Copa America: nikt nie płacze nad Messim i reprezentacją Argentyny. "To cieśle i rybacy o brudnych twarzach"
"Nie płacz za mną, Argentyno" - śpiewała Madonna jako Evita Peron. Po kolejnym blamażu piłkarskiej reprezentacji - niezależnie od swojej kondycji zdrowotnej - nie uroni łez nawet Diego Maradona.
2019-07-03, 14:49
- Argentyna przegrała półfinał Copa America
- Przyczyny porażki powtarzają się rok po roku
- W finale Brazylia zagra ze zwycięzcą meczu Peru - Chile
Zestaw osobowy
Według Alberta Einsteina obłędem jest powtarzanie w kółko tej samej czynności, oczekując innych rezultatów. Jak widać, piłkarska reprezentacja Argentyny po przegranym finale mistrzostw świata w 2014 roku nie czyta niczego, co związane z Niemcami.
Bartłomiej Rabij w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl przed startem Copa America przestrzegał, że ze strony reprezentacji Argentyny można się spodziewać wszystkiego.
- Właściwie nikt rozsądny nie powinien mówić o tym, że cokolwiek wie o Argentynie, dlatego że Scaloni przejął drużynę kompletnie rozbitą. To właściwie nie była drużyna, tylko zestaw osobowy. Nie wiemy, jak zagra ta drużyna, trzeba się pogodzić z tym, że czasem trzeba powiedzieć: nie wiem - mówił ekspert od piłki południowoamerykańskiej.
Minęły prawie trzy tygodnie, Albicelestes przegrali półfinał, a powyższą opinię można parafrazować, zmieniając przypuszczenia na czas przeszły.
REKLAMA
To nie jest pokolenie aniołów o brudnych twarzach, jak nazywano Argentyńczyków, którzy w 1957 roku wygrali mistrzostwa Ameryki Południowej. To generacja cieśli i rybaków, wpatrzona w jedynego boga - Lionela Messiego.
Lionel Messi Nie byli lepsi od nas. Szybko strzelili gola, a drugi padł po rzucie karnym na Aguero, którego nie odgwizdano
Rok jak wyrok
26 czerwca 2018 roku, stadion w Petersburgu, 86. minuta meczu Nigeria - Argentyna. Obie drużyny zdobyły po jednym golu, Argentyna jest o krok od odpadnięcia z mistrzostw świata w fazie grupowej. Piłkę dostaje Mercado, dośrodkowuje z prawej strony na nogę środkowego obrońcy Marcosa Rojo, który strzałem wolejem zapewnia swojej reprezentacji awans do 1/8 finału. Koledzy wyręczają gwiazdę Barcelony, a selekcjoner Sampaoli urywa się ze stryczka.
Poskutkowało to chwilowym spokojem wokół argentyńskiej ekipy, jednak już parę dni później odpadła ona z turnieju z faworyzowaną Francją, grając najlepszy mecz na mistrzostwach. Obrazem, który zostanie w pamięci kibiców, jest piękny gol Benjamina Pavarda, prawego obrońcy Trójkolorowych.
Noc z wtorku na środę, 3 lipca 2019 roku, 19. minuta półfinału Copa America. Daniel Alves przerzuca piłkę nad argentyńskim piłkarzem, potem mija kolejnego i zagrywa Jesusowi, który po podaniu do Firmino zalicza asystę przy bramce. Przeklęty prawy defensor, znów skradł cały show Messiemu, który wreszcie mógł pomyśleć cokolwiek pozytywnego o grze swoich rodaków.
REKLAMA
Podobieństwa można mnożyć. Znów w fazie grupowej wynik 1:1 po słabej grze, kolejna wyraźna porażka w grupie (tym razem pogromcami byli Kolumbijczycy, rok temu Chorwaci) i ostatni mecz o wszystko, wygrany w mało przekonującym stylu. Gdy Argentyna zdobywa kluczową bramkę po kiksie katarskiego bramkarza, jest to najzwyczajniej w świecie obraźliwe.
Bez przebudzenia
W trakcie tegorocznego turnieju Copa America media podawały kolejne szokujące informacje o kłótniach wewnątrz drużyny i otwartym ignorowaniu selekcjonera. Słyszeliśmy też, że skład zależy od tego, z kim chce zagrać Lionel Messi. Brzmi znajomo?
Wróciły koszmary sprzed roku, gdy ówczesny selekcjoner Jorge Sampaoli zupełnie stracił panowanie nad sytuacją. Wydawał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu - z sukcesami prowadził reprezentację Chile, sprawdził się też jako trener w Sevilli, preferował ofensywną grę opartą na wysokiej intensywności. Odszedł zhańbiony i stał się uosobieniem porażki. Messi znów nie uniósł na swoich barkach ciężaru odpowiedzialności za chaos wewnątrz federacji oraz niezbilansowany i kompletnie nieułożony taktycznie zespół prowadzony przez człowieka, który każdym gestem zdaje się mówić: niech to się wreszcie skończy.
Gra w półfinale mistrzostw kontynentu nie zawsze jest złym rezultatem. Co innego, gdy jest się państwem, które dwukrotnie było mistrzem świata, a z numerem dziesiątym gra pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki. W środowy poranek fani Albicelestes, którzy nie zarwali nocy dla obejrzenia meczu na żywo, mieli nadzieję, że wciąż śnią.
REKLAMA
Niestety, życie to nie film "Przebudzenia", a Lionel Scaloni nie jest lekarzem granym przez ś.p. Robina Williamsa. Choć z drugiej strony Argentyńczycy, aby wreszcie wygrać cokolwiek na arenie międzynarodowej, powinni wziąć przykład z Roberta de Niro, wcielającego się w rolę pacjenta.
Legendarny aktor raz w życiu dostał Oscara za pierwszoplanową rolę, gdy wystąpił jako pięściarz Jake LaMotta w filmie "Wściekły byk". De Niro przytył do tej roli prawie 30 kilogramów. Nie sugerując zmiany diety, cała Argentyna powinna zrzucić z Lionela Messiego inne obciążenie - ciężar noszenia na plecach całego argentyńskiego futbolu.
Na razie wirtuoz futbolu z Rosario kolejny raz może powiedzieć jak filmowy LaMotta: nie widziałem tylu przegranych od czasu mojej ostatniej walki.
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA