Putin nie słucha Zachodu. Na Krymie już 30 tysięcy żołnierzy Rosji, napływ prowokatorów

2014-03-07, 22:09

Putin nie słucha Zachodu. Na Krymie już 30 tysięcy żołnierzy Rosji, napływ prowokatorów
Rosyjscy żołnierze bez oznaczeń na Krymie, w okolicy ukraińskiej bazy Pieriewalnoje. Foto: PAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV

Brak jest postępów w działaniach dyplomatycznych na Krymie. Jednocześnie są sygnały o napływie osób z Rosji, które mogą działać na rzecz zaostrzania sytuacji i o nocnych szturmach. Gazprom grozi przykręceniem kurka z gazem.

Posłuchaj

Piotr Pogorzelski z Kijowa (IAR): ukraińska służba graniczna zatrzymuje prowokatorów zmierzających na Krym
+
Dodaj do playlisty

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny portalu PolskieRadio.pl >>>

Wieczorne szturmy na ukraińskie jednostki

Rosyjscy żołnierze szturmują ukraińską jednostkę wojskową w Sewastopolu - podała wieczorem agencja Interfax-Ukraina. Jednocześnie ministerstwo obrony poinformowało, że ok. 20 osób oblega punkt dowodzenia taktycznej grupy "Krym" sił powietrznych.
Media ukraińskie podały także wieczorem w piątek informację o desancie w Sewastopolu 15 ciężarówek Kamaz z żołnierzami rosyjskimi. Według agencji Interfax-Ukraina, która powołuje się na źródła w sztabie ukraińskiej marynarki wojennej, 15 ciężarówek zjechało z okrętu desantowego na brzeg, gdzie znajduje się baza brygady piechoty morskiej rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.

Rosja wzmacnia siły na Krymie

Z informacji podanych przez służbę graniczną Ukrainy wynika, że systematycznie zwiększa się liczba żołnierzy rosyjskich na półwyspie. Według danych podanych przez pograniczników w piątek, liczebność oddziałów wynosi około 30 tysięcy.

Funkcjonariusze ukraińscy zatrzymują także Rosjan, którzy jadą na półwysep, aby wziąć udział w tamtejszych działaniach wojennych. Rosjanie owi twierdzą, że są turystami, jednak przy dokładnej kontroli okazuje się, że są to byli albo obecnie służący wojskowi. Niektórzy mają przy sobie broń. Ołeksandr Żdanenko z Służby Granicznej podkreśla, że około półtora tysiąca osób zostało zawróconych z granicy i otrzymało zakaz wjazdu na Ukrainę. 10 osób zatrzymano.

Ukraińskie MSZ obawia się, że na terytorium Ukrainy trafią prowokatorzy z kontrolowanej przez Rosję części Mołdawii - Naddniestrza. Mieliby oni destabilizować sytuację w pobliskiej Odessie.
Według władz i mediów, w prorosyjskich protestach w Charkowie i Doniecku brali udział Rosjanie, którzy przyjechali z przygranicznych obwodów.

Jeden z pułkowników rezerwy rozpoznał wśród tłumu okupującego siedzibę sztabu marynarki Krymu oficera FSB – rozpoznał go, bo tak jak on, brał kiedyś udział w misji obserwacyjnej w Nadniestrzu.  Ów oficer na Krymie był w cywilnym ubraniu, w grupie ludzi, którzy określają się jako ”samoobrona Krymu” (zob. wideo).

Sytuacja przez cały czas jest napięta. Dochodzi do rozmaitych prowokacji ze strony ”krymskiej samoobrony”.  Są doniesienia, że w blokowanych przez te grupy punktach żołnierzom brakuje jedzenia, odcinany jest prąd, Internet. W nocy pod jednostki podjeżdżają pojazdy wojskowe z żołnierzami rosyjskimi. Dochodzi do prób przekupienia żołnierzy, były informacje o próbie ich zastraszania, by poddali się Rosjanom, złożyli broń czy ”przeszli na stronę Krymu”.

(Wideo: kobiety z Teodozji  w czwartek dostarczyły żywność żołnierzom ukraińskim z okupowanej jednostki)

Gazprom grozi zakręceniem kurka

Szef rosyjskiego Gazpromu Aleksiej Miller ostrzegł, że dług Ukrainy za rosyjski gaz wynosi już 1,89 mld USD i że rosnące zadłużenie grozi kryzysem w tranzycie tego surowca do Europy podobnym do tego z 2009 roku.

Wówczas  Gazprom wstrzymał dostawy gazu na Ukrainę, uzasadniając to brakiem kontraktu na ten rok i długami ukraińskiego Naftohazu za paliwo dostarczone w 2008 roku. Tydzień później koncern przerwał tranzyt gazu przez terytorium Ukrainy do innych krajów Europy, co z kolei uzasadnił bezprawnym przejmowaniem tego surowca przez stronę ukraińską i wyłączeniem przez nią rurociągów, którymi transportowane było rosyjskie paliwo. Ukraina zaprzeczyła, by kradła gaz przeznaczony dla innych odbiorców europejskich, a odpowiedzialnością za przerwanie tranzytu rosyjskiego paliwa obarczyła Gazprom. W konsekwencji kraje Europy w środku zimy przez 20 dni były odcięte od dostaw gazu z Rosji.

Podpisanie politycznej części umowy UE z Ukrainą już za miesiąc

Premier Donald Tusk poinformował, że podpisanie części politycznej umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina może nastąpić na przełomie marca i kwietnia w Kijowie.

Tusk powiedział też dziennikarzom "w żaden sposób nie można akceptować referendum na Krymie". - Wiąże się to z koniecznością odmowy uczestniczenia (w referendum) jakichkolwiek obserwatorów, żeby nie było jakichś dwuznaczności - zaznaczył szef rządu. - Czy Rosja zatrzyma się w związku z tym - takiej gwarancji nie mamy. Mamy gwarancję, że jeśli nie podejmiemy żadnych kroków, to Rosja na pewno się nie zatrzyma. Europa nie ma wyjścia - podkreślił Tusk.

Nieuznawane przez Kijów miejscowe samozwańcze władze na Krymie ogłosiły, że głosowanie w sprawie przynależności półwyspu do Rosji znacznie szybciej niż wcześniej ogłaszały, już 16 marca. W Rosji tymczasem przygotowywana jest zmiana w prawie, która pozwoli formalnie na dołączenie półwyspu do Federacji Rosyjskiej.

Dyplomatyczny impas?

W Kijowie premier Arsenij Jaceniuk oświadczył, że Ukraina jest gotowa do rozmów z Rosją, ale wcześniej wojska rosyjskie muszą zostać wycofane z Krymu. To jest również jedno z żądań, które stawia Władimirowi Putinowi prezydent USA Barack Obama.

Ten postulat nie jest spełniany i jak zaznaczono już wyżej, z danych ukraińskiej służby granicznej wynika, że obecność rosyjskich wojskowych się zwiększa.

Innym niepokojącym sygnałem jest fakt, że na półwysep w piątek znów nie zdołali wjechać wojskowi obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE). Zbrojni ludzie nazywający się samoobroną Krymu ustanowili wcześniej w niektórych miejscach punkty kontrolne, by móc monitorować transport na półwysep. To oni nie wpuścili misji, twierdząc, że nie ma ona zezwolenia krymskich władz.

Zachód ”gotowy do bardziej stanowczych kroków”

Pod wpływem kryzysu na Krymie Unia zdecydowała na specjalnym szczycie w czwartek o wstępnyh sankcjach wobec Rosji - między innymi o wstrzymaniu rozmów ws. porozumienia o współpracy z Rosją i złagodzenia rygorów wizowych. Bruksela zapowiedziała również, że jeśli Moskwa nie rozpocznie dialogu z rządem w Kijowie w sprawie kryzysu na Krymie, to może dojść do zamrożenia rosyjskich aktywów i wprowadzenia sankcji wizowych.

W rozmowie z dziennikarzami premier Donald Tusk mówił, że brak twardych działań ze strony Zachodu zachęcał Rosję i prezydenta Władimira Putina do agresywnych działań. Jak ocenił, fakt, iż UE oraz Stany Zjednoczone są gotowe do bardziej stanowczych kroków, daje nadzieję na "zatrzymanie Putina i Rosji w tym agresywnym marszu".

W tym duchu w piątek szef MSZ Francji Laurent Fabius ostrzegł Rosję, że jeśli pierwszy stopień sankcji unijnych wobec niej, ogłoszony w czwartek na unijnym nadzwyczajnym szczycie nie wywrze efektu, to w grę wchodzi drugi stopień, który uderzy w rosyjski biznes i ludzi z otoczenia prezydenta Władimira Putina.
Wspólne oświadczenie w sprawie Ukrainy wystosowali w piątek zebrani w Narwie szefowie MSZ Grupy Wyszehradzkiej, krajów nordyckich i państw bałtyckich. Głosi ono, że sytuacja na Ukrainie jest krytyczna, a rosyjskie siły wojskowe dokonały aktu agresji wobec kraju europejskiego. Ministrowie wezwali do odwołania decyzji parlamentu Rosji upoważniającej prezydenta Władimira Putina do użycia wojsk na terenie Ukrainy.

