Marek K. był szefem wydziału, który zabezpieczał wizyty najważniejszych osób w państwie. Był też związany z nadzorem technicznym tzw. VIP-ów w czasie, gdy podsłuchiwano polityków.
Według gazety major nie miał skłonności depresyjnych.
REKLAMA
2014-08-13, 14:16
– Rodzina funkcjonariusza od kilku dni nie miała z nim kontaktu, chciała sprawdzić, co się dzieje. Drzwi do mieszkania były zamknięte, a nikt nie reagował na telefony, więc wezwano ślusarza – powiedział "Rzeczpospolitej" jeden z policjantów.
Wydarzenia te miały miejsce w nocy z poniedziałku na wtorek.
Policja, która przyjechała na miejsce, znalazła w mieszkaniu ciało 44-letniego funkcjonariusza.
Marek K. miał ranę łuku brwiowego, był zakrwawiony. Prawdopodobnie to jednak nie ona była przyczyną śmierci. Policja wstępnie wyklucza zabójstwo. Okoliczności śmierci bada prokuratura. Bierze ona pod uwagę, że mógł się wydarzyć nieszczęśliwy wypadek albo doszło do samobójstwa.
REKLAMA
BOR nie komentuje informacji podanych przez "Rzeczpospolitą".
Jak podaje "Nasz Dziennik", major Marek K., w 2010 roku brał udział w przygotowaniu wizyt prezydenta i premiera 7 i 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu. W tej sprawie zeznawał w prokuraturze.
Marek K. był szefem wydziału, który zabezpieczał wizyty najważniejszych osób w państwie. Był też związany z nadzorem technicznym tzw. VIP-ów w czasie, gdy podsłuchiwano polityków.
Według gazety major nie miał skłonności depresyjnych.
REKLAMA
"Rzeczpospolita", "Nasz Dziennik", bk
REKLAMA