Apel IPN: zamiast Bieruta należy upamiętnić "Inkę". Gminy na to nie stać
W niewielkiej miejscowości Rudnica w województwie lubuskim jest ulica im. Bolesława Bieruta. Dyrektor Biura Edukacji Publicznej dr Andrzej Zawistowski apeluje do władz lokalnych, by zamiast upamiętniać komunistycznego namiestnika ZSRR, uczcić pamięć młodej dziewczyny, działaczki AK, Danuty Siedzikówny, ps. "Inka", która została rozstrzelana przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa.
2015-02-11, 11:06
Zawistowski zauważa, że nazwisko Bieruta zostało umieszczone nie tylko na starych tablicach, ale także na współczesnych, gdzie towarzyszy mu gminny herb. - Przypomnę, że Bolesław Bierut był sowieckim namiestnikiem komunistycznej Polski, odpowiedzialnym za liczne zbrodnie. To jego podpisem na śmierć wysyłano bohaterów Polskiego Podziemia, w tym wielu Żołnierzy Wyklętych. Podpis Bieruta widnieje między innymi pod odmową ułaskawienia Danuty Siedzikówny „Inki”, 17-letniej sanitariuszki skazanej w 1946 roku w sfabrykowanym procesie na karę śmierci. Jest ona dzisiaj jedną z najbardziej znanych ofiar polskich komunistów - czytamy w apelu dyrektora.
Szczątki "Inki" odnalezione? O krok od poznania prawdy>>>
Według niego, okazją do zmiany może być obchodzony 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. - Zwracam się więc do Państwa z prośbą i apelem. Przed Wami niepowtarzalna szansa – uczyńcie zadość bohaterom, ofiarom komunistycznej władzy. Uczcijcie ten dzień decyzją o rezygnacji z dotychczasowego patrona na rzecz Danuty Siedzikówny „Inki” - apeluje.
I dalej: - Szanowni Państwo, mam nadzieję, że Wasza decyzja po latach odda sprawiedliwość ofierze i hańbą okryje jej kata. Ponad ćwierć wieku po upadku komunizmu w Polsce warto ostatecznie dokonać sprawiedliwych ocen. To, co może wydarzyć się w niewielkiej miejscowości, będzie miało znaczenie symboliczne w wymiarze ogólnopolskim. Zapiszcie się Państwo w historii.
REKLAMA
Zobacz serwis specjalny Polskiego Radia poświęcony Żołnierzom Wyklętym>>>
Wójt gminy Krzeszyce Stanisław Peczkajtis powiedział PAP, że dyskusja na temat ul. Bieruta w Rudnicy toczy się od lat. Dodał, że jest grono zwolenników zmiany tej nazwy, ale sami mieszkańcy wsi nie widzą takiej potrzeby. - Nie słyszałem, aby kiedykolwiek zwracali się do władz gminy z takim wnioskiem. Trzeba pamiętać, że zmiana nazwy ulicy niesie ze sobą koszty i mnóstwo formalności. Gminy nie stać na pokrycie tych wydatków. Oczywiście gdyby mieszkańcy sami chcieli to zrobić, to nie ma sprawy, możemy zmienić nazwę tej ulicy - powiedział Stanisław Peczkajtis.
W opinii wójta nie jest to jednak konieczne, gdyż ten relikt PRL-u można wykorzystać w inny sposób, niewymagający zmiany nazwy ulicy. - Przy ulicy możemy ustawić tablicę ze zdjęciem Bieruta oraz informacjami na temat jego "zasług" dla komunistycznego reżimu i zbrodni, których się dopuścił. Wówczas ta ulica będzie przypominała o zagrożeniu, jakim są totalitarne systemy polityczne. Takim pomnikiem historii jest przecież obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Bohaterów walczących z komunizmem możemy natomiast uczcić nadając nowym ulicom ich imiona - wyjaśnił wójt.
Wójt Krzeszyc dodał, że z pochodzenia jest Litwinem i w kraju jego przodków problem rozliczenia z komunistyczną historią ZSRR został dawno rozwiązany.
- Wszystkie pamiątki związane z tym okresem trafiły w jedno miejsce. Powstało coś na kształt skansenu epoki, o której nikt nie chce, ale powinien pamiętać - wyjaśnił Peczkajtis.
- Mieszkańcom nie przeszkadza, że we wsi jest ulica Biruta. Ludzie nie zagłębiają się w historyczne znaczenie tej postaci. Po prostu mieszkają przy ulicy o takiej nazwie i tyle. To w większości starsze osoby, które nie chcą ponosić kosztów i załatwiać wielu formalności związanych ze zmianą nazwy ulicy. Jeśli ktoś zadeklaruje, że zrobi to za nich i pokryje wydatki, to na pewno nie będą bronić Bieruta - powiedziała PAP sołtys Rudnicy Dorota Mądrzak
Siedzikówna. Nastoletnia bohaterka
Danuta Siedzikówka urodziła się 3 września 1928 roku. W wieku 15 lat złożyła przysięgę AK i odbyła szkolenie sanitarne, służyła m.in. w 4. szwadronie odtworzonej na Białostocczyźnie V Wileńskiej Brygady AK. Działała między innymi w zgrupowaniu majora Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". - Żołnierze mówili, że jest bardzo dobrą sanitariuszką. Brała udział w walkach - wspominała w rozmowie z Hanną Marią Gizą Lidia Lwow-Eberle, pierwsza kobieta w oddziale Łupaszki.
W 1945 po raz pierwszy trafiła w ręce UB, została jednak odbita z konwoju przez patrol wileńskiej AK Stanisława Wołoncieja "Konusa". Po tym zdarzeniu ojciec chrzestny zaproponował jej nowe życie i tożsamość w Miłomłynie. Przez pewien czas pracowała w tamtejszym nadleśnictwie pod przybranym nazwiskiem Danuta Obuchowicz. Postanowiła jednak wrócić do oddziału. - Ta dziewczynka siedemnastoletnia dokonuje świadomego wyboru, opuszcza Miłomłyn i dołączyła do brygady, ponieważ uznaje, że jest sanitariuszką i musi służyć, bo taka jest jej rola - tłumaczył w radiowej Dwójce dr Piotr Szubarczyk.
REKLAMA
W czerwcu 1946 r. została wysłana do Gdańska po zaopatrzenie medyczne. Po zdekonspirowaniu lokalu kontaktowego, aresztowało ją UB. Po ciężkim śledztwie została skazana na karę śmierci. W dniu wykonania wyroku miała niespełna 18 lat. Na krótko przed egzekucją nadała w grypsie komunikat "powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Wiadomość zgodziła się przekazać poruszona losem nastolatki strażniczka. Tuż przed śmiercią "Inka" krzyknęła "Niech żyje Polska!". UB utajniło miejsce jej pochówku.
asop
REKLAMA