Prawnik Mahira Emrelego oskarża Legię. "Myślę, że ta akcja była zorganizowana przez klub"

2022-01-12, 18:00

Prawnik Mahira Emrelego oskarża Legię. "Myślę, że ta akcja była zorganizowana przez klub"
Mahir Emreli jesienią w barwach Legii trafiał do bramki rywali głównie w europejskich pucharach. Po grudniowym ataku kibiców, którego stał się ofiarą, wszedł z warszawskim klubem na wojenną ścieżkę. . Foto: screen/Twitter - Mahir Emreli

Mahir Emreli kontynuuje ofensywę skierowaną w Legię Warszawa. Po tym jak w grudniu został ofiarą ataku pseudokibiców domaga się rozwiązania umowy i dużych pieniędzy. Jego prawnik idzie o kilka kroków dalej i sugeruje nie tylko udział klubu w zorganizowaniu napaści ale też…ormiańską prowokację.

  • Mahir Emreli to jedna z ofiar grudniowego ataku pseudokibiców Legii na jej piłkarzy
  • Zawodnik z Azerbejdżanu domaga się rozwiązania kontraktu i wypłaty 30 pensji z góry
  • W wywiadzie udzielonym azerskiemu portalowi prawnik Emrelego oskarża klub o współudział w ataku, a nawet nie wyklucza ormiańskiej prowokacji
  • W całym zamieszaniu chodzi zapewne o to co zwykle - pieniądze

Prawnik oskarża

Mahir Emreli to jedna z ofiar grudniowego ataku kibiców Legii na jej piłkarzy, do jakiego doszło po przegranym 0:1 meczu z Wisłą w Płocku. Piłkarz z Azerbejdżanu nie ukrywał po tych wydarzeniach, że chce opuścić drużynę aktualnego mistrza Polski, co ostatnio zaczął wprowadzać w czyn. Od „Wojskowych” domaga się nie tylko nie tylko rozwiązania umowy, ale też wypłaty 30 pensji z góry.

Oliwy do ognia dolał wywiad, którego prawnik Emrelego – Anil Dincer – udzielił azerskiemu portalowi report.az. Padają w nim różne oskarżenia pod adresem wciąż aktualnego pracodawcy jego klienta. Od tych dających się jeszcze zrozumieć – o niezapewnienie zawodnikowi bezpieczeństwa, po całkiem absurdalne, jak udział klubu w zaplanowaniu pobicia czy ormiańską prowokację.

Dadzą nauczkę Legii?

- Niestety myślę też, że ta akcja była organizowana przez klub. Czemu? Historia Legii jest mroczna. Udowodniłem swoją rację przykładami. Wyjeżdżają do Holandii i atakują fanów Ajaksu. Ranią angielską policję podczas meczu z Leicester. Poza tym, wchodzą na teren klubu i atakują asystenta trenera oraz zawodników. To nie pierwszy raz. Taki system został ustanowiony między klubem a kibicami. Ktoś musi dać dobrą lekcję kierownictwu stołecznego klubu – Dincer nie gryzie się w język.

Prawnik Emrelego sam przyznaje, że współpracuje z nim od niedawna. Poznali się w styczniu, nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek był w Polsce. I ten brak znajomości nie tylko futbolowych realiów jest aż nadto widoczny. Właściwie w tej wypowiedzi zgadza się tylko jedno – kierownictwo Legii, z prezesem Dariuszem Mioduskim na czele, zasłużyło na nauczkę.

Wspomniane przez Dincera historie z Anglii i Holandii to nic chwalebnego, ale podawanie ich za przykład współpracy klubu z kibolami trudno uznać za poważne. W jaki sposób bowiem zarząd mistrza Polski miałby wspierać bójki z policją? I jaki byłby w tym jego interes? Legia Warszawa za incydenty z udziałem swoich kibiców, a także kontrowersyjne, czy wręcz obraźliwe, oprawy spotkań domowych regularnie płaci kary do UEFA. Po co Dariusz Mioduski miałby zatem namawiać do kolejnych podobnych wydarzeń?

Ormiańska prowokacja czy brak zaangażowania?

- Być może jest to ormiańska prowokacja, ale nie jestem pewny na 100 procent. Pewną rolę może również odegrać narastający rasizm przeciwko obcokrajowcom w Europie. Może stało się to dlatego, że jest muzułmaninem. Na pewno jest jakiś powód – kontynuuje prawnik.

Nic nie usprawiedliwia bandyckiego ataku, jakiego dopuścili się stołeczni kibice, ale nie ma sensu doszukiwać się jego przyczyn aż tak głęboko. Powodem była słaba gra Emrelego w meczach ligowych. W piętnastu grach w Ekstraklasie Mahir strzelił ledwie dwa gole. Do tego dołożył aż dziewięć trafień w europejskich pucharach i stąd właśnie wzięły się oskarżenia o brak pełnego zaangażowania w kopanie na krajowym podwórku. Kibicom, zwłaszcza takim, którzy atakują własnych piłkarzy, zarzucić można wiele. Ale nie to, że nie znają futbolowych czy klubowych realiów. To, że azerski piłkarz jest typowym najemnikiem, który traktuje Legię jako trampolinę do dalszej kariery było widać gołym okiem.

Podobnie jak jego bardzo duży piłkarski potencjał. Emreli po prostu mógł i powinien dać zespołowi więcej, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji – wciąż aktualny mistrz Polski przegrał jesienią aż 13 z 18 ligowych spotkań i zimę spędza w strefie spadkowej. To właśnie brak pełnego zaangażowania, a także krążące po internecie fotki, na których piłkarz zamawia alkohol w nocnym klubie sprawiły, że kibicowska złość skupiła się na nim. Emreli był ofiarą nieprzypadkową – pisaliśmy o tym od razu po ataku. W autokarze siedział na miejscu nr 16 – nie był więc pierwszym z brzegu. Ci, którzy zaatakowali autokar dokładnie wiedzieli kto jest ich celem. Podobnie jednak jak nic nie usprawiedliwia ich bandyckiego czynu, tak trudno doszukiwać się w nim przyczyn na tle rasistowskim, udziału klubu, czy ormiańskiej prowokacji.

„Najlepszy piłkarz” celem ataku

W tym kontekście nieco humorystycznie brzmi jedno z pytań, jakie azerski dziennikarz zadał prawnikowi Emrelego:

- Mahir Emreli jest obecnie najlepszym zawodnikiem Legii, strzelił 11 goli. Jak myślisz, dlaczego kibice zaatakowali najlepszych piłkarzy?

- Ani my, ani kierownictwo klubu nie znamy odpowiedzi na to pytanie. Chciałbym zapytać o to kibiców. Jestem pewien, że też nie znajdą odpowiedzi. Moim zdaniem, powodem jest niedawny wzrost rasizmu w Polsce. Obaj zaatakowani są obcokrajowcami. Może jest jakaś niechęć lub ukryty powód – odpowiedział Dincer.

Emreli najlepszym piłkarzem Legii nigdy nie był. Zdecydowanie bardziej jesienią to określenie pasowało do drugiego z zaatakowanych piłkarzy – Luquinhasa. Brazylijczyk w trudnych momentach często był liderem „Wojskowych” i zakładając, że kibole w swym ataku kierowali się jakąkolwiek logiką, w tym przypadku zdecydowanie ich zawiodła. Co więcej – Luquinhas po zrozumiałej, początkowej chęci odejścia porozumiał się już z klubem i będzie kontynuował w Warszawie walkę o utrzymanie w lidze. On o własne życie się nie boi. Emreli – podobno – tak.

Emreli boi się o własne życie

- Odmowa powrotu gracza do Legii jest spowodowana incydentem i otrzymanymi groźbami. Nie jedzie do Polski, bo jego życie jest w niebezpieczeństwie – kontynuuje Dincer.

Przypomnijmy zatem, że Legia obecnie znajduje się na zgrupowaniu w Dubaju. Emrelego jednak z nią nie ma. Może w Zjednoczonych Emiratach Arabskich tez ktoś czyha na jego życie?

Prawdopodobnie chodzi więc o to, by jak na najemnika przystało, piłkarz mógł szybko i bezboleśnie zmienić otoczenie na takie, w którym zapłacą więcej. Jego prawnik zapewnia jednak, że póki co nie ma mowy o negocjacjach z innym klubem:

- Codziennie pojawiają się doniesienia, że ​​Mahir prowadzi negocjacje z klubem. Tak jednak nie jest. Obecnie naszym głównym celem jest rozwiązanie problemu. W każdym razie Emreli jest aktualnie piłkarzem Legii i nie będzie grać w żadnej innej drużynie, dopóki kontrakt nie zostanie rozwiązany.

32-krotny reprezentant Azerbejdżanu z pewnością nie będzie miał problemów ze znalezieniem nowego pracodawcy. W Legii z najlepszej strony pokazał się w europejskich pucharach, co zwróciło uwagę wielu potencjalnych nabywców. Mówi się o Dynamie Zagrzeb i węgierskim MOL Fehervar, ale do tego grona wkrótce dołączą przedstawiciele mocniejszych lig.

Chodzi jak zawsze o pieniądze

Wydaje się zatem, że celem wszystkich opowieści Anila Dincera jest wywarcie presji na Legię. Przestraszenie ludzi rządzących warszawskim klubem i zmuszenie ich nie tylko do rozwiązania umowy, ale też wypłaty dużych pieniędzy. Trudno łudzić się, że Emreli jeszcze kiedyś zagra na Łazienkowskiej. Z dzisiejszej perspektywy nie chce tego on, nie chcą kibice, a działacze chcą zapewne tylko jak najmniej stracić finansowo na tym zamieszaniu.

Azerskiemu piłkarzowi trudno nie współczuć traumatycznych przeżyć. Będąc celem ataku nieznanych sobie osiłków rzeczywiście mógł obawiać się o własne życie. Obecnie jednak wyraźnie próbuje wykorzystać tę sytuację by rozwiązać kontrakt z klubem i po jesiennej pucharowej promocji znaleźć lepiej płacącego pracodawcę. „Z najemnika nie ma pracownika” – to przysłowie było znane w Polsce na długo przed tym, jak trafił tu Emreli.

Piłkarz to zawód pod pewnymi względami jak wiele innych. Każdy chce zarobić jak najwięcej, zwłaszcza, że kariera sportowca nie trwa wiecznie. Z tej perspektywy można zrozumieć postawę zawodnika i jego prawnika. Tylko po co mieszać w to rasizm czy ormiańską prowokację?


Czytaj także:

MK

Polecane

Wróć do strony głównej