Bez szaleństw w zimowym okienku transferowym. Strach przed pandemią czy czekanie na „last minute”?
Piłkarskie okienko transferowe przekroczyło półmetek, ale największe nazwiska wciąż przewijają się w nim jedynie w kontekście spekulacji. Być może to oszczędności związane z pandemią, a może najbogatsze europejskie kluby wciąż mają w pamięci wielkie wpadki jakimi kończyły się rekordowe transakcje zawierane zimą.
2022-01-18, 10:00
- Zimowe okienko transferowe nie daje póki co powodów do ekscytacji
- Kluby oszczędzają z powodu pandemii, wolą tez czekać z transferami do lata
- Wiele transferowych hitów przeprowadzonych zimą okazywało się niewypałami
- Wśród Polaków zdecydowanym rekordzistą stycznia jest Krzysztof Piątek
Polacy i Rosjanie mogą dłużej
We wszystkich najlepszych piłkarsko europejskich krajach zimowe okienko transferowe zamknie się wraz z końcem stycznia. Tak będzie w przypadku lig tzw. TOP 5 – francuskiej, angielskiej, niemieckiej hiszpańskiej i włoskiej, jak i innych aspirujących do tego grona – np. szkockiej, holenderskiej i portugalskiej. Dłużej transfery będzie można przeprowadzać np. w Turcji – do 8 lutego, Rosji – do 22 lutego, czy w Polsce – do końca lutego.
Oznacza to, że na jakiekolwiek zmiany przynależności wśród naprawdę czołowych zawodników pozostały jeszcze dwa tygodnie. Wprawdzie Rosjanie, Chińczycy czy Amerykanie też płacą dobrze, ale kluby z pierwszego z tych krajów rzadko znaczą coś w Lidze Mistrzów, a z dwóch pozostałych nigdy w niej nie zagrają. Trwające w czołowych ligach przez cały styczeń okienko jest już po półmetku, tymczasem naprawdę wielkich transferów jak nie było tak nie ma. Przeprowadzkom nie sprzyja z pewnością pandemia, ale też rzut oka na historię jednoznacznie wskazuje, że ze znaczącymi ruchami lepiej wstrzymywać się do lata. Kilku europejskich gigantów zaliczyło kosztowne wpadki decydując się na duże transakcje w trakcie przerwy w rozgrywkach.
Rekordowy kolega Matty Casha
Jednym z najciekawszych ruchów transferowych obecnego okna jest wypożyczenie Philippe Coutinho z Barcelony do Aston Villi. Nowy kolega klubowy Matty Casha najlepsze lata przeżywał właśnie grając na Wyspach, w barwach Liverpoolu. Stąd w styczniu 2018 roku kupiła go Barcelona za wciąż rekordową zimą kwotę – 135 mln euro. Na Camp Nou Brazylijczyk nigdy nie rozwinął skrzydeł, a licząca ostatnio każdy grosz „Blaugrana” nie ma już szans na odzyskanie choćby połowy z zainwestowanych w niego pieniędzy.
REKLAMA
Inny piłkarzem, który niedawno udał się na wypożyczenie jest Krzysztof Piątek. On również wraca do ligi, w której spisywał się najlepiej. W barwach Genoi na tyle dobrze, że na początku 2019 roku za 35 mln euro ściągnął go Milan. W całej Serie A w tamtym okresie droższy ,i to nieznacznie, był tylko Lucas Paqueta. „Il Pistolero” w Mediolanie zaczął dobrze, potem grał ze zmiennym szczęściem, aż wreszcie ostatecznym przyczynkiem do jego odejścia do Herthy Berlin okazało się przyjście na San Siro Zlatana Ibrahimovicia.
Co ciekawe – do Bundesligi „Pio” trafił również w styczniu, stając się w sezonie 2019/2020 jednym z najdroższych graczy w Bundeslidze – 24 mln. euro. Uczciwie trzeba przyznać, że ani Hercie, ani Milanowi te pieniądze się nie zwróciły i już raczej nie zwrócą. Wypożyczenie do Fiorentiny jest jednak szansą na kolejną eksplozję formy Piątka, która podbiłaby jego cenę.
W Newcastle czekają na lato
FC Barcelony nie zraziło niepowodzenie z Coutinho i tej zimy również oni dzierżą póki co transferowy rekord. Za Ferrana Torresa zapłacili ponad 50 mln euro, nie zrażeni faktem, że Hiszpan Premier League nie podbił. Być może po powrocie do ojczyzny odnajdzie dyspozycję z czasów gry w Valencii.
