygrywa wojnę. W Rosji ciągle trwa tzw. częściowa mobilizacja, ogłoszona we wrześniu 2022 roku. Prowadzona jest systematycznie - w jej ramach ludzie werbowani są głównie z regionów oddalonych od centrum kraju.
Moskwianie są wyłączeni z mobilizacji?
Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że rozpoczęto werbunek ludzi również z dużych miast, ale mówimy o ochotnikach. Mobilizacja wciąż przebiega przede wszystkim na prowincji, gdzie dla mężczyzn wysokie wynagrodzenie i status bohatera są zachętą. Władze prowadzą grę pozorów, starając się utrzymać spokój społeczny. Z przekazu bowiem wynika, że wojna jest punktowa i nie dotyczy wszystkich Rosjan.
W Rosji mieszkańcy miast są bardziej aktywni i chętni do sprzeciwu, z kolei prowincja jest apatyczna. Kreml umiejętnie rozgrywa nastroje w społeczeństwie i stara się nie prowokować sprzeciwu obywateli.
Czyli narracja Kremla nie zmieniła się od czasu sprzed tzw. wyborów prezydenckich w Rosji.
Przed tzw. wyborami przewidywaliśmy, że do czasu fejkowego głosowania nie będą podejmowane decyzje trudne, bolesne dla społeczeństwa, natomiast są one możliwe po ogłoszeniu przez Władimira Putina wygranej. Na rosyjskich kanałach w serwisie Telegram już krążą informacje, że mobilizacja odbędzie się późną wiosną.
REKLAMA
Podziela pani ten pogląd?
W mojej ocenie władze mogą zrobić mobilizację bez jej ogłaszania, co będzie lepszym posunięciem. Myślę, że Kreml może zwiększyć intensywność mobilizacji, która trwa. W Rosji jest tworzony internetowy rejestr rekrutów, po to by mieć łatwy i szybki dostęp do rezerw kadrowych armii.
Kiedy zostanie wprowadzony?
Baza danych w trybie testowym - w części regionów - ma zostać uruchomiona w tym roku, a w trybie finalnym - w roku następnym. Na jej podstawie armia będzie miała możliwość werbowania tylu osób, ile będzie potrzebowała.
Wróćmy do rosyjskiej ofensywy.
O tym, że jest planowana, mówią nie tylko Ukraińcy, ale także obserwatorzy z Zachodu czy eksperci rosyjscy.
Co dokładnie mówią?
Rosjanie będą próbowali zapewne przełamać obronę ukraińską i zająć nowe tereny. Przede wszystkim obszary, które zostały już nielegalnie zaanektowane przez Rosję, ale obecnie nie są pod jej kontrolą.
REKLAMA
Od kilku tygodni bardzo intensywnie ostrzeliwany jest Charków i Odessa. Nie wiem, czy Rosjanie obecnie mają siły, aby zająć, a następnie okupować którekolwiek z tych dużych miast, ale - zgodnie z tym, co głosi Kreml - Putin nie rezygnuje ze swoich celów. Jeśli Rosja planuje ofensywę, będzie potrzebowała nowych sił ludzkich, a więc mobilizacji.
Ogłoszenie nowej fali mobilizacji byłoby jednak sprzeczne z triumfalistycznym przekazem propagandowym. Wiązałoby się z koniecznością modyfikacji przekazu, który uzasadniałby mobilizację i przygotował społeczeństwo mentalnie na jej wszczęcie. Mobilizacja wiąże się też z innymi praktycznymi problemami.
Proszę rozwinąć.
W przypadku zwerbowania dodatkowej znaczącej rezerwy żołnierzy problemem może być ich przeszkolenie i wyposażenie. Wiemy, że podczas mobilizacji częściowej, rozpoczętej we wrześniu 2022 r., był problem z wyposażeniem rekrutów m.in. w broń i odzież, a także z zapewnieniem im szkolenia. Pojawia się pytanie, w jakim stopniu Federacja Rosyjska nadrobiła zaległości.
Z perspektywy prowadzenia wojny znaczenie ma też pobór regularny, prowadzony w Rosji dwa razy w roku.
REKLAMA
Ile ludzi obejmuje?
Jednorazowo około 130-150 tysięcy. 1 kwietnia rozpoczął się pobór wiosenny. Mówimy o służbie obowiązkowej, trwającej rok. Zgodnie z obietnicą władz - poza wyjątkami - poborowi obecnie nie są wysyłani na linię frontu. Natomiast po ukończeniu służby zasadniczej, poborowym oferowany jest kontrakt - jeśli go podpiszą, są wysyłani na front. To jest sposób Kremla na uzupełnienie szeregów armii.
Władimir Putin i Siergiej Szojgu wydali oświadczenie, że liczebność armii rosyjskiej ma wzrosnąć. Planowane jest utworzenie dwóch nowych armii, będą więc potrzebni nowi ludzie.
Pytanie, jak Kreml to rozegra "marketingowo", bo ogłoszenie nowej fali mobilizacji niesie ryzyko. Nastawiłoby bowiem społeczeństwo negatywnie wobec władzy. Po sondażach opinii publicznej widać, że Rosjanie obawiają się mobilizacji i jej nie chcą.
A co mówi się w mediach rosyjskich o celach wojny?
Przywołuje się oficjalne wypowiedzi władz, że "wszystkie założenia tzw. operacji specjalnej zostaną osiągnięte". Zdarza się, że one są omawiane z zastosowaniem bardzo agresywnej narracji. Według niej, po przejęciu kontroli nad regionami anektowanymi, ekspansja musi trwać, bo celem Kremla jest zmiana władzy w Kijowie i podporządkowanie Ukrainy. Ostatnio takie stanowisko (o podporządkowaniu Ukrainy) zawarto w oficjalnym dokumencie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
REKLAMA
W mojej ocenie, jeżeli ofensywa będzie przebiegała po myśli Rosjan, będą chcieli zająć nie tylko miasta w pobliżu frontu, ale również ponownie uderzyć na Kijów.
W ostatnich dniach Cerkiew w Rosji określiła inwazję mianem "świętej wojny"...
Tak, na poziomie propagandy Rosjanom proponuje się różnego rodzaju uzasadnienia działań wojennych. Chociaż oficjalnie nie ogłasza się kolejnej fali mobilizacji, wręcz zaprzecza się, że do niej dojdzie, to mamy jednak do czynienia z szeregiem działań, które mają mobilizować społeczeństwo i skłaniać obywateli do zaangażowania się w wojnę.
W ostatnich dniach marca organizacja powiązana z Cerkwią - z Cyrylem na czele - opublikowała dokument, mówiący o tym, że wojna na Ukrainie, to tak naprawdę "święta wojna z satanistycznym Zachodem". To jest nowy poziom absurdalnych teorii, mających uzasadnić wojnę.
Można powiedzieć, że Kreml mobilizuje społeczeństwo nie wprost, tylko m.in. rękami hierarchów Cerkwi, w tym patriarchy Cyryla?
Cerkiew gra z Kremlem do tej samej bramki. Dotychczas rosyjski Kościół prawosławny wtórnie uzasadniał wojnę. Tymczasem teraz wyszedł przed szereg, przedstawiając całą ideologię w nurcie religijnym. Tym samym Cerkiew motywuje Rosjan do tego, by cały naród zaangażował się w wojnę, bo - jak głosi narracja - "satanistyczny Zachód zagraża nie tylko narodowi rosyjskiemu, ale i całej cywilizacji chrześcijańskiej".
REKLAMA
Kreml wykorzystuje propagandowo także marcowy zamach w Crocus City Hall w podmoskiewskim Krasnogorsku, do którego przyznali się islamscy ekstremiści…
Odpowiedzialność za zamach zrzuca się na Ukrainę, która rzekomo miała go dokonać - jak głosi propaganda władz - przy wsparciu Zachodu. I znów krąg się zamyka, bo wracamy do tezy, że to Zachód jest głównym wrogiem Rosji i tak naprawdę to właśnie z nim walczy Rosja.
Oczywiście ten przekaz jest starannie zaplanowany i ukierunkowany na mobilizowanie społeczeństwa. Wywołuje się poczucie, że to jest kolejna "wielka wojna ojczyźniana", w której nie ma wyboru - trzeba walczyć, bo Rosja jest zagrożona.
Rosjanie rzeczywiście w to wierzą?
Bardzo trudno to ocenić. Wydaje się, że znaczna część społeczeństwa może w to wierzyć, w końcu taka narracja jest konsekwentnie przedstawiana przez rosyjską propagandę, podpina się pod nią różne zdarzenia w samej Rosji, by uwiarygodnić zagrożenie. Ukraina jest pokazywana jako państwo terrorystyczne, będące pod wpływem Zachodu, które konsekwentnie atakuje terytorium Rosji - wskazuje się tu na walki w obwodzie biełgorodzkim, ataki dronów na Moskwę czy zamachy na tzw. patriotów rosyjskich, takich jak Daria Dugina czy Władlen Tatarski.
Z kolei dla tej części społeczeństwa w Rosji, która jest odbiorcą mediów publicznych, taka narracja zwalnia z odpowiedzialności i potrzeby działania, wręcz paraliżuje. Ludzie, którzy są pogrążeni w rosyjskiej rzeczywistości, nie mogą wyjechać ani sprzeciwić się reżimowi, tolerują ją, by zachować równowagę psychiczną. Ale można na to też spojrzeć z innej strony.
To znaczy?
W Rosji nie widać wielu symptomów, by społeczeństwo podważało narrację władz; by publicznie wyrażało swoje niezadowolenie. Dopóki Rosjanie podporządkowują się władzy i pozostają bierni, dopóty zasadne jest mówienie, że przekaz Kremla - przynajmniej do pewnego stopnia - spełnia swoją funkcję i jest skuteczny. Z naszej perspektywy to kluczowa informacja.
Rozmawiał Łukasz Lubański
wmkor
REKLAMA