Dyrektywa dot. praw autorskich. Co zaakceptuje Polska?

2018-07-21, 06:00

 Dyrektywa dot. praw autorskich. Co zaakceptuje Polska?
Co dalej z dyrektywą w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym?. Foto: pixabay

Projekty dyrektywy unijnej w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym potocznie zwany "Acta 2.0" od miesięcy budzi wiele kontrowersji. Zwykli użytkownicy sieci, ale też znani youtuberzy, vlogerzy czy właściciele dużych serwisów internetowych wręcz mówią o cenzurze internetu. Kością niezgody są dwa artykuły 11 i 13. Wprawdzie Parlament Europejski odrzucił w głosowaniu stanowisko komisji prawnej PE w sprawie reformy prawa autorskiego, ale prace nad dyrektywą wciąż będą trwały.

Prace nad unijną dyrektywą w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym trwają od około dwóch lat. Zgodnie z tzw. zwyczajną procedurą ustawodawczą, po pierwszym etapie prac w Komisji Europejskiej, Rada UE i Parlament Europejski przygotowywały projekt równolegle dla potrzeb własnych mandatów.

"W rezultacie mamy dziś trzy wersje projektu: projekt pierwotnie przedłożony przez Komisję Europejską, projekt wypracowany w Radzie UE (przyjęty 25 maja) oraz projekt przyjęty przez Komisję Prawną PE, który został odrzucony na posiedzeniu plenarnym PE 5 lipca" - poinformowało nas Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które z ramienia polskiego rządu współuczestniczy w tworzeniu dyrektywy.

Czy regulować kwestię praw autorskich w internecie - zobacz wypowiedź eksperta:

Ministerstwo podkreśla, że Polska akceptuje tylko jeden z tych projektów. Jest nim wersja przyjęta w Radzie UE. Powstała ona w wyniku wielomiesięcznych dyskusji pomiędzy ekspertami państw członkowskich. W tym projekcie kontrowersyjne przepisy artykułu 11 i 13 zostały znacząco zmienione.

"

Artykuł 11
Ochrona publikacji prasowych w zakresie cyfrowych sposobów korzystania
1.Państwa członkowskie zapewniają wydawcom publikacji prasowych prawa przewidziane w art. 2 i art. 3 ust. 2 dyrektywy 2001/29/WE w zakresie cyfrowych sposobów korzystania z ich publikacji prasowych.
2.Prawa, o których mowa w ust. 1, nie naruszają jakichkolwiek przewidzianych w prawie Unii praw autorów i innych podmiotów praw w odniesieniu do utworów i innych przedmiotów objętych ochroną zawartych w publikacji prasowej, i nie mają na te prawa żadnego wpływu. Na prawa te nie można się powoływać przeciwko autorom i innym podmiotom praw, a w szczególności na ich podstawie nie można pozbawiać autorów i innych podmiotów praw ich prawa do eksploatacji swoich utworów i innych przedmiotów objętych ochroną niezależnie od publikacji prasowej, w skład której wchodzą te utwory lub przedmioty.
3.W odniesieniu do praw określonych w ust. 1 stosuje się odpowiednio art. 5–8 dyrektywy 2001/29/WE i dyrektywy 2012/28/UE.
4.Prawa, o których mowa w ust. 1, wygasają 20 lat po opublikowaniu danej publikacji prasowej. Termin ten liczy się od dnia pierwszego stycznia roku następującego po dacie opublikowania.

Jednak oba zapisy, w nowej lub pierwotnej wersji, mogą się jeszcze znaleźć w dyrektywie, ponieważ prace nad nią jeszcze nie zostały zakończone. Po wakacjach Parlament Europejski powróci do prac nad aktem. W następnej kolejności Rada i Parlament przystąpią do tzw. nieformalnego trilogu. W toku tych negocjacji zostanie ukształtowana ostateczna wersja dyrektywy.

My tymczasem postanowiliśmy sprawdzić, jakie rozwiązania polski rząd jest skłonny zaakceptować oraz, co wynika z zapisów 11 i 13 artykułu.

Czym jest dyrektywa

Na początek warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czym właściwie jest dyrektywa unijna, i jaki jest jej wpływ na prawo państw członkowskich UE.

Dyrektywa jest jednym z aktów składających się na system prawa Unii Europejskiej, jego zapisy powinny być implementowane (wdrażane) do prawa krajowego. Akt ten służy harmonizacji porządku prawnego poszczególnych państw członkowskich.

Pozostawia on organom krajowym swobodę wyboru "formy i środków" w odniesieniu do rezultatu. Innymi słowy jej przepisy muszą być stosowane w krajach członkowskich, ale dokument nie precyzuje, przy pomocy jakich narzędzi prawnych ten cel ma być osiągnięty. Dlatego dyrektywa ma charakter ogólny.

>>>ZAPOZNAJ SIĘ Z TREŚCIĄ PROJEKTU DYREKTYWY KOMISJI PRAWNEJ PE <<<

Brak precyzji jest największą zaletą, ale i wadą tego aktu prawnego. W dyrektywie mogą się bowiem pojawić ogólne zapisy, które pozwalają na szeroką ich interpretację. To pozwala krajom członkowskim na stosowanie mniej lub bardziej restrykcyjnych przepisów w celu realizacji założeń dyrektywy.

Takimi właśnie nieprecyzyjnymi artykułami dyrektywy unijnej w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym zdaniem wielu ekspertów i użytkowników sieci są artykuły 11 i 13.

Artkuł 11 - czyli płatne treści towarzyszące linkom

Na początek obalmy mit. Nie ma mowy o żadnym "podatku od linków", o czym często informowały media i przeciwnicy dyrektywy. Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które w imieniu Polski prowadzi rozmowy w sprawie aktu, poprosiliśmy o interpretację artykułu 11.

"Wprowadza on tzw. prawo pokrewne wydawcy, które przewiduje objęcie ochroną każdego, nawet najkrótszego fragmentu publikacji prasowej. Rozwiązanie zaproponowane przez Komisję zostało nazwane przez media "podatkiem od linków", co jednak jest mylące. Po pierwsze nie chodzi o podatek, a uprawnienia cywilnoprawne, po drugie ochroną nigdy nie miały być objęte "linki", czyli odnośniki do stron internetowych, a wyłącznie towarzyszące im krótkie fragmenty artykułów prasowych" – czytamy w komentarzu przesłanym przez Centrum Informacyjne MKiDN.

Tu pojawia się pierwsze pytanie, czym są prawa pokrewne, i jaki jest zakres ich działania? Zatem wyjaśniamy.

Jak działa Artykuł 11 - zobacz wypowiedź eksperta:

Prawa pokrewne - czyli prawa wydawców do utworu

Prawa pokrewne działają podobnie do praw autorskich, tylko nie odnoszą się do twórców utworów, a do wydawców, którzy ponieśli nakłady w związku powstaniem tych utworów. Prawo to chroni podmioty, dzięki którym utwory są rozpowszechniane. Przykładowo autorem tego tekstu jest redaktor portalu PolskieRadio.pl, ale nakłady związane z jego publikacją i rozpowszechnieniem ponosi Polskie Radio S.A.

Warto też wspomnieć, że utwór jest przedmiotem prawa autorskiego wyrażonym między innymi: słowem, są też utwory plastyczne, audiowizualne, muzyczne etc.

Zgodnie z zapisami projektu dyrektywy wydawcy mają możliwość żądania zapłaty od podmiotów, które publikują w swoich serwisach linki zawierające fragmenty utworów należące do tychże wydawców i na tych publikacjach zarabiają.

Przepis nie obejmuje "zwykłych" użytkowników sieci, którzy np. na Facebooku publikują linki do polecanych przez nich artykułów, tylko podmioty, które robią to hurtowo czerpiąc przy tym np. korzyści z przychodów z reklam czy żądają opłaty za dostęp do serwisu.

Dr Justyna Tokarzewska, adwokat i wspólnik w kancelarii Röhrenschef, precyzuje, że artykuł 11 ma regulować kwestie związane z wykorzystywaniem publikacji wydawców prasy przez duże serwisy internetowe i tzw. generatory newsów, takie jak Google News albo Wykop.pl. Ale, jak przyznaje ekspertka, w tym starciu tytanów mogą zostać "zadeptani" najsłabsi.

- Rykoszetem dostaną mniejsze podmioty, czyli małe portale informacyjne i blogerzy, którzy będą powoływać się na opublikowane wcześniej treści - wyjaśnia Tokarzewska. Ich również ten zapis obejmuje, bowiem takie podmioty również linkują teksty z innych stron.

Robert Kroplewski, pełnomocnik ministra cyfryzacji do spraw społeczeństwa informacyjnego, podkreśla, że Polska nie mogła się zgodzić na rozwiązania zaproponowane w artykule 11, ponieważ kłóciłoby się to się z krajowymi przepisami.

- Dojrzałość naszego prawa autorskiego jest na tyle duża, że mamy dozwolony użytek utworów, prawo cytatu, wolność domeny publicznej dla prostych informacji prasowych (które nie stanowią przedmiotu ochrony prawem autorskim) czy licencję ustawową dla przedruku prasowego. Te przepisy mogą zapewniać cyrkulacje informacji oraz utworów. Ta cyrkulacja nie może być zaburzana nowym prawem, jeśli za wartość stawiamy sobie wolną debatę publiczną i dostęp do kultury - stwierdza prawnik.

Jakie rozwiązania akceptuje Polska w odniesieniu do artykułu 11?

Zdaniem polskiego rządu pierwotny zapis artykułu 11 zaproponowany przez Komisję Europejską mógłby utrudnić dostęp do informacji. Dlatego, w toku negocjacji prowadzonych w ramach Rady UE, skoncentrowano się na wypracowaniu rozwiązań ułatwiających wydawcom ochronę praw posiadanych przez nich już obecnie.

- Wypracowaliśmy koncepcję domniemania prawnego. Wydawcy posiadają już prawa autorskie do artykułów swoich dziennikarzy i wykonują je jako następcy prawni. To prawo autorskie jest tak szerokie, jak pozwala na to domena publiczna. A więc musi uwzględniać dozwolony użytek, cytat i proste informacje prasowe – mówi Robert Kroplewski.

W takim wypadku prawo pokrewne służyłoby wydawcom wyłącznie jako środek skuteczniejszej ochrony już teraz posiadanych przez nich praw autorskich. Natomiast portale i serwisy internetowe nadal mogłyby bezpłatnie udostępniać linki zawierające krótkie fragmenty utworów powołując się na dozwolony użytek, prawo cytatu, czy proste informacje prasowe. 

Artykuł 13 - czyli monitorowanie sieci

"

Artykuł 13
Korzystanie z treści chronionych przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego polegających na przechowywaniu i zapewnianiu publicznego dostępu do dużej liczby utworów i innych przedmiotów objętych oc
hroną zamieszczanych przez użytkowników

1.Dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników, we współpracy z podmiotami praw podejmują środki w celu zapewnienia funkcjonowania umów zawieranych z podmiotami praw o korzystanie z ich utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną bądź w celu zapobiegania dostępności w swoich serwisach utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zidentyfikowanych przez podmioty praw w toku współpracy z dostawcami usług. Środki te, takie jak stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, muszą być odpowiednie i proporcjonalne. Dostawcy usług przekazują podmiotom praw adekwatne informacje na temat funkcjonowania i wdrażania środków, a także, w stosownych przypadkach, adekwatne sprawozdania na temat rozpoznawania utworów i innych przedmiotów objętych ochroną oraz korzystania z nich.

2.Państwa członkowskie zapewniają wdrożenie przez dostawców usług, o których mowa w ust. 1, mechanizmów składania skarg i dochodzenia roszczeń, które są dostępne dla użytkowników w przypadku sporów dotyczących stosowania środków, o których mowa w ust. 1.