REKLAMA
Nowy piłkarz „Blaugrany” jest zdecydowanym liderem zestawienia topowych transferów stycznia tego roku. Czołowe miejsca zajmują też nabytki Newcastle United – Kieran Trippier i Chris Wood. „Sroki” do prawdziwej ofensywy przystąpią latem, bowiem niedawno zostały zakupione przez Saudyjski Fundusz Inwestycyjny. Jeśli tylko utrzymają się w Premier League to nowy właściciel nie poskąpi grosza na naprawdę wielkie nazwiska.
Dotychczas Newcastle było raczej dostarczycielem najlepszych graczy dla gigantów Premier League. Kiedy zimą 2011 roku Fernando Torres niespodziewanie zamienił Liverpool na Chelsea, „The Reds” zapragnęli mieć w swoich szeregach gwiazdę „Srok” – Andy Carrolla. Kwota – 41 mln. euro – do dziś jest rekordowa w historii sprzedającego klubu. Niestety – tak Torres, jak Carroll okazali się totalnymi niewypałami i szybko stali się niepotrzebnym obciążeniem budżetu w nowych drużynach.
Piątek…Piątek i Kozłowski
A jak sprawa wygląda z Polakami? W obecnym okienku najdroższym jest oczywiście Kacper Kozłowski, który niedawno zamienił Pogoń Szczecin na Brighton and Howe Albion. Zajmuje też trzecie miejsce w zestawieniu wszech czasów uwzględniającym tylko Biało-Czerwonych. Ustępuje tylko Krzysztofowi Piątkowi i… Krzysztofowi Piątkowi, o którego dwóch zimowych transferach pisaliśmy wyżej.
REKLAMA
Ciekawsze ruchy z udziałem naszych w styczniu tego roku to także wypożyczenie Tymoteusza Puchacza z Unionu Berlin do tureckiego Trabzonsporu, japoński transfer Jakuba Słowika, który trafił do FC Tokyo, czy dołączenie Łukasza Teodorczyka do grającej w Serie B Vicenzy, po tym jak napastnik rozwiązał umowę z Udinese.
W styczniu kupuje ten kto musi
Oczywiście nie jest tak, że każdy zakupiony zimą piłkarz okazuje się niewypałem. Styczniowymi transferami są choćby Bruno Fernandes w Manchesterze United, Virgil van Dijk w Liverpoolu czy legendarny Adriano w Interze Mediolan. Oprócz dużego ryzyka pomyłki jest jednak jeszcze szereg innych przyczyn, dla których większość klubów z zakupami wstrzymuje się do lata.
Pierwsza z nich to oczywiście pandemia koronawirusa, który skutecznie odbiera chęć do przeprowadzek, utrudnia podróżowanie nie tylko piłkarzom oraz powoduje pustki w klubowych budżetach.
Pozostałe są już natury bardziej piłkarsko-ekonomicznej. Kluby zazwyczaj transferowy budżet wykorzystują latem. Wtedy wiadomo kto w nadchodzącym sezonie zagra w pucharach, a kto po spadku w niższej lidze. Wzmocnienia, co ostatnio nie wypaliło choćby warszawskiej Legii, często sprowadzane są by walczyć o Ligę Mistrzów z perspektywą zwrotu zainwestowanych pieniędzy.
REKLAMA
Również sami piłkarze nie lubią zmieniać otoczenia w trakcie sezonu, zwłaszcza, że w wielu krajach liga gra niemalże bez przerwy między rundami. Powtarzane „skupianie się na każdym kolejnym meczu” nie jest tu tylko zwykłym frazesem. Po zakończonych rozgrywkach jest po prostu więcej czasu by zastanowić się nad przyszłością. Styczeń to czas, gdy kupują zazwyczaj ci, którzy muszą, bo w drugiej połowie sezonu będą walczyć np. o utrzymanie. Kto jest zadowolony ze swojej pozycji wyjściowej przed piłkarską wiosną, ten zazwyczaj chce ją rozegrać posiadanymi już piłkarzami.
Z wymienionych wyżej powodów bieżące zimowe okienko transferowe jest póki co jak pandemiczna rzeczywistość – nudne i szare. Pozostaje mieć nadzieję, że pewnym ożywieniem okaże się tradycyjnie ostatni dzień stycznia i szereg ciekawych transakcji „last minute”.
- FIFA The Best: kuriozalne głosowanie Messiego. Argentyńczyk pominął Lewandowskiego
- Serie A: Fiorentina rozgromiła Genoę. Krzysztof Piątek przesiedział mecz na ławce
- Christian Eriksen wróci do Premier League? Otrzymał ofertę z Brentford
MK
REKLAMA