Premier Donald Tusk ocenił też, że wzmocnienie polskich możliwości obronnych przez żołnierzy amerykańskich i dodatkowe samoloty amerykańskie na polskim niebie to "początek drogi - jeśli chodzi o realne możliwości obrony". Szef MON Tomasz Siemoniak zapowiedział w piątek, że w poniedziałek lub wtorek w Polsce powinny pojawić się pierwsze amerykańskie samoloty F-16 oraz co najmniej 300-osobowy personel.

Obama dzwonił do Putina

W nocy z czwartku na piątek z Putinem rozmawiał o Ukrainie prezydent USA Barack Obama. Zaapelował do prezydenta Rosji o zaakceptowanie dyplomatycznego rozwiązania konfliktu proponowanego przez Waszyngton. Przewiduje ono: wycofanie wojsk Rosji do baz na Krymie, nadzór międzynarodowych obserwatorów nad przestrzeganiem praw etnicznych Rosjan i zgodę Rosji na bezpośrednie rozmowy z rządem w Kijowie.

Rosja oświadczyła jednak, że starania prezydenta Władimira Putina o deeskalację kryzysu na Ukrainie nie spotykają się ze zrozumieniem.  Prezydencki rzecznik Dmitrij Pieskow zapewnił, że Moskwa nie organizuje wydarzeń na Krymie, a ”odpowiada na prośby o pomoc”. Rosja skrytykowała również NATO za decyzję o rewizji współpracy z Moskwą. Angażowanie się NATO w działania związane z kryzysem ukraińskim "podkopuje perspektywy uregulowania sytuacji" - oświadczyło MSZ Rosji.

Polskie MSZ wzywa do opuszczenia Krymu
Polskie MSZ ponownie zaapelowało do obywateli polskich przebywających na Ukrainie o zachowanie szczególnej ostrożności ze względu na nieprzewidywalność dalszego rozwoju wypadków. Stanowczo odradziło podejmowania podróży do wschodnich obwodów Ukrainy i wezwało polskich obywateli do opuszczenia Krymu. LOT ze swej strony poinformował, że podróżni, którzy mają wykupione do końca marca bilety lotnicze do kilku miast na Ukrainie, mogą bezpłatnie zmienić rezerwację i wybrać inny termin podróży.

Polska przygotowana?

Szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz powiedział oceniając sytuację na granicy z Ukrainą, że nie ma zagrożenia falą uchodźców z tego kraju. W piątek wicepremier Janusz Piechociński zapewnił, że gdyby doszło do zakłóceń w dostawach gazu ze wschodu, to Polska jest w stanie skutecznie im przeciwdziałać.

Kreml od miesięcy przygotowuje społeczeństwo do konfrontacji

Można też odnieść wrażenie, że Kreml przygotowuje społeczeństwo na zakładany przez władze Rosji rezultat krymskiego konfliktu. W Moskwie zorganizowano w piątek olbrzymią demonstrację, na niej wzywano do przyłączenia Autonomicznej Republiki Krymu do Federacji Rosyjskiej.  Według policji w wiecu połączonym z koncertem gwiazd rosyjskiej estrady na Wasilewskim Spusku, będącym przedłużeniem placu Czerwonego, wzięło udział ponad 65 tys. ludzi. Manifestację pod hasłem "Jesteśmy razem!" zorganizowały partia Jedna Rosja, Ogólnorosyjski Front Narodowy, stowarzyszenie Oficerowie Rosji i inne prokremlowskie formacje.

Nie wszyscy popierają Putina
W innej części Moskwy - na placu Aleksandra Puszkina - około 200 osób protestowało przeciwko interwencji wojskowej Rosji na Ukrainie. Ta akcja odbyła się z inicjatywy demokratycznej partii Jabłoko i obrońców praw człowieka.

Z kolei partia Parnas Borysa Niemcowa i ruch "Solidarność" przygotowały film o kłamstwach Władimira Putina w kwestii Krymu. Przywódca Rosji twierdzi m.in., że ukraińskie jednostki wojskowe na półwyspie blokuje "lokalna samoobrona", a nie wojska Rosyjskiej Federacji przysłane tam w mundurach bez naszywek.

PAP/IAR/inne/agkm

Polecane

Wróć do strony głównej