"Azzurri: droga Włochów na Wembley". Nostalgiczna opowieść o bohaterach drugiego planu
- Co za film nakręciliśmy. Co za piękny film! - krzyczy do kamery Salvatore Sirigu kilka chwil po zdobyciu mistrzostwa Europy. „Azzurri: droga Włochów na Wembley” to ciekawa produkcja, ukazująca drogę reprezentacji Włoch do wielkiego sukcesu.
2021-12-25, 11:30
O takich historiach mówi się, że są gotowym materiałem na film. Przegrane w 2017 roku baraże do mistrzostw świata, płaczący żegnający się z reprezentacją Gianluigi Buffon, skłócony z selekcjonerem Daniele De Rossi. Wszystko to prasa opisała to jako „włoską apokalipsę”. Zgodnie z prawidłami dobrego scenariusza, po burzy wychodzi słońce, a bohaterowie sięgają szczytu – Włosi wygrali w finale Euro 2020 z grającą na słynnym Wembley Anglią.
- To historia zespołu braci, pod przewodnictwem kogoś, kto ujrzał w nich potencjał przegapiony przez innych - jedno z pierwszych zdań padających w produkcji świetnie oddaje charakter przemiany, która zaszła we włoskiej kadrze. Selekcjoner, a w przeszłości znakomity piłkarz Roberto Mancini, stworzył z kadry, która nie potrafiła poradzić sobie w barażowym starciu ze Szwecją, europejskiego lidera.
Pod jego wodzą, do triumfu na Wembley kadra przegrała tylko 2 z 39 spotkań – w pierwszych miesiącach kadencji z Francją i Portugalią. Chwilę po zakończeniu Euro ustanowił historyczny rekord Squadra Azzurra, którym jest aż 37 spotkań bez porażki.
Choć w godzinnym filmie nie sposób zawrzeć wystarczającej ilości treści i poznania wszystkich tajemnic szatni, widać na nim, jak silna i pewna siebie była włoska drużyna.
REKLAMA
Bohaterowie drugiego planu
Dwie osoby, z pozoru mało istotne, pokazują na ekranie, jak wielka była ich rola. Pierwsza z nich to Gianluca Vialli – w latach 90 słynny napastnik Sampdorii, Juventusu czy Chelsea. W pierwszym z wymienionych klubów pokazał się piłkarskiemu światu wraz z Mancinim, teraz został jednym z jego asystentów. Po latach znów stworzyli znakomity duet i weszli na szczyt.
Gdy pojawia się na ekranie, czuć wielki respekt i z jednej strony pogodzenie się z losem, a z drugiej wiara, że wszystko jest możliwe. Jakby na potwierdzenie tych dwóch postaw, znany ze swojej łysiny napastnik stoi tyłem do boiska podczas decydujących strzałów na Wembley.
Oprócz niego, film akcentuje rolę Salvatore Sirigu, rezerwowego bramkarza. Wielkie doświadczenie, połączone z umiejętnością przyjęcia roli zmiennika, pokazało wielką mądrość Manciniego, który mógł zabrać na turniej młodszych golkiperów, choćby Golliniego czy Cragno. Wybrał jednak człowieka, który stał się nie tylko opcją rezerwową, ale też przedłużeniem trenerskiej ręki.
REKLAMA
To właśnie Sirigu pelnił rolę opiekuna Gianluigiego Donnarummy, mającego za sobą szczególnie trudny czas z powodu opuszczenia Milanu w atmosferze skandalu. Debiutujący na wielkiej imprezie golkiper, dzięki widocznemu wsparciu Sirigu, stał się bohaterem kraju, znakomicie grając przez cały turniej i broniąc dwa strzały w finałowej serii rzutów karnych.
Stereotyp skrzydłowego
Inny z bohaterów filmu to Lorenzo Insigne. Znakomity piłkarz, a poza boiskiem postać jak z komedii o włoskich stereotypach – filigranowy, posługujący się neapolitańskim dialektem wesołek, dbający o atmosferę w szatni mało wyrafinowanymi żartami. Bardziej poważni zawodnicy, jak Pessina, Locatelli, czy strachliwy poza boiskiem Immobile, reagują na jego obecność szerokim uśmiechem.
Do tego samozwańczy DJ, czyniący z wybranej przez siebie piosenki „Ma quale dieta” („Ale jaka dieta”) nieoficjalny hymn zwycięskiej kadry. Prosty tekst i melodia w stylu italo disco o zamiłowaniu do jedzenia budzi w polskich kibicach skojarzenia z Kamilem Grosickim i puszczanej przez niego w szatni piosenki zespołu Akcent „Przez Twe oczy zielone”.
REKLAMA
Jeśli prawdą jest piłkarskie porzekadło, że w drużynie odrobinę szaleństwa mają w sobie zawsze bramkarz i lewoskrzydłowy – Insigne jest tego najlepszym dowodem.
Jak zostać królem – wersja włoska
Największy minus obrazu to z pewnością jego długość – w godzinę nie da się zawrzeć tylu scen, ile potrzeba do stworzenia dzieła kompletnego. Mimo to, film ogląda się z uśmiechem na twarzy, a jego bohaterowie wzbudzają sympatię, przez którą nie sposób im nie kibicować. I choć każdy z widzów zna szczęśliwe zakończenie, przeżycie emocji z ostatnich fragmentów spotkania na Wembley z perspektywy murawy potrafi przyprawić o dreszcze.
Choć nie jest to dzieło, który odkrywa sensacyjne wątki – trudno tego oczekiwać od zespołu, który skorzystał z możliwości bycia tak blisko kadry – i nie będzie zajmował pierwszych miejsc na listach sportowych dokumentów wszechczasów, warto poświęcić te kilkadziesiąt minut na nieco bliższe poznanie lipcowych bohaterów i ich drogi, aby na zakończenie 2021 roku mieć lepsze wspomnienia z Euro 2020 niż pamięć o wynikach reprezentacji Polski.
Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA