Rośnie bilans ofiar eksplozji w centrum Ankary. Tureckie władze mówią o zamachowcu-samobójcy
Prezydent Turcji potępił zamach terrorystyczny w Ankarze. - Według najnowszego bilansu w zamachu bombowym przed dworcem kolejowym w stolicy Turcji zginęło 86 osób, a 186 zostało rannych - poinformował turecki minister zdrowia Mehmet Muezzinoglu. Kurdowie, którzy współorganizowali pokojowy marsz obwiniają rząd o współudział w zamachu.
2015-10-10, 16:10
Posłuchaj
Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Konrad Zasztowt tłumaczy, że za eksplozją mogą stać ludzie powiązani z rządzącą partią (IAR)
Dodaj do playlisty
Bomby eksplodowały jedna po drugiej w rejonie głównego dworca kolejowego w Ankarze. W tym miejscu dwie godziny później miała zacząć się antywojenna demonstracja Kurdów. - Przechodziłem obok sceny, kiedy pomiędzy dwoma banerami wybuchła bomba. Padłem na ziemię i wtedy doszło do drugiej eksplozji. Jeden z tych wybuchów był bardzo silny – mówi jeden ze świadków. Tureckie władze twierdzą, że co najmniej jedna eksplozja była dziełem zamachowca-samobójcy.
Kurdyjska partia HDP, która współorganizowała pokojowy marsz, oświadczyła, że celem ataku byli Kurdowie, a zamach był inspirowany przez władze.
Świadkowie, na których powołuje się agencja Reutera podkreślają, że do eksplozji doszło zaraz po godzinie 9 czasu polskiego. W tym czasie przed dworcem gromadzili się uczestnicy demonstracji przeciwko eskalacji walk do jakich dochodzi między siłami rządowymi a Kurdami na południowym wschodzie Turcji. Uczestniczyć mieli w niej m.in. przedstawicieli związków zawodowych, a także sympatycy Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), która uznawana jest przez władze w Ankarze za organizację terrorystyczną.
- Doszło do masakry w centrum Ankary. Dwie bomby eksplodowały zaraz po sobie - mówił agencji Associated Press przedstawiciel związków zawodowych organizujących demonstracje Lami Ozgen.
Na miejscu trwa akcja ratunkowa, a poszkodowani zostali przewiezieni do lokalnych szpitali - podkreśliło ministerstwo spraw wewnętrznych w komunikacie.
REKLAMA
Prezydent wzywa do solidarności
Prezydent Turcji potępił zamach w Ankarze. Recep Tayyip Erdogan napisał w oświadczeniu, że terroryści chcieli naruszyć jedność kraju. Prezydent wezwał do solidarności i do możliwie jak najbardziej stanowczej odpowiedzi na atak. Jak podkreślił, zamachowcom zależało na podzieleniu tureckiego społeczeństwa.
Także resort spraw wewnętrznych potępił zamach i ocenił, że celem jego autorów był atak "na turecką demokrację i pokój". Przedstawiciele tureckiego rządu powiedzieli agencji Reutera, że badane są doniesienia, iż atak przeprowadzili zamachowcy samobójcy.
REKLAMA
źródło: youtube/Hollywood Today G
Tureckie władze uznały wydarzenia w Ankarze za zamach terrorystyczny. Premier Ahmet Davutoglu zwołał nadzwyczajne spotkanie z szefami służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.
REKLAMA
źródło: youtube/SULEYMAN KAYA
Polski konsul w Ankarze nie ma informacji, by wśród ofiar silnej eksplozji w centrum miasta byli Polacy. Piotr Sławiński dodał, że jest w stałym kontakcie z centralą w Polsce. Polski konsul podkreślił też, że mimo zamachu życie w stolicy Turcji toczy się normalnie, a wśród mieszkańców nie widać nerwowości.
REKLAMA
Posłuchaj
Konsul RP Piotr Sławiński o sytuacji po zamachu w Ankarze (IAR) 1:30
Dodaj do playlisty
Do zamachu doszło na trzy tygodnie przed zaplanowanymi na 1 listopada wyborami parlamentarnymi, w których rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), której współzałożycielem jest prezydent Recep Tayyip Erdogan, chce odzyskać większość, utraconą w wyborach z 7 czerwca br.
Posłuchaj
Łukasz Kister z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas: terrorystom zależy na wywołaniu międzynarodowego przerażenia (IAR) 0:28
Dodaj do playlisty
Ponad dwa miesiące temu doszło do wznowienia walk między siłami tureckimi a bojownikami z PKK. Bojownicy zwiększyli liczbę ataków na tureckie siły bezpieczeństwa, a te odpowiedziały atakami na kurdyjskie obozy, także w północnym Iraku. Według bilansu opracowanego przez prorządową prasę w Turcji od końca lipca w wyniku rozgorzałego na nowo konfliktu zginęło blisko 150 żołnierzy i policjantów oraz ok. 1,1 tys. rebeliantów.
REKLAMA
Eskalacja konfliktu między siłami rządowymi w Turcji a PKK doprowadziła do zerwania przed dwoma miesiącami rozmów pokojowych prowadzonych od końca 2012 r. Szacuje się, że od 1984 roku konflikt kurdyjsko-turecki pociągnął za sobą ok. 40 tys. ofiar śmiertelnych.
Rząd w Ankarze oskarża PKK o to, że wykorzystał 2,5-letni rozejm, by zgromadzić broń. Z kolei opozycja uważa, że rząd zakończył proces pokojowy, gdyż w czerwcowych wyborach partia prokurdyjska zdobyła wystarczającą liczbę głosów, by wejść do parlamentu i pozbawić AKP większości, którą dysponowała od 2002 roku.
Za 3 tygodnie Turcję czekają wybory parlamentrarne, po tym jak w czerwcu nie udało się stworzyć większości koalicyjnej. Kurdowie z partii HDP zajęli wówczas trzecie miejsce, ale wkrótce potem doszło do zerwania zawieszenia broni między tureckimi władzami a kurdyjskimi ugrupowaniami, które przez wiele lat walczyły zbrojnie o powstanie własnego państwa.
PKK ogłasza zawieszenie broni
Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) wezwała w sobotę rebeliantów, by zawiesili operacje na okres trzech tygodni przed wyborami parlamentarnymi, chyba że zostaną zaatakowani.
Liderzy organizacji zrzeszającej PKK i inne grupy rebelianckie poinformowali, że decyzję podjęto w odpowiedzi na apele z Turcji i spoza jej granic. Bojownicy mają unikać działań, które mogłyby uniemożliwić przeprowadzenie "sprawiedliwych wyborów" 1 listopada - czytamy w komunikacie.
- Nasza organizacja postanowiła, że nasze siły rebelianckie będą nieaktywne, jeśli nie będzie dochodziło do ataków na naszych ludzi lub siły - czytamy w komunikacie PKK.
Tymczasowe zawieszenie broni kilka dni temu zapowiadał w prasie jeden z dowódców PKK.
REKLAMA
IAR/PAP/fc, bk
REKLAMA