Katastrofa samolotu pod Częstochową. Zginęło 11 osób, uratowała się jedna
Straż Pożarna potwierdza, że w wypadku lotniczym pod Częstochową zginęło 11 osób. Katastrofę przeżyła jedna osoba, która w ciężkim stanie została przetransportowana śmigłowcem do szpitala.
2014-07-05, 21:55
Posłuchaj
Na miejscu akcji zakończono dogaszanie pożaru. Strażacy teraz zabezpieczają wrak samolotu i teren wypadku.
- Jedną uratowaną osobę, w stanie ciężkim, przewieziono do szpitala w Częstochowie - poinformował dyr. Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski.
Rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie Beata Marciniak powiedziała, że uratowany został 40-letni mężczyzna. Jest przytomny, utrzymuje kontakt z personelem. Jak podkreślają lekarze, od początku był z nim kontakt, ma urazy m.in. miednicy. W tej przechodzi badania diagnostyczne.
Na miejsce zostały wysłane trzy zespoły ratownictwa medycznego oraz trzy śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego
REKLAMA
W maszynie, która wystartowała ze skoczkami spadochronowymi z podczęstochowskiego lotniska Rudniki, leciało 12 osób.
Ze zgłoszenia, które otrzymali strażacy po godz. 16., wynikało że w miejscowości Topolów w gminie Mykanów w powiecie częstochowskim spadł samolot, w którym było dwanaście osób. Początkowo potwierdzono śmierć trzech z nich.
TVN24/x-news
REKLAMA
- Mamy w tej chwili potwierdzenie, że nie żyją trzy osoby. Te osoby w chwili przyjazdu strażaków na miejsce, znajdowały się na zewnątrz tego samolotu - mówił Jarosław Wojtasik rzecznik PSP w Katowicach.
Dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski podał po 18.30, że koordynator działań medycznych na miejscu katastrofy przekazał strażakom informację o dziewięciu kolejnych śmiertelnych ofiarach we wraku. Dodał, że ciała były praktycznie zwęglone, osoby te nie miały szans na przeżycie.
Po katastrofie maszyna paliła się. Pożar został szybko ugaszony. W akcji brało udział łącznie szesnaście jednostek straży pożarnej. Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach, samolot spadł, niedługo po starcie, poza terenem zabudowanym.
Na razie nie wiadomo co mogło być przyczyną wypadku.
REKLAMA
Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, maszyna mogła być przeładowana, co przy wysokiej temperaturze powietrza mogło doprowadzić do awarii jednego z silników.
Jak przekazał prezes Aeroklubu Częstochowskiego i Aeroklubu Polskiego Włodzimierz Skalik, samolot, który uległ katastrofie, to dwusilnikowy, 10-miejscowy piper navajo. Został on niedawno sprowadzony do Rudnik przez prywatną szkołę spadochronową.
W sobotę wieczorem strażacy szacowali, że ich działania przy wraku samolotu mogą potrwać do niedzielnego poranka. Liszaj wyjaśnił, że chodzi m.in. o oświetlenie i zabezpieczenie miejsca katastrofy.
Zarówno strażacy jak i eksperci podkreślają, że to najtragiczniejsza katastrofa samolotu cywilnego, do której doszło w Polsce od wielu lat. 13 listopada 2011 r. w lesie w dzielnicy Miasteczka Śląskiego - Żyglinie, kilka kilometrów od drogi startowej portu lotniczego Katowice w Pyrzowicach rozbił się samolot Cirrus SR22, zginęły wszystkie wówczas cztery osoby - dwie kobiety i dwóch mężczyzn.
Policja zabezpiecza ślady
Policja zabezpiecza ślady na miejscu katastrofy. Śledczy działają pod kierunkiem prokuratury oraz Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
Rzecznik prasowy śląskiej policji Andrzej Gąska powiedział reporterowi Informacyjnej Agencji Radiowej, że policja zabezpieczyła miejsce katastrofy przed dostępem osób postronnych. Wrak samolotu bada też specjalna grupa śledczych z laboratorium kryminalistycznego komendy wojewódzkiej w Katowicach.
Policjant podkreśla, że ofiar katastrofy byłoby więcej, gdyby samolot spadł na okoliczne zabudowania. Wrak samolotu od zabudowań dzieli kilkanaście metrów.
REKLAMA
Na miejsce udali się eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - jeden ze specjalistów PKBWL pojawił się tam po południu, wieczorem jechał też tam z Warszawy kilkuosobowy zespół m.in. z wiceprzewodniczącym Komisji.
W tym czasie czynności procesowe prowadził już siedmioosobowy zespół prokuratorów. Jak przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie prok. Tomasz Ozimek, śledczy m.in. zabezpieczali na lotnisku w Rudnikach dokumentację dotyczącą prowadzonego przez szkołę spadochronową kursu, wykonywanego lotu czy stanu maszyny.
TVN24/x-news
Prokuratorzy wstępnie oglądali też miejsce katastrofy, jednak czekali na grupę ekspertów z PKBWL, by wspólnie zdecydować o harmonogramie szczegółowych czynności. Chodziło o decyzję czy prowadzić szczegółowe oględziny jeszcze w nocy, czy wobec możliwości deszczu, np. zakryć wrak plandekami i zaczekać do niedzieli.
- Przystąpiliśmy też do oględzin części zwłok na miejscu zdarzenia, ale dotyczy to tylko zwłok znajdujących się poza wrakiem. Co do pozostałych, będziemy podejmować decyzje wspólnie z PKBWL - wskazał prok. Ozimek. Dodał, że śledczy mają wstępną wiedzę dotyczącą tożsamości pilota, instruktorów i uczestników lotu: to mieszkańcy m.in. województw śląskiego, małopolskiego i łódzkiego.
REKLAMA
IAR, TVP Info, Dziennik Zachodni, bk
REKLAMA