Pro domo sua, czyli o moim psie słów kilka

2020-09-18, 13:50

Pro domo sua, czyli o moim psie słów kilka
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: shutterstock.com/kOliveshadow

Jerzy Waldorff miał jamnika imieniem Puzon i pisał o nim, że "został właścicielem potwora". Ja zaś postanowiłam dokonać nieudolnego plagiatu. Od miesiąca również jestem właścicielką potwora, tyle że mój nazywa się Jarvis i wygląda jak owoc płomiennego romansu jamnika z pitbulterierem. O psich perypetiach pozwalam sobie napisać, bo dyskusja o prawach zwierząt rozgorzała na nowo.

Nie piszę tego tekstu, by się chwalić. Ostatnie, czego bym chciała, to żeby czytali Państwo i kiwali głowami: "O, jaka szlachetna pani redaktor, adoptowała pieska". Wzięłam, to wzięłam, z całą pewnością nie po to, żeby się lansować. Ale po kolei.

W czerwcu odszedł mój poprzedni pies, Hugo. Odszedł nagle i niespodziewanie. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, dzień stracił wytyczany spacerami rytm, czegoś brakowało. Zaczęłam oglądać psy na stronach schroniska. I znalazłam Jarvisa. Pies w wieku dziewięciu lat, z czego siedem przesiedziane w klatce. Uroda – powiedzmy szczerze – dyskusyjna. Do tego koszmarnie krzywe łapy. I lojalne ostrzeżenie, że zwierzę jak kogoś nie zna, to potrafi pokazać zęby. Innymi słowy: pies kłopot. Kłopoty to moja specjalność, więc postanowiłam go adoptować.

Powiązany Artykuł

sejm3 1200 pap.jpg
Posłowie za zmianami w ustawie o ochronie zwierząt. Projekt PiS przyjęty

"Cukierkowe opowieści nie nastąpią"

Po kilkunastu spacerach przedadopcyjnych i długich rozmowach z wolontariuszami przywiozłam potwora do domu. I tu powinny nastąpić cukierkowe opowieści o tym, jak to Jarvis stał się domowym psem do tulenia i głaskania. Nie nastąpią jednak. Co prawda kiedy wracam do domu, to wali się na mnie płowe cielsko, które domaga się drapania, głaskania i zapewnień o miłości, jednak poza tym mój pies właściwie wszystkich uważa za godnych obwarczenia i postraszenia zębami. Wystarczy, że podejdą zbyt blisko. Ponadto toczy dramatyczne walki o życie z odkurzaczem i deską do prasowania i uznał za punkt honoru, by zniszczyć odświeżacz do powietrza. Najlepiej razem ze ścianą. Zamieszanie, degrengolada i scysje z sąsiadami. Nie żałuję, bo jak pomyślę, że jednak toto ma dom, zamiast siedzieć w samotności i na zimnie, to wiem, że warto. A cukierkowe opowieści kiedyś – zapewne za długi, długi czas – też będzie można snuć.

Zobacz także:

Opowiadam Państwu o moim domowym potworze, bo warto zastanowić się, co takiego miało miejsce w jego życiu, że ze strachu atakuje kogo popadnie. Z całą pewnością nie jest winne schronisko, z którego go wzięłam, bo to jedno z tych porządnych, gdzie działa cała masa wolontariuszy, interesująca się psami nawet już po adopcjach. Przeciwnie – z tego, co wiem, oni trochę Jarvisa ucywilizowali, na tyle, na ile to możliwe w warunkach schroniskowych. Co jednak było wcześniej? Jarvis mi tego nie opowie. Można domyślać się, że działo się coś, co nauczyło go przyjmować postawę obronną. Teraz ma szansę nauczyć się być normalnym psem.

"Wszystkich psów świata nie wezmę przecież do domu"

Ile zwierzaków nie ma takiej okazji? Ile umrze w schroniskach, i to nie takich, gdzie przynajmniej wolontariusz czy opiekun okaże im namiastkę uczucia, ale takich, gdzie zwierzęta nie mają imion, tylko numery? Ile psów spędzi życie na łańcuchach, nie mając okazji powęszyć i potarzać się w trawie? Ile psów będzie uśpionych z powodu agresywnego zachowania, bo nie znalazł się nikt, kto miałby odwagę i cierpliwość z nimi pracować? Wolę się nad tym nie zastanawiać; wszystkich psów świata nie wezmę przecież do domu.

Powiązany Artykuł

Norka Norki futerkowe free shutt-1200.jpg
"Przywróciliśmy im podmiotowość". Grzegorz Puda o przegłosowanej w Sejmie ustawie dot. zwierząt

Ciekawa jestem, ilu czytelników, dobrnąwszy do tego momentu, okrzyknęło mnie "lewaczką" i postanowiło odpuścić sobie dalszą lekturę. W naszej rzeczywistości społeczno-politycznej zachodzi bowiem ciekawe zjawisko. Jeśli ktoś troszczy się los zwierząt, zaraz przypisuje mu się ciągoty lewicowe, i to w pejoratywnym znaczeniu tego słowa. Boli go pies na łańcuchu? Czyli zapewne biega na Parady Równości, dzierżąc w ręku sojową latte jak sztandar bojowy. Inteligentni skądinąd publicyści i niektórzy politycy nagle wyciągają z rękawa wyrwane z kontekstu cytaty z Biblii o miejscu człowieka w świecie i żarliwie bronią się przed zrównaniem ich ze zwierzętami, choć nikt takiego manewru wykonać nawet nie próbuje.

"Stosunek do zwierząt jest miarą naszego człowieczeństwa"

Krytyka obrony zwierząt z pozycji katolickich jest zaskakująca, bo sprawa z tego punktu widzenia jest dość oczywista: człowiek jest ważniejszy od zwierzęcia, inteligentniejszy, ma nad nim władzę. Tyle że owa władza – jak każda zresztą – powinna wiązać się z odpowiedzialnością za tych, nad którymi się panuje. Stosunek do zwierząt jest miarą naszego człowieczeństwa. Banały? Pewnie. Tyle że stokroć wygłaszane nadal mają niewielkie przełożenie na rzeczywistość.

W kontekście dyskusji o nowelizacji ustawy o prawach zwierząt ktoś stwierdził, że pies na łańcuchu na wsi to w sumie taka tradycja. Cóż, w starożytnym Rzymie tradycją było, że ojcobójców żywcem zaszywało się w worku z psem, kogutem i wężem, a następnie worek topiło w rzece lub innym zbiorniku wodnym. Dziś chyba każdy uznałby to za niehumanitarne, nie tylko ze względu na zwierzęta. Tradycje, jak widać, się zmieniają, ale nie każda zmiana musi być zmianą na gorsze.

Magdalena Złotnicka

Polecane

Wróć do strony głównej