Wojna Hamasu z Izraelem. Weteran walk w Gazie: facet w dżinsach może nagle wyciągnąć zza pleców granatnik

- Trudno mi, mówiąc o Strefie Gazy, używać określeń "cywil" czy "wojownik" - jak mamy ich odróżniać? Ktoś w koszulce i dżinsach może nagle wyciągnąć zza pleców granatnik i z rzekomego cywila stać się bojownikiem. To zdecydowanie jedno z największych trudności i zagrożeń w tych warunkach – mówi Nadav Meir, izraelski weteran walk z Hamasem wewnątrz Strefy Gazy.

2023-10-22, 07:48

Wojna Hamasu z Izraelem. Weteran walk w Gazie: facet w dżinsach może nagle wyciągnąć zza pleców granatnik
Weteran walk w Gazie: nie da się tam rozróżnić sfery cywilnej od wojskowej; facet w dżinsach może nagle wyciągnąć zza pleców granatnik. Foto: PAP/EPA/MOHAMMED SABER

- Zdarzały się sytuacje, kiedy widzieliśmy grupę ludzi kilkadziesiąt metrów od czołgu i nie mogliśmy mieć pewności, że nie są uzbrojeni. Wiemy, tak samo jak wiedzą oni, że trwa wojna, że na ulicach toczą się walki, dlaczego więc nadal tam stoją? Określenie tego, czy ktoś jest bojownikiem, czy nie, to ciągły stres i napięcie – przyznaje Izraelczyk, wspominając okres swojej ponad rocznej służby w Strefie Gazy.

Nadav Meir trafił do izraelskiego wojska jako 20-latek, krótko po przejęciu kontroli nad Strefą Gazy przez Hamas. Był członkiem załogi czołgu, gdzie odpowiadał też za całość komunikacji swojego oddziału. Na rządzonym przez Hamas obszarze walczył przez około rok w latach 2007-2008, by następnie wziąć udział w lądowej fazie rozpoczętej w grudniu 2008 roku Operacji Płynny Ołów.

- Na początku swojej służby stacjonowałem na wzgórzach na północy Strefy Gazy, nie tak daleko od miasta Gaza. Hamas wystrzeliwał stamtąd – wówczas głównie z regionów niezamieszkanych, otwartych – rakiety w kierunku Izraela; my te wyrzutnie niszczyliśmy. Zadanie było jednocześnie proste i wymagające: za każdym razem, gdy widzieliśmy wystrzeliwaną rakietę, w stronę tego miejsca kierowaliśmy ogień – opowiada rozmówca PAP.

Problemy z określeniem tego, kto jest bojownikiem

Pytany o największe wyzwania towarzyszące walkom miejskim w obszarze, w którym na 360 km kwadratowych mieszka ponad 2 mln osób, odpowiada, że jedną z nich jest z pewnością problem "z określeniem tego, kto jest bojownikiem, a kto nie".

- Izraelscy żołnierze są instruowani, by powstrzymać się od strzału, dopóki nie zaistnieje pewność, że podejrzany jest uzbrojony. Najbardziej "niewinnie" wyglądająca osoba, którą widziałem, że postrzelono, siedziała na dachu z noktowizorem. Nie wiem, co innego mogłaby w takiej sytuacji – w stanie wojny – robić, niż działać na korzyść Hamasu - wskazuje.

- Pamiętam też momenty, w których wokół czołgu gromadziła się nagle setka osób, zatrzymywała go, zaczęła po nim skakać i próbować otworzyć właz, żeby wybić całą załogę. Generalnie poruszanie się czołgiem po ulicach Gazy – ze względu na wąskie ulice i wszechobecne zagrożenie - jest niesamowicie trudne; piechota jest bardziej mobilna i zwrotna, czołgi nie, co niesie ze sobą wielkie ryzyko – zwraca uwagę rozmówca PAP.

- Dużo mówi się o walkach w biednych, gęsto zaludnionych dzielnicach Strefy Gazy. Ale dlaczego walki toczyły i mogą toczyć się tam? Bo Hamas w takich właśnie miejscach ustawia swoje wyrzutnie, gromadzi arsenały i rozlokowuje swoich bojowników – wyjaśnia Meir. - To kolejna różnica, którą widzę teraz – kiedyś wyrzutnie stawiano w miejscach oddalonych od miejsc cywilnych, teraz celowo stawia się je w ich wnętrzach, wykorzystując ludzi jako żywe tarcze – dodaje.

Miasta duchów

- Ze względu na ogłaszane wcześniej komunikaty o naszych planach, wkraczaliśmy czasem do "miast duchów". Ulice były puste, nieuzbrojeni mieszkańcy wyjechali, a my kierowaliśmy się w stronę bardzo jasno określonych celów. Dokładność izraelskiego wywiadu osiągała taki poziom, że wiedzieliśmy, w które dokładnie okno strzelić, żeby zniszczyć wykorzystywane przez Hamas wyrzutnie czy arsenały broni – przypomina mężczyzna.

Odpowiadając na pytanie o to, jak Izrael mógłby – zgodnie z deklaracjami najważniejszych polityków państwa – zniszczyć organizację odpowiedzialną za bezprecedensowy atak terrorystyczny z początku października, Meir zaznacza: "Dopóki Hamas ma poparcie, dopóty będzie trwać". - Hamas to nie jego liderzy – którzy swoją drogą mieszkają na co dzień w Katarze – ale ruch; idea, która cieszy się wyraźnym poparciem społecznym. Tak długo, jak to poparcie będzie trwać, tak długo trwać będzie Hamas. Trudno mówić o jakimś militarnym rozwiązaniu tego problemu – ocenia izraelski weteran.

Komentując możliwy przebieg planowanej operacji lądowej w Strefie Gazy, podkreśla, że "będzie ona o wiele trudniejsza niż te, które prowadzono w tym terenie wcześniej". - Zdolności Hamasu wzrastały regularnie i osiągnęły naprawdę wysoki poziom. Głównym problemem będzie jednak to, że obecnie jeszcze trudniej rozróżnić sferę cywilną od militarnej; to wszystko bardzo mocno się splotło – ostrzega rozmówca PAP.

Czytaj także:

dn/PAP

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej