Tajlandia: mimo zakazu, w stolicy kraju doszło do protestów
Na ulice Bangkoku wyszli przeciwnicy armii i osoby żądające natychmiastowych wyborów.
2014-05-24, 13:58
Od czwartkowego przewrotu Tajlandią kieruje sześciu najwyższych dowódców wojskowych. Wojsko zdecydowało się na wprowadzenie stanu wojennego po wielu miesiącach antyrządowych protestów, głównie w Bangkoku, w których zginęło 28 osób, a setki zostały ranne.
Decyzją armii, w całym kraju obowiązuje całkowity zakaz organizowania akcji protestacyjnych i demonstracji. Mimo to, w stolicy doszło do pokojowego protestu. W demonstracji wzięli udział przeciwnicy przejęcia władzy w kraju przez wojskowych oraz osoby domagające się natychmiastowych wyborów. Wojsko nie interweniowało.
Zagraniczne placówki dyplomatyczne apelują do turystów, aby trzymali się z dala od miejsc tego typu zgromadzeń. Za udział w protestach grozi deportacja, a nawet więzienie.
Aresztowanie premier
W piątek poinformowano, że była premier Tajlandii, Yingluck Shinawatra, została aresztowana po spotkaniu z przedstawicielami armii. Na początku maja Trybunał Konstytucyjny oskarżył ją o nepotyzm. Stanowiska straciło też dziewięciu członków jej rządu. Wraz z Shinawatrą zatrzymana została jej siostra oraz szwagier. Oboje zajmowali wysokie stanowiska polityczne.
- Nie zamierzamy ograniczać ich wolności, dążymy do tego, by opadło napięcie - wyjaśnił rzecznik armii, płk. Weerachon Sukondhapatipak. Dodał, że chodzi o to, by osoby zaangażowane w konflikt polityczny w kraju "uspokoiły się i miały czas na przemyślenie". Zapewnił, że są oni dobrze traktowani. Ocenił, że w areszcie spędzą tydzień.
Także 155 wysokim urzędnikom i przywódcom politycznym zakazano opuszczania kraju. Jest to komentowane jako skoordynowana operacja w celu zneutralizowania ewentualnego sprzeciwu wobec przewrotu.
x-news.pl, CNN
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
IAR, PAP, kk
REKLAMA
REKLAMA