Polska opozycja wiele razy podważała demokratyczny wynik wyborów w Polsce. Teraz krytykuje podobne zachowania w USA

Polska opozycja krytykuje protestujących w USA. Lider PO stwierdził na przykład, że doszło do tragedii w Stanach, bo ktoś "nie umie się pogodzić z demokratycznym wynikiem wyborów". Tymczasem brak pogodzenia się z decyzją wyborczą polskiego narodu politycy opozycji sami wyrażali wielokrotnie podczas protestów.

2021-01-07, 20:36

Polska opozycja wiele razy podważała demokratyczny wynik wyborów w Polsce. Teraz krytykuje podobne zachowania w USA

W środę 6 stycznia, przed będącym siedzibą amerykańskiego Kongresu Kapitolem, w którym trwało posiedzenie mające ostatecznie zatwierdzić wybór Joe Bidena na prezydenta USA, doszło do gwałtownych zamieszek. Grupa zwolenników Donalda Trumpa wdarła się do budynku, z którego ewakuowano parlamentarzystów. Policja użyła gazu. W wyniku tych wydarzeń zginęły cztery osoby.

– Bardzo duże, niepotrzebne emocje pokazujące, jak żądza władzy, nieumiejętność pogodzenia się z demokratycznym wynikiem powoduje u niektórych frustrację – ocenił w TOK FM szef PO Borys Budka.

Powiązany Artykuł

mid-epa08923670-2.jpg
"Obraz nędzy i rozpaczy". Siewiereniuk-Maciorowska o komentarzach opozycji ws. wydarzeń w USA

Lider Platformy w rozmowie z radiem w maju stwierdził, że nie pogratuluje Andrzejowi Dudzie kolejnej kadencji, bo kandydat Zjednoczonej Prawicy  wygrał w "niesportowej walce". Budka poinformował swoich wyborców, że Dudzie należy jedynie "współczuć". Od tamtej pory regularnie podkreślał, że polityków PiS postawi kiedyś przed Trybunałem Stanu i apelował, by licznie pojawiać się na wszystkich antyrządowych demonstracjach.

Nielegalne przedzieranie się na teren parlamentu

Nielegalne przedzieranie się na teren parlamentu – do czego doszło w Stanach Zjednoczonych – nie jest obce polskie opozycji. Podczas jednego z protestów (Obywateli RP, KOD i Strajku Kobiet) poseł Joanna Schmidt wwiozła w bagażniku na teren Sejmu dwie osoby. Gdy auto wjechało w głąb terenu sejmowego, z bagażnika wyszli Paweł Kasprzak i Wojciech Kinasiewicz. Wsiedli na miejsca dla pasażerów. W tym samym momencie dosiedli się Ryszard Petru i Joanna Scheuring-Wielgus.

REKLAMA

Czytaj także:

Bartosz Arłukowicz (PO) przekonywał wówczas zgromadzonych, że: "To jest ten dzień!". Dwa lata później sam próbował z kolei wymusić na kobiecie pracującej w sejmowym biurze przepustek, by wpuściła na teren parlamentu protestujące pielęgniarki. Niezależna.pl podawała, że jedną z protestujących chwycił nawet za rękę i próbował wciągnąć poza wyznaczoną dla zwykłych obywateli strefę.

W 2016 roku "Newsweek" ujawnił z kolei nieznane nagrania z zamkniętego spotkania polityków opozycji. – Trzeba być gotowym na twarde warianty. Naszą aktywnością będzie ulica – dyktował swoim działaczom Grzegorz Schetyna. Ówczesny lider Platformy również zarzekał się, że jeśli nie uda się narzucić rządowi warunków opozycji, na ulice wyprowadzi nawet milion obywateli.

Schetyna nie chciał uznać demokratycznego wyniku wyborów. Co napisał w teraz – w czwartek po ataku na Kongres USA? "Wezwanie Trumpa do nieuznania wyniku wyborów, szokujące sceny w Kapitolu, ofiary śmiertelne. Tak wygląda koniec rządów populistów i nieudaczników".

REKLAMA

"Bardzo groźny człowiek, chwyta się najgorszych metod"

Tym, co się stało na Kapitolu, oburzona jest również Małgorzata Kidawa-Błońska. W swoim wpisie na Twitterze oceniła, że "Trump tak bardzo nie może pogodzić się z porażką i niespełnionymi ambicjami, że gotowy jest podpalić swoją ojczyznę". "Bardzo groźny człowiek, który chwyta się najgorszych metod, narażając innych ludzi" – stwierdziła.

Kidawa-Błońska pominęła fakt, że wcześniej sama podważała wynik demokratycznego głosowania i wolę Polaków do przeprowadzenia zmian w systemie sądownictwa oraz skutecznie paraliżowała prace Sejmu. Wraz z grupą posłów opozycji nie pozwalała wznowić obrad i skutecznie blokowała dostęp do fotelu marszałka Sejmu. Gdy ruch Black Lives Matter regularnie demolował sklepy i restauracje, nie obwiniała Joe Bidena. Teraz – po jednym strajku drugiej strony – bez wahania jako winnego wskazała Donalda Trumpa.

Milionowym  marszem na Warszawę straszył też Lech Wałęsa. Były prezydent twierdził, że reformy wprowadzane przez PiS naruszają konstytucję. "Dość ustępstw. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość uruchomi proces likwidacji sądownictwa, wzywam do ponadmilionowego marszu na Warszawę i zrobienia porządku, będę na czele" – groził.

W ostatnich godzinach głośnym echem odbiły się w sieci również wpisy Sławomira Nitrasa. Poseł Platformy Obywatelskiej napisał o wydarzeniach w USA: "PiS się będzie żegnał z władzą podobnie. Oby skutek był podobny". W odpowiedzi niektórzy internauci pytali, czy tak jak w Stanach Zjednoczonych, Nitras liczy na ofiary śmiertelne.

REKLAMA

Oburzenie internautów było tak duże, że poseł PO postanowił sprostować swój wpis. "Widzę, że mój wpis jest albo nieprecyzyjny, albo niewłaściwie rozumiany przez niektórych. Mówiąc o takim samym skutku mam na myśli to, że USA poradzą sobie z tym przejawem nadużycia władzy przez Trumpa. Podobnie jak Polska poradzi sobie z PiS, które nie będzie chciało oddać władzy" – napisał.

Postawa mediów i dziennikarzy

Po wydarzeniach w USA wielu internautów zwraca również uwagę na postawę niektórych mediów i dziennikarzy. Michał Broniatowski związany z koncernem Ringier Axel Springer, który był na kijowskim Majdanie i znany jest z antypisowskich poglądów, w 2016 roku podzielił się na Facebooku radami na temat, co musi się stać, żeby zrobić Majdan w Polsce. Przypomnijmy, że na przełomie 2013 i 2014 roku w krwawych starciach na Ukrainie życie straciło około 100 osób.

Teraz Broniatowski stwierdził w rozmowie z Onetem, że Donald Trump musi być świadomy, że "podburzył tłum". – To było wstrząsające potknięcie demokracji – ocenił. Zaznaczał, że mocna retoryka osób publicznych może mieć poważne konsekwencje.

Powiązany Artykuł

1200 (1).jpg
Kongres zatwierdził wygraną Joe Bidena, w Waszyngtonie stan wyjątkowy

Podobną postawę internauci wytykają teraz redaktorowi naczelnemu Onetu Bartoszowi Węglarczykowi. Przypominają, że na niedawnych demonstracjach Strajku Kobiet i po rozpylaniu tam gazu przez policję poszkodowani zostali m.in. poseł KO Barbara Nowacka, związany z PO Bartłomiej Sienkiewicz oraz liderka manifestacji Marta Lempart. Wówczas pisano o nich jako o ofiarach działań służb bezpieczeństwa.

REKLAMA

Gdy przed Kongresem USA jedna z kobiet również dostała gazem, Węglarczyk zażartował z niej, pisząc: "Ela przyjechała do Waszyngtonu szturmować parlament, bo robi rewolucję. Niestety ku jej zdumieniu została potraktowana gazem przez policjanta. Jest zaszokowana".

Do grona krytykujących wpis Andrzeja Dudy dołączyła z kolei dziennikarka TVN Katarzyna Kolenda-Zalewska. Gdy prezydent stwierdził, że demokratyczne i praworządne Stany Zjednoczonej poradzą sobie z kryzysem, napisała: "Wydarzenia w Waszyngtonie nie są tylko wewnętrzną sprawą Ameryki. O czym zresztą mówił także Joe Biden. Sprawdzian demokracji ma fundamentalne znaczenie dla świata".

Powiązany Artykuł

Capitol Waszyngton 1200 PAP.jpg
Koordynator "Politico" pisał, jak urządzić Majdan w Polsce. Teraz mówi, że "Trump podburzył tłum"

Gdy w 2016 roku gorąca atmosfera panowała z kolei przed Sejmem RP, a obok parlamentu zgromadził się wielotysięczny tłum przeciwników rządu, Kolenda-Zalewska relacjonowała: "Jeżeli posłów zacznie się stąd wyprowadzać siłowo, to ludzie, którzy są na zewnątrz, chyba tego nie wytrzymają. (...) Cała odpowiedzialność za to, co się może wydarzyć, spoczywa na jednym polityku".

tvp.info

REKLAMA

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej