Mahir Emreli idzie na wojnę z Legią. Piłkarze Sportingu i Schalke dali przykład
Mahir Emreli chce rozwiązać kontrakt z Legią Warszawa. Domaga się też od klubu dużych pieniędzy. Kariera piłkarskiego najemnika z Azerbejdżanu w Polsce dobiega końca, do ustalenia pozostaje tylko kto, komu i ile za to zapłaci. Z podobnymi problemami musieli sobie radzić niedawno działacze w Portugalii i Niemczech.
2022-01-11, 16:19
- Mahir Emreli to jedna z ofiar grudniowego ataku kibiców na piłkarzy Legii Warszawa
- Piłkarz z Azerbejdżanu chce rozwiązać kontrakt z klubem, domaga się też dużych pieniędzy
- Do podobnych sytuacji dochodziło wcześniej w Sportingu Lizbona i Schalke 04 Gelsenkirchen
- "Prawo Bosmana", z którego skorzystał m.in. Robert Lewandowski to także efekt wojny piłkarza z klubem
Mahir Emreli – nieprzypadkowa ofiara
Niemal równo miesiąc temu (12 grudnia) wracający z przegranego 0:1 meczu w Płocku piłkarze Legii zostali zaatakowani przez swoich pseudokibiców. Jednym z tych, którzy ucierpieli najbardziej był Mahir Emreli – zawodnik, który jesienią błyszczał tylko w europejskich pucharach, w lidze zdobywając jedynie dwa gole w piętnastu meczach. Azerowi zarzucano brak zaangażowania, oprócz tego do sieci trafiły zdjęcia, na których piłkarz zamawia alkohol w klubie. Emreli na ofiarę ataku został wybrany nieprzypadkowo.
Zawodnik poszedł na wojnę z Legią – nie pojechał z klubem na zgrupowanie do Dubaju, za pośrednictwem prawnika domaga się rozwiązania umowy z winy klubu oraz wypłaty pensji za 30 miesięcy z góry. Pod jednym względem jego aktualna sytuacja jest podobna do tej, w jakiej niedawno znajdował się Paulo Sousa. Gdy portugalski trener tuż przed świętami Bożego Narodzenia zadzwonił do prezesa PZPN Cezarego Kuleszy z propozycją rozwiązania umowy, wiadomo było, że w Polsce dłużej pracować już nie może. „Z najemnika nie ma pracownika”, do ustalenia pozostawały więc jedynie kwestie finansowe. Podobnie teraz z Emrelim – jego pozostanie w Legii jest właściwie wykluczone – nie chce tego zawodnik, nie chcą kibice, a i klub nie będzie miał z niego większego pożytku. Do rozstrzygnięcia zostaje tylko kwestia tego kto, komu i ile musi zapłacić, aby ta krótka współpraca dobiegła końca w atmosferze względnego porozumienia.
Piłkarz z Azerbejdżanu nie jest przy tym pierwszą ofiarą kibicowskiej agresji podyktowanej osobliwie postrzeganą oceną zaangażowania w wykonywanie zawodu. Nie będzie także pierwszym, który z tego powodu rozwiąże kontrakt. Co ciekawe przykłady tego można znaleźć w krajach dużo bardziej zaawansowanych futbolowo niż Polska, np. w ojczyźnie niedawnego selekcjonera naszej reprezentacji.
„Zarobiony” Sporting, pięć lat więzienia dla sprawców
Końcówka sezonu 2017/2018 to istny koszmar dla piłkarzy Sportingu Lizbona. Najpierw 19 z nich zostało zawieszonych, a wkrótce padli ofiarą ataku pseudokibiców ze stolicy Portugalii. Powodem były oczywiście wyniki poniżej oczekiwań, choć trzeba w tym miejscu zaznaczyć – daleko lepsze od tych, które w obecnych rozgrywkach osiąga Legia.
REKLAMA
W dwóch ostatnich kolejkach wiosny 2018 Sporting stracił szansę najpierw na mistrzostwo kraju, a potem na zajęcie drugiego miejsca, gwarantującego udział w Lidze Mistrzów. W przekroju całego sezonu piłkarze „Lwów” wygrali aż 24 z 34 ligowych spotkań zdobywając 78 punktów. Mimo tego 15 maja zostali zaatakowani na terenie własnego ośrodka treningowego przez grupę około 50 zamaskowanych napastników. Ofiarami padli członkowie sztabu szkoleniowego, masażyści oraz oczywiście sami zawodnicy.
Kilku z nich wkrótce rozwiązało umowy z klubem, ale co ciekawe Sportingowi udało się załagodzić sytuację i jeszcze sporo zarobić na swoich gwiazdach. Bas Dost mimo zgody na odejście przedłużył kontrakt, Wiliam Carvalho został sprzedany do Betisu Sevilla za 18 mln euro, za Gelsona Martinsa Atletico Madryt wyłożyło 22 mln. Najbardziej znana z ofiar kibicowskiej napaści – Bruno Fernandes – pozostał w Lizbonie do stycznia 2020 r. kiedy przechodząc za 65 mln euro do Manchesteru United stał się bohaterem najdroższego transferu w historii Sportingu.
Jedynie Daniel Podence i Rui Patricio – bramkarz, który broniąc karnego Jakuba Błaszczykowskiego wyrzucił nas z EURO 2016 – odeszli za darmo. Najważniejsze jednak, że aż 41 pseudokibiców, którzy uczestniczyli w bandyckim ataku na piłkarzy zostało sądowo skazanych, w tym dziewięciu na kary pięciu lat pozbawienia wolności. U nas głośno o tym, że Emreli chce rozwiązać kontrakt, ale o ewentualnych konsekwencjach dla tych, którzy go pobili – cicho.
Precedens rodem z Niemiec
Podobna sytuacja miała miejsce pod koniec sezonu 2020/2021 w Niemczech. Spadający z hukiem, w wątpliwej sławie najgorszej drużyny w historii, z Bundesligi piłkarze Schalke 04 Gelsenkirchen zostali zaatakowani przez grupę wściekłych pseudokibiców. Analogie do grudniowej napaści na graczy Legii jak najbardziej zasadne – kibole wtargnęli do klubowego autobusu i dotkliwie pobili kilku zawodników, w tym miejscowe legendy – członka sztabu szkoleniowego – Geralda Asamoaha oraz wciąż czynnego wtedy piłkarza – Klaasa Jana Huntelaara. Pod domem Suata Serdara czekała zaś libańska mafia.
REKLAMA
Niektórym z ofiar udało się wówczas rozwiązać kontrakty z winy klubu. Tak zrobili m.in. Amir Harit, Mark Uth, Omar Mascarell czy były piłkarz Bayernu Monachium – Sebastian Rudy. Precedens dla Mahira Emrelego został więc ustanowiony.
Bosman pomógł Lewandowskiemu
W długiej historii zawodników, którzy poszli na wojnę ze swoim klubem są też przykłady chwalebne, lub mające zabarwienie humorystyczne. Jean-Marc Boman był graczem co najwyżej przeciętnym, ale jego zasługi dla wielu sławniejszych od niego, w tym dla Roberta Lewandowskiego są nieocenione.
Kiedy na początku lat 90-tych ubiegłego wieku Belgowi wygasł kontrakt z RFC Liege chciał odejść do francuskiej Dunkierki. Dotychczasowy pracodawca postawił jednak cenę zaporową i sprawa znalazła finał w sądzie. Ten po pięcioletniej batalii orzekł, że skoro umowa dobiegła końca, piłkarz może zmienić otoczenie bez kwoty odstępnego. Tzw. „Prawo Bosmana” stało się podstawą do totalnej rewolucji w świecie futbolu. Od 1995 r. korzystają na nim największe tuzy, w tym Robert Lewandowski, który Borussię Dortmund zamienił na Bayern Monachium za darmo.
Na polskim podwórku wyróżnia się sprawa Cezarego Kucharskiego. Urodzony w Łukowie ex-reprezentant Polski w Legii Warszawa grał trzykrotnie. Drugie podejście zakończyło się jedną z kilku nad Wisłą „afer koszulkowych”. Po zakończonym spotkaniu Kucharski swój meczowy trykot przekazał, zamiast do klubowej pralni, obecnemu na meczu przyjacielowi. To było w sprzeczności z polityką „Wojskowych”, a – jak powiedzielibyśmy dzisiaj - „drama” szybko przeniosła się do mediów. Co gorsza tak groteskowy pretekst wystarczył, by rozwiązać umowę Kucharskiego z warszawskim klubem. Szalone lata 90-te – chciałoby się powiedzieć.
REKLAMA
Po Emrelim też nikt nie będzie płakał
Paulo Sousa czy Mahir Emreli to typowi piłkarscy najemnicy. Idą tam, gdzie więcej zapłacą. Azerski piłkarz na brak propozycji nie może narzekać – interesują się nim m.in. Dynamo Zagrzeb i MOL Fehervar. Trudno też mu się dziwić, że bandycki atak zniechęcił go do gry w stolicy Polski.
Nie zmienia to jednak faktu, że tak jak w przypadku niedawnego selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, kariera Emrelego nad Wisłą dobiega końca i podobnie jak po Portugalczyku, nikt po nim w Warszawie płakać nie będzie.
- Jerzy Brzęczek blisko nowej pracy. Były selekcjoner poprowadzi kadrę Kosowa?
- Inter - Juventus: Superpuchar Włoch bez Szczęsnego. Bramkarz zbyt późno przyjął szczepionkę
- Ekstraklasa: nowy napastnik podpisał kontrakt z Wisłą. Piłkarski obieżyświat zagra w Krakowie
MK
REKLAMA