Wojny klanów to część większego problemu. W Niemczech radykałowie wszelkiej maści mają się wyjątkowo dobrze

Niemcy wciąż nie mogą wyjść z szoku po zamieszkach imigranckich, do jakich doszło przed kilkoma dniami w Essen. Nie jest to jednak pojedynczy przypadek. Ta i podobne sytuacje wpisują się w ponury obraz rosnących radykalizmów u naszych zachodnich sąsiadów, które przybierają wszelkie polityczno-społeczne barwy. Skrajna prawica, skrajna lewica, islamscy radykałowie – łączy ich nie tylko przybierający na sile w tym kraju antysemityzm, ale też chęć podważenia, czy też obalenia, obecnego systemu politycznego.

2023-06-22, 15:04

Wojny klanów to część większego problemu. W Niemczech radykałowie wszelkiej maści mają się wyjątkowo dobrze
Wojny klanów to tylko część problemu. W Niemczech radykałowie wszelkiej maści mają się wyjątkowo dobrze. Foto: PAP ARCHIWUM/ Justin Brosch

W piątkowy wieczór w Essen naprzeciw siebie stanęło ponad 500 mężczyzn - członków syryjskich i libańskich "wielkich rodzin" - które, jak przyznają politycy, chcą panować na ulicach i "nie uznają niemieckiego państwa". W ruch poszły kije baseballowe, noże i pałki. Prowadzone są dochodzenia przeciwko 52 podejrzanym - m.in o usiłowanie zabójstwa i uszkodzenie ciała.

- To niedopuszczalne, gdy hordy mężczyzn zbierają się razem, a czasem nawet uzbrajają się, by zastraszać lub atakować innych - powiedział minister spraw wewnętrznych NRW Herbert Reul w rozmowie z "Bildem". Z kolei Manuel Ostermann, zastępca szefa niemieckiego związku zawodowego policji, ostrzega przed "punktem krytycznym".

- U nas obowiązuje prawo państwowe - i egzekwujemy je konsekwentnie zawsze i wszędzie. W przypadku wspomnianych incydentów policja była szybko obecna na miejscu zdarzenia: funkcjonariusze przerwali konfrontacje, ustalili tożsamość i skonfiskowali broń – zapewniał szef rządu Nadrenii Północnej-Westfalii (NRW) Hendrik Wuest.

Jednak ciężko, by jego słowa dodały obywatelom otuchy, skoro do walk dochodziło w centrum miasta.

REKLAMA

Wybuchowy potencjał

Eksperci wskazują przy tym, że wielu Syryjczyków, z który część dostała się do Niemiec w ramach migracyjnej fali w 2015 roku, wie, jak obchodzić się z bronią, bo dorastało w świecie wszechogarniającej przemocy.

Zamieszki w Essen tylko potwierdzają kolejne raporty o tym, jak wysoki procent imigrantów, w szczególności z krajów islamskich, nie ma zamiaru się asymilować w niemieckich społeczeństwie, wykorzystuje jego system socjalny, a także dominującą w mainstreamie polityczną poprawność, by tworzyć paralelne państwo. Wzrost przestępczości, w tym aktów przemocy, jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej, czego Niemcy stają się coraz bardziej świadomi.

Chociaż przedstawiciele władz w Berlinie tłumaczą, że kraj potrzebuje 400 tysięcy nowych pracowników rocznie, to jednak społeczeństwo, po latach negatywnych doświadczeń, jest w większości negatywnie nastawione do wpuszczania przez swoje granice kolejnych przybyszów.

Nie chcą tylu migrantów

W najnowszym sondażu ARD-Deutschlandtrend co drugi pytany (52 procent) chciałby, żeby jego kraj przyjmował mniej uchodźców niż dziś, co oznacza wzrost o 12 punktów procentowych w stosunku do 2021 roku, a większość (54 do 34) uważa, że imigracja jest dla Niemiec czymś niekorzystnym.

REKLAMA

W efekcie populacja Niemiec osiągnęła rekordową liczbę 84,4 mln. W ubiegłym roku do Niemiec przybyło prawie 1,5 miliona osób z różnych krajów – ponad cztery razy więcej niż w 2021 r. Większość z nich stanowili uchodźcy z Ukrainy. Odsetek obcokrajowców w całej populacji wzrósł z 13,1 procent do 14,6 procent.

Tyle że niemiecka gospodarka potrzebuje też dobrze wykwalifikowanych pracowników, a oni stanowią zdecydowaną mniejszość wśród tych, którzy przybywają do kraju. Eksperci zwracają uwagę, że w 2035 roku może brakować nawet 7 mln fachowców, to zaś spowoduje problem w procesie digitalizacji i innowacyjności technologicznej kraju.