3.W stosownych przypadkach państwa członkowskie ułatwiają współpracę między dostawcami usług społeczeństwa informacyjnego a podmiotami praw poprzez dialog zainteresowanych stron w celu określenia najlepszych praktyk, takich jak odpowiednie i proporcjonalne technologie rozpoznawania treści, biorąc pod uwagę m.in. charakter usług, dostępność technologii i ich skuteczność w świetle rozwoju technologii.

Sporo zamieszanie wywołał też artykuł 13 dyrektywy. Nakładał on na portale społecznościowe i serwisy internetowe obowiązek automatycznego monitorowania treści pod kątem naruszeń praw autorskich.

- Portale musiałyby zainwestować w algorytmy (programy filtrujące treści – red.), na co stać tylko wielkie podmioty, przez to doszłoby za zaburzenia wolnej konkurencji - tłumaczy Kroplewski. Zdaniem pełnomocnika ministra cyfryzacji, serwisy, które nie mogłyby sobie pozwolić na takie systemy musiałby zniknąć z rynku, co byłoby sprzeczne z interesem Polski.

Mecenas Justyna Tokarzewska dostrzega też inne problemy. Jej zdaniem przepis 13 projektu dyrektywy jest bardzo nieprecyzyjny. Czytamy w nim między innymi, że: "Dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają publiczny dostęp do dużej liczby utworów". Można tam też znaleźć zapis mówiący o tym, że: "Środki te, takie jak stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, muszą być odpowiednie i proporcjonalne". – "Dużej liczby", "proporcjonalne" - to są pojęcia tak niedookreślone, że dopiero praktyka pokaże, jak zostaną wypełnione treścią - zauważa.

Ekspertka zwraca też uwagę na inną kwestię. Jej zdaniem artykuł 13 projektu jest trudny do pogodzenia z funkcjonującą od dłuższego czasu dyrektywą e-commerce. - Przewiduje ona, że nie ma obowiązku ogólnego monitorowania treści. Także Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej powiedział wprost, że nie można nałożyć na platformę ogólnego obowiązku ciągłego monitorowania treści – mówi prawniczka, zwracając jednocześnie uwagę, że projekt dyrektywy KE ten obowiązek nakłada.

Jak działa Artykuł 13 - zobacz wypowiedź eksperta:

Jakie rozwiązania akceptuje Polska w odniesieniu do artykułu 13?

W Radzie UE zaproponowano ograniczenie działania przepisu do platform, które w sposób aktywny promują treści udostępniane przez internautów i zarabiają na nich. Jednak docelowo w tym rozwiązaniu nie będzie konieczne stosowanie systemów monitoringu sieci w rozumieniu dotychczasowego zapisu.

- Portale, które zarabiają na publicznie udostępnianych treściach, będą musiały zawierać umowy licencyjne z dostawcami treści i będą się z nimi rozliczać. To jednocześnie wyczyści kwestię praw autorskich - tłumaczy Robert Kroplewski z ministerstwa cyfryzacji, dodając, że jeśli okaże się, iż dany serwis w sposób hurtowy publikuje treści bez podpisania umów licencyjnych i na tym zarabia, będzie podlegał sankcjom. Przepis nie obejmie tak zwanych biernych użytkowników sieci, czyli "szarego Kowalskiego". Jest wymierzony w walkę ze zorganizowanym piractwem własności intelektualnej.

Internauci za i przeciw 

W ostatnich tygodniach w Polsce odbyło się kilka protestów przeciwko dyrektywie pod hasłem "Stop Acta 2.0". Zdaniem Linusa Lewandowskiego, jednego z organizatorów manifestacji, próby regulacji rynku internetowego są wynikiem lobbingu silnych grup wpływu. - Dużym koncernom medialnym zależy na opłatach za linki a Google czy Facebook zyskają na obowiązku monitorowania treści - tłumaczy aktywista. Duże podmioty, mówi Lewandowski, już dysponują technologią do filtrowania sieci i mogą się stać dostawcą takich rozwiązań. - Natomiast ci, których nie będzie stać na te rozwiązania wypadną z rynku - dodaje.

Serwis internetowy Wykop.pl często jest podawany za przykład serwisu, który może najwięcej stracić po ewentualnym wprowadzeniu spornych artykułów.

- Mówi się, że jesteśmy jedną z firm, które najwięcej stracą po wprowadzeniu takiej dyrektywy. Tymczasem "Acta 2.0" nie dotyczy tylko "wykopu", a całego internetu - tłumaczy Michał Białek, członek zarządu Wykop Sp. z.o.o. Jego zdaniem akt zablokuje swobodną wymianę linków i dzielenie się treścią.

- W naszym serwisie codziennie jest dodawanych 100 tys. komentarzy. Mamy teraz przeglądać te miliony komentarzy i sprawdzać, czy one nie naruszają żadnych praw. Przecież tam też są publikowane linki, cytaty. Mamy zacząć zmieniać treści artykułów? – zastanawia się Białek, dodając, że serwis Wykop.pl generuje też ruch na stronach wydawców, którzy na tym również zyskują. - Przez te kilkanaście lat nikt nie próbował zablokować treści publikowanych na naszej stronie, to prawo mija się z celem - podkreśla.

Podobnego zdania jest Stowarzyszenie Wkimedia Polska, które wystosowało w tej sprawie oświadczenie oraz na znak protestu 4 lipca zablokowało na kilkanaście godzin dostęp do opublikowanych w języku polskim treści. Zaciemnienie stron Wikipedii miało też miejsce we Włoszech, Hiszpanii i Estonii.

- W oświadczeniu wyraziliśmy swoje zaniepokojenie w odniesieniu do dwóch artykułów dyrektywy, które najbardziej dotknęłyby elektroniczną encyklopedię. Również zdaniem wikipedystów proponowane zapisy stanowiły zagrożenie dla otwartości internetu i możliwości swobodnego dzielenia się wiedzą w sieci – tłumaczy Agnieszka Marszał. Rzeczniczka Stowarzyszenia Wikimedia Polska zapewniła też, że społeczność wikipedystów będzie się dalej przyglądać działaniom w sprawie dyrektywy.

Jak działa prawo cytatu - zobacz wypowiedź eksperta:

Dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym nie obawia się natomiast popularny youtuber Paweł Opydo. - Nie widzę żadnych zagrożeń dla swojej działalności zgodnie z niedawno dyskutowaną dyrektywą unijną. Po pierwsze to tylko dyrektywa, po drugie sugerowane przez nią rozwiązania są mniej ograniczające wobec twórców niż te, z których obecnie korzysta YouTube - mówi Opydo.

Zdaniem youtubera problem z egzekwowaniem prawa autorskiego w internecie jest taki, że im skuteczniejsze narzędzia mają właściciele praw do ich ochrony, tym łatwiej o potencjalne nadużycia. - Sam byłem nie raz ofiarą sytuacji, w której firma wprost przyznawała, że nie łamię ich praw, ale skoro mają narzędzia pozwalające na przejęcie zysków z mojej twórczości w ramach kary za załamanie tych praw, to będą z nich korzystać niezależnie kto ma rację - tłumaczy.

Paweł Opydo zauważa też, że niezależni twórcy internetowi regularnie są niesłusznie pociągani do odpowiedzialności za nieistniejące naruszenia, bo właściciele praw do utworów mają narzędzia, które na to pozwalają. – Odwoływanie się od takich przypadków jest czasochłonne, a i tak ostatecznie strona nadużywająca możliwości nie jest w żaden sposób karana - stwierdza youtuber. Jego zdaniem to jest prawdziwy problem, o którym warto dyskutować, zamiast - kontynuuje - powielać bzdury o tym, że Unia Europejska będzie usuwać komentarze, linki będą płatne, a recenzje zostaną zakazane.

"Polityczny" głos w sprawie

Zapytany o tę kwestię europoseł PiS Ryszard Czarnecki, stwierdził, że dla delegacji Prawa i Sprawiedliwości "nie jest rzeczą istotną wojna między korporacjami amerykańskim Google i niemieckim Axel Springer, czy innymi wydawcami prasy".

– Dla nas jest ważny interes internautów. My chcemy bronić praw autorów, uważamy, że to jest konieczne. Nie chcemy by ich prawa doznawały uszczerbku, natomiast nie chcemy wylewać dziecka z kąpielą, gdzie "dzieckiem" byłby dostęp internautów do informacji - podkreśla polityk, dodając, że na każde mniej lub bardziej zakamuflowane formy cenzury reakcja będzie stanowcza.

- Sądzę, że możemy pogodzić interesy artystów i twórców, ze swobodnym dostępem do internetu - mówi polityk PiS.

Zdaniem europosła Komisja Europejska przy takim kształcie dyrektywy nie jest rzecznikiem artystów, czy autorów. - To, co się dzieje jest przykładem ostrego lobbingu korporacji medialnych i ten upór KE, by przepchnąć kolanem tę dyrektywę z tego wynika - uzasadnia.

Co zawiera dyrektywa e-commerce - zobacz wypowiedź eksperta:

Z kolei Tadeusz Zwiefka, europoseł Platformy Obywatelskiej, tłumaczy, że w przestrzeni publicznej mamy do czynienia z propagandą osób, firm, grup zainteresowań i wpływu, które są przeciwne jakimkolwiek formom regulacji internetu w kontekście prawa autorskiego.

- Przeciwnicy, tego prawa nie chcą respektować tego prawa, ponieważ uznają, że internet jest taką przestrzenią, w której można wszystko, i w której nic nie kosztuje - precyzuje polityk.

Zapytany o sporne artykuły 11 i 13 odpowiedział, że jego zdaniem być może artykuły te wymagają drobnego dopracowania, ale co do zasady są dobrze skonstruowanie ich cel jest słuszny. A interpretacje, które przedkładają przeciwnicy tych artykułów są dalekie od prawdy. Przypomina też, że pewne rozwiązania, które proponuje dyrektywa już funkcjonują w prawie.

- Już dziś platformy są zobligowane do zdejmowania treści, czy płacenia za ich publikowanie pod warunkiem, że właściciel praw to wyśledzi i udowodni naruszenie swoich praw. Tu mamy tę sytuację odwróconą. Jeśli ktoś chce skorzystać z mojej własności, to musi wiedzieć, czy ma do tego prawo. Powinien też, na zasadzie umowy licencyjnej zapłacić za wykorzystanie nieswojego dzieła - precyzuje.

- Ja sam mam też wątpliwości, jak daleko powinna pójść dyrektywa jeśli chodzi o metodę kontroli, to jest dla mnie punkt budzący najwięcej wątpliwości. Na razie jest podejście ogólne i mamy nadzieję, że nie będzie ono zniekształcone w nieoczekiwany dla nas sposób - podkreśla, dodając, że użytkownicy z platformami i właścicielami praw wypracują ostateczną metodologię. 

To jeszcze nie koniec

Spór o kształt dyrektywy wciąż trwa. Na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy będą się pojawiały kolejne propozycje regulacji internetu w kontekście ochrony praw autorskich twórców i wydawców.

Koncerny medialne, właściciele serwisów informacyjnych, portali społecznościowych, platform internetowych, a także vlogerzy, blogerzy, youtuberzy i "zwykli" użytkownicy internetu będą śledzić brukselskie negocjacje i... starać się na różne sposoby forsować najkorzystniejsze dla siebie rozwiązania. Lobbując, protestując, czy zasypując decydentów e-mailami.

Tym "rozgrywkom" będziemy się przyglądać i o nich pisać również my. W końcu dyrektywa w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym będzie się również odnosić do publikacji portalu polskieradio.pl i naszych czytelników.

Zapraszam do obejrzenia załączonych filmów zawierających pogłębioną analizę ekspercką zagadnienia.

Paweł Kurek

Polecane

Wróć do strony głównej