Lekarze przyszyli żołnierzowi GROM dwie ręce
Pierwszy w Polsce jednoczesny przeszczep obu rąk został przeprowadzony w Szpitalu Powiatowym w Trzebnicy (Dolnośląskie) i wszystko wskazuje na to, że się powiódł. Pacjent, b. żołnierz, jest już 12 dni po zabiegu, ma się dobrze i jest w trakcie rehabilitacji.
2010-06-17, 20:03
Jak tłumaczył w czwartek na konferencji prasowej dr hab. Jerzy Jabłecki, operacja była nie tylko wielkim i bardzo skomplikowanym wydarzeniem medycznym, ale i logistycznie była trudna, bowiem trzeba była zaangażować równocześnie dwa zespoły lekarzy i pielęgniarek. "Ale ten zabieg pokazuje, że jesteśmy już bardzo dobrym i zgranym zespołem, który potrafi przeprowadzać bardzo skomplikowane transplantacje" - ocenił Jabłecki. Wyznał, że przeprowadzenie takiego zabiegu było jego medycznym marzeniem, ale ma już następne.
34-letni żołnierz stracił obie dłonie 3 lata temu, najprawdopodobniej w trakcie wybuchu. Obie dłonie pochodziły od dawcy martwego - kobiety w średnim wieku. Lekarze ze szpitala nie chcieli jednak ujawnić ani danych dawcy, ani nie potwierdzali, że biorcą był żołnierz jednostki GROM. O tym, że w Trzebnicy był operowany GROM-owiec, mówił jedynie w telewizji gen. Sławomir Petelicki.
"Dla pacjenta, któremu proponujemy przeszczep, to nigdy nie ma znaczenia, czy dawcą jest kobieta czy mężczyzna. Liczy się dobór immunologiczny, czyli grupa krwi, i dobór anatomiczny, czyli ręce nie mogą być za duże ani za małe. Kolor skóry, kształt paznokci czy owłosienie nie ma znaczenia, bo podlega kontroli hormonalnej biorcy, czyli z czasem ręka upodabnia się do całej reszty ciała" - opowiadał z kolei dr Adam Domanasiewicz.
Ujawnił, że tym razem gotowych do transplantacji rąk było trzech pacjentów, ale w ostatniej niemal chwili okazało się, że jeden pacjent nie wyraża zgody, a drugi jest chory. "Jedynie trzeci pacjent - żołnierz, czekający na przeszczep od 3 lat, spełniał wszystkie warunki, był zdrowy i gotowy na transplantację" - tłumaczył Domanasiewicz.
17 godzinna operacja
Dr Jabłecki mówił, że operacja, czyli zespolenie kości, mięśni, żył, stawów i nerwów trwała 17 godzin i była bardzo trudna. Przede wszystkim najpierw trzeba było pacjentowi amputować dwa palce, które pozostały w jednej z dłoni po wybuchu. "Palce były zbyt zniekształcone i zanieczyszczone, aby je pozostawić" - mówił. Tłumaczył, że lewa dłoń była do przyszycia w nadgarstku, a prawa w śródręczu, czyli jakieś 5 cm nad nadgarstkiem. "W trakcie operacji pojawiły się nieprzewidziane komplikacje. Musieliśmy jedną z dłoni przyszywać ponownie" - opowiadał Jabłecki.
Na filmie, który prezentowano dziennikarzom, widać pacjenta z rozłożonymi rękami i przy każdej z nich pracujące niezależne dwa zespoły lekarzy. Jabłecki wyjaśnił, że oba zespoły pracowały niezależnie, ale ich prace musiały być zsynchronizowane ze sobą. Później również na filmie - pacjent nie chciał spotkać się z dziennikarzami osobiście - uśmiechnięty mężczyzna nieznacznie porusza palcami i dziękuje rodzinie dawcy, kolegom z jednostki oraz wszystkim dawcom krwi, bowiem do operacji potrzebnych było prawie 30 litrów krwi. "Krew oddało kilkadziesiąt osób: żołnierze, policjanci i wiele innych osób" - opowiadał Domanasiewicz.
Do tej pory trzebniccy lekarze przeprowadzili cztery transplantacje rąk lub dłoni. Pierwszy tego typu zabieg został przeprowadzony w 2006 r. Pytany przez dziennikarzy Domanasiewicz, czy ręce żołnierza z czasem osiągną 100-procentową sprawność, powiedział, że skrzypkiem już nie zostanie, ale ręce powinny uzyskać sprawność w 90 procentach.
"To jest bardzo dobry pacjent. Jest zdrowy, zdyscyplinowany, rozumie powagę sytuacji i nie ma wygórowanych oczekiwań. Taka postawa dobrze rokuje" - mówił Jabłecki.
Koszt takiej operacji to ok. 150 tys. zł. Trzebnicki szpital ma podpisany kontrakt na przeprowadzenie w roku dwóch transplantacji. Jednoczesna transplantacja obu dłoni traktowana jest jako jeden zabieg. Trzebnicki szpital jest jednym z najlepszych tego typu ośrodków w Europie i jednym z pięciu na świecie.
dp
REKLAMA