Zostawieni sami sobie

Media niemieckie tymczasem krytykują rząd za złą sytuację imigrantów i uchodźców przyjmowanych przez państwo. Za mało miejsc w ośrodkach, braki w kadrach, funduszach, długi okres ubiegania się o decyzje azylowe, przestępczość, a także zagrożenie atakami na miejsca zakwaterowania – to tylko część stale podnoszonych problemów.

Wniosek jest jeden – Niemcy, w szczególności w czasach rządów Angeli Merkel, chciały uchodzić za kraj otwarty dla uciekinierów przed wojną i przemocą, tyle że humanitarne ich przyjmowanie pozostało jedynie życzeniem. Rzeczywistość okazała się o wiele trudniejsza.

REKLAMA

To zaś wpływa na radykalizowanie się zarówno środowisk ze skłonnościami ksenofobicznymi, czy wręcz neonazistowskimi, które przeprowadzają m.in. podpalenia takich ośrodków czy wręcz atakują fizycznie imigrantów i uchodźców - szczególnie wywodzących się z krajów muzułmańskich - którzy ze swojej strony tworzą coraz liczniejsze zamknięte społeczności.

Państwo w państwie

W zamkniętych społecznościach panują zaś realia znane z krajów islamskich, z ich godnym krytyki stosunkiem do kobiet, ludzi o innym wyznaniu i narodowości, w szczególności Żydów, mniejszości seksualnych, edukacji, systemu wartości.
Niemcy słyszą co rusz dzwonki alarmowe. Przed wydarzeniami w Essen były przecież i pamiętne ataki terrorystyczne, czy choćby masowa przemoc, w tym seksualna, podczas zabaw sylwestrowych, która była początkowo wyciszana przez media i polityków.

Skala zagrożenia wciąż jest umniejszana przez polityczną poprawność, co widać choćby w kontekście rosnącego w Niemczech zjawiska antysemityzmu. Chociaż w dużej części dotyczy on środowisk muzułmańskich, to wciąż tamtejsza policja praktykuje zakłamywanie rzeczywistości, poprzez przypisywanie niezidentyfikowanych sprawców do skrajnej prawicy.
To zaś powoduje, że niemieccy Żydzi żyją w coraz większym zagrożeniu, a przed ich świątyniami nadal stoją uzbrojeni strażnicy. Jest to obraz nie do wyobrażenia w Polsce.

Islamski terroryzm wciąż żywy

Agencja Unii Europejskiej ds. Współpracy Organów Ścigania (Europol) przestrzega tymczasem, że państwa UE nadal uznają dżihadyzm za największe zagrożenie terrorystyczne w Unii, a obecnie najbardziej niebezpieczni są samotni terroryści. Spośród 380 osób aresztowanych w 2022 r. w UE pod zarzutami powiązanymi z terroryzmem 266 było oskarżanych o działalność dżihadystyczną. To zaś oznacza, że ten problem niedawno „wyciszony” przez pandemię, a obecnie przez wojnę na Ukrainie, wciąż istnieje.

REKLAMA

Zagrożenia wynikające z działalności islamskich radykałów i grup przestępczych łączą się w Niemczech ze wzrostem niebezpieczeństwa wynikającego z działalności środowisk zarówno skrajnej prawicy, jak i lewicy - o czym informuje najnowszy raport Urzędu Ochrony Konstytucji (BKA). W zeszłym roku zarejestrowano 58 916 takich przestępstw, a w 2021 r. było ich 55 048, z czego około 60 procent miało podłoże ekstremistyczne.

Czytaj również: 

Mądry Polak przed szkodą

To zaś powoduje, że ryzyko pojawienia się groźnych zjawisk w Niemczech jest wysokie. Może to szczególnie dziwić, gdy bierze się pod uwagę ogromne ambicje przywódcze władz w Berlinie, które roszczą sobie prawa do roli liderów Europy, kreślą swoje wizje na przyszłość kontynentu i występują w pozycji oskarżycieli i sędziów wobec innych państw.
Z kolei Polacy są świadomi, z jakimi problemami wywołanymi przez politykę „otwartych drzwi” mierzą się nasi zachodni sąsiedzi, co w rzeczywistości oznacza „ubogacanie kulturowe” i w większości mówią „nie” polityce narzucania przez Brukselę kwot migracyjnych.

Petar Petrović

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej