Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Ratownik wyjaśnia, jak wygląda praca na miejscu katastrofy
- Największa trudność leży w psychice człowieka, który znalazł się w środku takiej tragedii. Problemy techniczne zawsze można pokonać przy użyciu odpowiedniego sprzętu, ale duży stopień trudności tkwi w tym, aby być odpowiednio przygotowanym psychicznie, a czasami to, co dzieje się na miejscu, przerasta nasze wyobrażenia - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jerzy Siodłak, naczelnik GOPR i uczestnik akcji ratunkowej po trzęsieniu ziemi w Armenii w 1988 roku.
2023-02-08, 12:25
Trzęsienie ziemi o sile 7,8 w skali Richtera wstrząsnęło w poniedziałek wczesnym rankiem obszarem na pograniczu Turcji i Syrii. Kolejne wstrząsy o sile 7,5 stopnia wystąpiły ponownie na tym samym obszarze w południe. Według najnowszego bilansu, wskutek wstrząsów w Turcji oraz sąsiadującej z nią Syrii zginęło ponad 7800 osób. Tysiące domów legło w gruzach. Polska grupa poszukiwania ludzi uwięzionych pod gruzami rozpoczęła we wtorek po południu.
Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: Jak wygląda praca ratowników, którzy przybywają na miejsce tragedii?
Jerzy Siodłak: Jako uczestnik akcji niesienia pomocy ofiarom trzęsienia ziemi w Armenii w 1988 roku wiem, że już samo przybycie na miejsce tragedii i podjęcie działań stanowi nie lada wyzwanie, ponieważ taka pomoc to duże przedsięwzięcie logistyczne. Służby, które przybywają z innych krajów, muszą być zagospodarowane przez miejscowe służby, jak i władze lokalne, które kierują działaniami, a z tym bywa różnie.
Często w przypadku takich tragedii na miejscu panuje chaos i odpowiednie kierowanie akcją wymaga nie lada doświadczenia oraz sprytu. W związku z tym często dzieje się tak, że ekipa, przybywając na miejsce, podejmuje spontaniczne działania według wskazań lokalnych mieszkańców lub osób, które wiedzą, w którym miejscu pod gruzami mogą znajdować się ludzie. Wtedy koncentrujemy się na konkretnym zadaniu i miejscu. Jednak gdy panuje chaos, często docierają do nas sprzeczne komunikaty, i dlatego w takim zamieszaniu bardzo ważna jest niezależność tych służb. Taką niezależnością logistyczną dysponuje obecnie specjalistyczna ekipa Państwowej Straży Pożarnej HUSAR Poland, która udała się na miejsce katastrofy w Turcji.
Jak zmieniło się ratownictwo po Pana udziale w akcji w Armenii?
REKLAMA
Z 1988 roku wyciągnięto bezpośrednie doświadczenie, bo gdy wylądowaliśmy w Armenii, to byliśmy zdani jedynie na pomoc przyjaciół z Gruzji, którzy przyjęli nas do swojego obozu, ponieważ całe nasze zaplecze wylądowało na miejscu tydzień po naszym przybyciu, na co dzisiaj nie można sobie absolutnie pozwolić. Spontaniczna chęć niesienia pomocy jest wspaniała, ale na miejscu trzeba podjąć konkretne zadania i czyhają na nas duże zagrożenia.
Ratownicy na miejscu katastrofy wchodzą w ruiny i to ryzyko, jakie podejmują, musi mieć uzasadnienie w konkretnej wiedzy, że idziemy po konkretną osobę i wiemy, że tam znajdują się ludzie, którzy potrzebują naszej pomocy. Taka pomoc wymaga oczywiście specjalistycznego sprzętu, gołe ręce to ciągle za mało. Ważną rolę pełnią odpowiednio wyszkolone psy, ale one też nie mogą pracować w nieskończoność. Żeby dotrzeć do poszkodowanych, wymagany jest ciężki sprzęt, a jego na miejscu jest zawsze za mało, co nawet obecnie możemy zaobserwować z przekazów medialnych z Turcji. Nie zawsze w sposób perfekcyjny da się zsynchronizować wszystkie działania logistyczne, bo w tym całym chaosie, wstrząsach wtórnych, to jest praca na żywym organizmie. Potrzeba dużego doświadczenia, żeby poruszać się po gruzowisku, ale nasz polski zespół HUSAR jest do tego przygotowany i ma już doświadczenia z innych misji.
Jak bardzo w akcjach ratunkowych przydaje się doświadczenie z akcji górskich?
Z pewnością doświadczenie ratowników górskich związane z technikami alpinistycznymi może się przydać tam, gdzie mamy budynki i zarwane konstrukcje. Jest to trudne zadanie, ale możliwe do realizacji, jednak najbardziej spójnym elementem w ratowaniu i poruszaniu się na gruzach jest wykorzystanie psów ratowniczych, które również w GOPR są szkolone do poszukiwania ludzi w rumowiskach.
Czytaj również:
- Trzęsienie ziemi w Turcji i Syrii. Uwaga na fake newsy [PRZYKŁADY]
- Turcja przyjmuje pomoc od Grecji i Szwecji. "To pokazuje pragmatyzm Erdogana"
Jak ludzie, którzy znajdą się pod gruzami, mogą zwiększyć swoją szansę na przeżycie? Nieraz dotarcie do nich może zając nawet kilka dni.
Tu nie ma dobrych rad, bo zakleszczony człowiek znajduje się w niepowtarzalnej sytuacji. Różny może być stopień przestrzeni do oddychania, jaką posiada, jak i jego przytomności, żeby zapewnić sobie komfort przetrwania. Nieraz ludzie nie są w stanie się nawet samodzielnie ruszyć. Możemy krzyczeć i wołać, ale może być tak, że nie będzie nas słychać, dlatego tak cenny na miejscu jest odpowiedni sprzęt, dzięki któremu możemy w szczeliny wsunąć kamery i usłyszeć lub zobaczyć poszkodowanych. Na pewno osoby poszkodowane nie mogą się poddać, pomoc nadejdzie, bo na miejscu ciężko pracują służby z całego świata.
REKLAMA
Jak duże jest ryzyko podczas takich akcji dla samych ratowników?
Na rumowisku, na którym na dodatek dochodzi do wstrząsów sejsmicznych, warunki są nieprzewidywalne i trzeba się liczyć z tym, że wchodzenie w te gruzy w każdej chwili grozi zawaleniem i osunięciem się konstrukcji. Jest to oczywiste ryzyko dla ratownika, dlatego ostrożność, umiejętność poruszania się w takim terenie i duże doświadczenie są niezbędne. W 1988 roku w Armenii dużą rolę odegrali ratownicy górniczy, którzy są w perfekcyjny sposób szkoleni do pokonywania takich zawalisk, z czym mają do czynienia na kopalniach, gdzie podczas tragedii muszą przedzierać się przez sploty zarwanych konstrukcji.
Co jest najtrudniejsze w pracy ratownika podczas takiej akcji ratunkowej?
Samych technicznych problemów może być bardzo dużo. Wiele przeszkód można pokonać za pomocą specjalistycznego sprzętu, natomiast cała trudność polega na wyborze odpowiedniego miejsca, jak i ścieżki dotarcia do potrzebujących. Do tego dochodzi kłopot wyboru, w które miejsce idziemy w pierwszej kolejności, kogo słuchać w tym całym chaosie, który panuje na miejscu. To są trudne dylematy. Bardzo trudne jest także obciążenie psychiczne. I właśnie największa trudność leży w psychice człowieka, który znalazł się w środku tej tragedii. To trudność w dokonywaniu odpowiednich wyborów, ale także w posiadaniu dystansu do pewnych sytuacji, na które trafimy na miejscu. Problemy techniczne zawsze można pokonać przy użyciu różnego sprzętu, ale duży stopień trudności tkwi w tym, aby być odpowiednio przygotowanym psychicznie, a czasami to, co dzieje się na miejscu, przerasta nasze wyobrażenia.
Praca na stanowisku ratownika jest bardzo obciążająca psychicznie i ryzykowna, zatem nie każdy nadaje się, aby zostać ratownikiem. Jakie cechy musi spełniać dana osoba, żeby pełnić tę służbę?
To trudna praca. Wszyscy jesteśmy ludźmi, patrzymy na ten dramat i z pewnością wymaga to odpowiedniego psychicznego nastawienia. Ta praca powinna dotyczyć ludzi, którzy mają specjalne predyspozycje psychiczne, czyli są mocni psychicznie i odporni na tak duży stres.
REKLAMA
REKLAMA