"GW": Najsztub miał zginąć z rąk oprawców Ziętary

2014-12-04, 11:15

"GW": Najsztub miał zginąć z rąk oprawców Ziętary
Dziennikarz Piotr Najsztub miał zginąć jak Jarosław Ziętara. Foto: źr. Wikimedia Commons/Sławek, lic. CC

Ta sama grupa, która w 1992 r. porwała i zabiła dziennikarza Jarosława Ziętarę miała 2 lata potem podobne zlecenie na Piotra Najsztuba - informuje "Gazeta Wyborcza", powołując się na źródło z prokuratury. Najsztub, wówczas dziennikarz "GW", niedawno zeznawał w prokuraturze w Krakowie, która prowadzi śledztwo ws. Ziętary.

Jak twierdzi dziennik zrealizowany miał być ten sam schemat co z Ziętarą, ale skończyło się na przyjęciu zlecenia i obserwacji, przerwanej, bo Najsztub i piszący z nim Maciej Gorzeliński dostali ochronę. Przestępcy mieli być "rozzuchwaleni" po udanym wyeliminowaniu pierwszego dziennikarza.

Piotr Najsztub przyznaje, że 20 lat temu, gdy pracował nad tekstem "Państwo Elektromis" został ostrzeżony przez informatorów. Teraz prokuratura potwierdziła, że zagrożenie było realne. Dziennikarz wspomina, że wynajęta wówczas firma ochroniarska z Poznania zrezygnowała ze zlecenia i do zapewnienia bezpieczeństwa piszącym, redakcja ściągnęła ludzi z Warszawy. Twierdzi, że wcześniej próbowano go przekupić.

Ostatecznie gazeta opublikowała dwa teksty o spółce Mariusza Świtalskiego. Jeden opisywał mechanizmy nadużyć podatkowych i praktykę zatrudniania byłych policjantów z wydziału ścigania przestępczości gospodarczej oraz urzędników. W kolejnym dziennikarze ujawnili jak fima dzięki układom unika kontroli.

O firmie Elektromis w 1994 roku pisał też "Wprost". Do redakcji dzwoniono z pogróżkami, radzono zbierać "na fundusz pośmiertny" dla autora tekstu.

Na początku grudnia prokuratura przeszukała magazyny obecnej firmy Świtalskiego - sieci sklepów Czerwona Torebka - a wcześniej należące do Elektromisu.

- Zebrany dotąd materiał dowodowy uprawdopodobnił w sposób dość poważny, że Jarosław Ziętara mógł być w tym miejscu przetrzymywany przed pozbawieniem go życia. Jeśli w badanym miejscu znajdują się ślady, jest szansa, że dysponując obecną techniką, możemy je znaleźć i mogą one stanowić znaczący materiał dowodowy - mówił prokurator.

Ziętara był dziennikarzem śledczym "Gazety Poznańskiej" (wcześniej "Wprost" i "Gazety Wyborczej"). Pisał o aferach gospodarczych. Zaginął 1 września 1992 r. w drodze do pracy. W 1998 r. poznańska prokuratura uznała, że Ziętara został uprowadzony i zamordowany. Rok później śledztwo umorzono, bo nie udało się odnaleźć ciała.

W czerwcu 2011 r. śledztwo podjęto na nowo w poznańskiej prokuraturze i przedłużono; decyzją prokuratora generalnego przekazano je do Krakowa. W toku śledztwa krakowska prokuratura zmieniła kwalifikację prawną śledztwa z uprowadzenia na zabójstwo.

W śledztwie na początku listopada zatrzymany został były senator Aleksander G., który usłyszał zarzut podżegania do zabójstwa Jarosława Ziętary. Podczas przesłuchania nie przyznał się do zarzutu i odmówił składania wyjaśnień. Za podżeganie do zabójstwa grozi nawet dożywocie. 6 listopada krakowski sąd aresztował G. do 4 lutego 2015 r. Zażalenie na to postanowienie złożył on sam i jego obrońca; sąd rozpozna je w połowie grudnia.

Podejrzani o pomocnictwo w uprowadzeniu i zabójstwie poznańskiego dziennikarza 56-letni Mirosław R. z Poznania i 46-letni Dariusz L. zajmują się działalnością gospodarczą. Za zarzucane podejrzanym czyny grozi kara jak za zabójstwo - czyli od 8 do 15 lat więzienia, 25 lat lub dożywocie.

PAP, wyborcza.pl, fc

Polecane

Wróć do strony głównej