Dwa alternatywne ośrodki władzy w Wenezueli. "Najlepsze byłyby ponowne wybory"

- Wiele krajów stara się stworzyć presję międzynarodową, która doprowadziłaby do ustąpienia z urzędu przez Maduro. Byłoby to najbardziej pokojowe i najlepsze wyjście z tej patowej sytuacji, czyli zorganizowanie ponownych wyborów - mówiła w rozmowie z PolskieRadio24.pl dr Alicja Fijałkowska, ekspert ds. Ameryki Łacińskiej z Uniwersytetu Warszawskiego. 

2019-01-28, 14:05

Dwa alternatywne ośrodki władzy w Wenezueli. "Najlepsze byłyby ponowne wybory"

Podczas kilkudziesięciotysięcznej demonstracji w centrum Caracas w środę, 35-letni przywódca wenezuelskiej opozycji Juan Guaido ogłosił się tymczasowym prezydentem. Wiele krajów, w tym USA, uznało jego przywództwo. Jednocześnie prezydent Nicolas Maduro ogłosił zerwanie stosunków dyplomatycznych z USA. Maduro poparły Rosja oraz Chiny

Daniel Czyżewski: Od kilku lat Wenezuela jest w nieciekawej sytuacji ekonomicznej. Jak do tego doszło, jaka jest sekwencja wydarzeń?

Dr Alicja Fijałkowska: Ewidentnie jest to wina Maduro, który zwyczajnie sobie nie radzi. Wydaje się, że Hugo Chavez pomylił się w wyborze swego zastępcy. Dopóki Chavez rządził, miał pewien know-how. Wiele możemy o nim powiedzieć, natomiast jest faktem, że system który stworzył działał raz lepiej raz gorzej, ale działał. W momencie kiedy tę władzę przejął Nicolas Maduro, po prostu sobie nie radzi. Być może Hugo Chavez nie zdążył wtajemniczyć go w swoje arkana rządzenia. Maduro nie radzi sobie z gospodarką, z nastrojami społecznymi i mam wrażenie, że momentami nie radzi sobie też z demokracją.

Wydarzenia ostatnich tygodni i dni, protesty doprowadziły do tego, że Juan Guaido ogłosił się tymczasowym prezydentem. 

Sytuacja ekonomiczna Wenezuelczyków jest dramatyczna. Szacuje się, że trzy miliony obywateli wyemigrowały w ostatnim czasie. Prezydent Maduro w ostatnich wyborach podjął takie kroki, które umożliwiły mu wybór na kolejną kadencję. To jest też trochę wina opozycji, bo po raz kolejny popełniła ten błąd, że zbojkotowała wybory. Próbowała tego swego czasu z Hugo Chavezem. Efekt jest jaki jest.

Akurat w konstytucji wprowadzonej przez Chaveza są mechanizmy prawne do usunięcia prezydenta. Fakt faktem, że nie jest to łatwe, bo chodzi o referendum odwoławcze. Opozycja próbowała tego w poprzedniej kadencji, ale trochę się spóźniła. Natomiast w tym momencie postanowili działać de facto niedemokratycznie i tym sposobem mamy samozwańczego prezydenta.

REKLAMA

Podobna sytuacja miała miejsce w 2002 roku. Trwało tylko dwa dni i wszystko wróciło do normy, ale wtedy skala poparcia dla prezydenta była olbrzymia. W tej chwili to poparcie jest znikome.

Kim w ogóle jest Juan Guaido? Jakie poglądy reprezentuje jego środowisko polityczne?

On wywodzi się de facto z partii Leopoldo Lopeza, tylko ma nad nim tę przewagę, że jest osobą nową na scenie politycznej. Leopoldo Lopez w oczach wielu Wenezuelczyków zdyskredytował się zamachem stanu z 2002 roku. Wszyscy pamiętają jaki był zadowolony w telewizji ogłaszając, że obalił demokratycznie wybranego prezydenta. Niestety to pokutuje.

Teraz mamy do czynienia z młodszą wersją, człowiekiem który jest nowy na scenie politycznej, który nie ma tych zaszłości, któremu niewiele możemy tak naprawdę zarzucić. Guaido twierdzi, że Leopoldo Lopez jest jego mentorem i z tego co donoszą media, panowie często się spotykają. Mimo wszystko nie ma tego balastu. Poza tym jest świetnie wykształcony, studiował w Stanach Zjednoczonych, co zostanie za chwilę wytknięte przez rząd.

Nie zmienia to jednak faktu, że pochodzi z bardzo biednego stanu w Wenezueli, dotkniętego klęskami żywiołowymi, kiedy on był jeszcze dzieckiem a Hugo Chavez był u władzy. To go troszeczkę bardziej legitymizuje. Może przemówić zarówno do tej bogatej opozycji, jak i do tych biedniejszych, którzy tradycyjnie w ostatnich latach popierali Hugo Chaveza. Jest w stanie identyfikować się z większością narodu i to działa na jego korzyść.

REKLAMA

A jego partia? Jaka to jest formacja pod kątem ideowym?

Co ciekawe, ta formacja stworzona przez Leopoldo Lopeza w 2009 roku jest lewicowa, socjalistyczna, przynajmniej tak ją określał Leopoldo Lopez. Natomiast nie jest aż tak lewicowa jak PSUV, którą dowodzi Nicolas Maduro. Mam wrażenie, że w Ameryce Łacińskiej, po latach prawicowych dyktatur mamy do czynienia z takim dziwnym zabiegiem, że każdy próbuje być socjalistą, bo wie że tylko wtedy jest w stanie wygrać wybory. Nie tylko w Wenezueli, bo proszę zauważyć, że Mauricio Macri, (obecny prezydent Argentyny – przyp.red.) typowa prawica, w dodatku biznesman, kiedy wygrywał wybory, uciekał się do haseł właściwie populistycznych, mówił o darmowych lekach i o utrzymaniu programów społecznych. Ten socjalizm jest do jakiegoś stopnia potrzebny, żeby ludzie poszli za przywódcą politycznym i ta Voluntad Popular, założona przez Lopeza, też się identyfikuje jako centrolewica, choć bardziej „centro” niż lewica i daleko jest jej do PSUV.

W depeszach agencji prasowych dotyczących protestów z ostatnich dni padają liczby od kilku do kilkudziesięciu tysięcy, tyle osób w nich uczestniczy. Czy opór społeczny jest wystarczający, aby odsunąć Maduro od władzy?

Tego właśnie nie jestem pewna, dlatego że proszę zwrócić uwagę, że czegokolwiek by nie robił Maduro w ostatnich wyborach, nie był jedynym kandydatem. Był tylko jedynym znanym kandydatem. Niewątpliwie opozycja centroprawicowa czy prawicowa nie wzięła udziału w tych wyborach, ale mimo wszystko było jeszcze dwóch innych kandydatów. Tak naprawdę gdyby Wenezuelczycy bardzo nie chcieli dopuścić Maduro do drugiej kadencji, to mieli możliwość to zrobić. Pytanie też, czy nie jest to efekt tego, że wielu Wenezuelczyków, którzy są przeciwni Maduro, po prostu opuściło kraj.

Mimo, że Maduro nie bije rekordów popularności i ludzie mają świadomości tego kryzysu, to Wenezuelczycy zmagają się z takim problemem: „kto jeśli nie Chavez, kto jeśli nie Maduro?”. Teraz mamy tą świeżą twarz, która się pojawiła i to może zrobić różnicę. Inną kwestią jest to, na ile ludzie nie boją się protestować, na ile chcą się angażować w politykę, na ile wierzą w zmianę systemu, bo ostatnie wybory pokazały, że jest ona daleka.  Nie jestem przekonana, czy większość Wenezuelczyków uważa, że to wyjście na ulicę cokolwiek da, stąd jest mowa o tysiącach a nie milionach.

Największe potęgi opowiedziały się za jedną i drugą stroną. USA wsparły Gaudio, a np. Rosja czy Chiny Maduro. Czy Wenezueli grozi scenariusz wojny domowej, takiej mocarstwowej „proxy war”, jak w Syrii?

Nie wydaje mi się, żeby można tutaj zakładać jakąkolwiek interwencję militarną. Donald Trump swego czasu miał taki szalony pomysł i akurat w tej kwestii dość mocno zaprotestowała cała Ameryka Łacińska – ma ona długa historię amerykańskich interwencji i nie chce ich pod żadnym pretekstem. To, że wiele krajów latynoamerykańskich nagle uznaje nowego prezydenta może się wydawać kuriozalne. A już w ogóle mówienie tak jak Trump w jednym zdaniu, że uznaje się nowego samozwańczego prezydenta, a jednocześnie dołoży się wszelkich starań do obrony demokracji w Wenezueli jest co najmniej dziwne.

REKLAMA

Możliwe, że wiele krajów stara się stworzyć pewnego rodzaju presję międzynarodową, która doprowadziłaby do ustąpienia z urzędu przez Maduro, do tego żeby sam złożył ten urząd, bo to by było najbardziej pokojowe i najlepsze tak naprawdę wyjście z tej patowej sytuacji. Pozwoliłoby to na zorganizowanie ponownych wyborów, w których więcej ugrupowań politycznych mogłoby wystawić kandydatów. Prawdopodobnie o to chodzi, bo nie widzę innego wytłumaczenia dla tego, żeby np. Organizacja Państw Amerykańskich uznawała samozwańczego prezydenta. Co byśmy nie mówili, obecna sytuacja nie ma nic wspólnego z demokracją. To jest sytuacja podobna do 2002 roku kiedy przyszedł Pedro Carmona i ogłosił się prezydentem. Przypomnę, że wówczas Stany Zjednoczone też go uznały a później się gorączkowo z tego wycofywały. To nie jest akt demokratyczny, ale być może obecnie potrzebny jest Wenezueli właśnie niedemokratyczny akt po to, żeby przywrócić prawdziwą partycypacyjną demokrację? Być może państwa latynoamerykańskie, które uznały nowego prezydenta wychodzą po prostu z założenia, że cel uświęca środki?

Z dr Alicją Fijałkowską rozmawiał Daniel Czyżewski, PolskieRadio24.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej