Fernando Santos szuka kolejnego "jelenia". Oto metoda "na mistrza Europy"

Fernando Santos się nie zmienia. Tak samo styl gry jego drużyn, jego wypowiedzi na konferencjach prasowych oraz to, że na koniec kadencji Portugalczyk spada na cztery łapy, odchodząc w siną dal z pokaźnym czekiem. Czy po PZPN-ie i władzach Besiktasu znajdzie się kolejny pracodawca, który uwierzy w mit mistrza Europy sprzed ośmiu lat?

Bartosz Goluch

Bartosz Goluch

2024-04-16, 09:12

Fernando Santos szuka kolejnego "jelenia". Oto metoda "na mistrza Europy"
Fernando Santos. Foto: AA/ABACA/Abaca/East News

(Prawie) sto dni "Orła"

Fernando Santos nie wytrwał w Stambule nawet 100 dni, choć oczekiwania były ogromne. Prawie tak duże jak ego Portugalczyka. - Jestem trenerem, który żyje i oddycha zwycięstwem. Musimy dać z siebie wszystko na boisku, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Zaszczepienie tego ducha jest niezwykle istotne. Zmiany przyjdą dzięki ciężkiej pracy i poświęceniu, a my znajdziemy najlepsze rozwiązania dla klubu - mówił podczas powitalnej konferencji prasowej były już trener Besiktasu.

Zaraz, zaraz... skąd my to znamy? - Chcę wygrać wszystko, nie przyjechałem tutaj, by przegrywać. Nie lubię słowa "przegrana", nie akceptuję go. Moją ambicją jest wygrywanie każdego meczu. (...) Szczęście nie spada z nieba, trzeba na nie zapracować. Mam przekonanie, że osiągniemy cel, dla reprezentacji i wszystkich Polaków - tak Santos przywitał się z polskimi kibicami i dziennikarzami w styczniu ub. roku.

Na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski Portugalczyk wytrwał znacznie dłużej, bo "aż" osiem miesięcy, ale jego staż wynikał jedynie z faktu, że drużyny narodowe rywalizują znacznie rzadziej niż klubowe. Pod względem rozegranych spotkań dłużej zabawił w Turcji (16 meczów na ławce trenerskiej Besiktasu wobec sześciu jako opiekun Biało-Czerwonych).

REKLAMA

Historia lubi się powtarzać

Analogii między pracą Santosa w Polsce i w ekipie "Orłów" jest więcej. W Besiktasie nie zgadzały się nie tylko wyniki (tylko siedem zwycięstw w 16 spotkaniach), ale również styl.

"Zwłaszcza na wyjazdach pasywna gra zespołu, pozostawianie piłki przeciwnikowi i nieefektywność w ataku powodowały niezadowolenie zarządu klubu" - pisał na trzy tygodnie przed zwolnieniem nazywanego w Turcji "nauczycielem" portal sporx.com.

Władze Besiktasu, podobnie jak PZPN, przed zwolnieniem przeprowadziły z Santosem rozmowę dyscyplinarną, na której domagały się wyjaśnień. Tak samo jak szefowie "Orłów", prezes Cezary Kulesza wydawał się do końca wierzyć w wielkość Santosa i słuszność swego wyboru. Wyjaśnienia Santosa, przynajmniej te składane publicznie, były jednak kuriozalne.

REKLAMA

Zdarzają się takie mecze, ale nie jestem w stanie wytłumaczyć drugiej połowy inaczej niż przez utratę podejścia do meczu, brak koncentracji. Nic nie wskazywało, że to może się wydarzyć - mówił Santos po meczu z Mołdawią.

A tak komentował remis z Basaksehirem, w starciu z którym Besiktas wypuścił trzy punkty w doliczonym czasie drugiej połowy. - Straciliśmy bramkę po rzucie rożnym stosunkowo niskiego zawodnika. To miało być ważne zwycięstwo. Nie mam nic do powiedzenia - wyjaśniał, choć to chyba nie jest właściwe określenie.

Grecjo, uważaj!

69-letni szkoleniowiec być może nie jest najbardziej wylewnym, za to skrupulatnym i potrafiącym zabezpieczyć swoje interesy człowiekiem. Choć Portugalczyk zrobił wiele, by Polska nie zagrała na Euro 2024, to z tytułu awansu na turniej zainkasował prawie 800 tys. zł. Z kolei Besiktas, który podziękował mu po trzech miesiącach, zobowiązał się wypłacić sztabowi Santosa 500 tys., ale euro.

Ciekawe czy jeszcze ktoś "nabierze się" na Portugalczyka. Mistrzostwa Europy z 2016 roku wprawdzie nikt już mu nie odbierze, ale wszystko wskazuje na to, że nowoczesny futbol "odjechał" Santosowi. Aby zobaczyć jak archaiczne jest jego podejście do piłki nożnej nie trzeba analizować gry Polaków czy Besiktasu. Wystarczy spojrzeć na reprezentację Portugalii, która rozkwita pod wodzą Roberto Martineza, podczas gdy pod koniec kadencji 69-latka grała siermiężnie i była targana wewnętrznymi konfliktami.

REKLAMA

Wedle medialnych doniesień Santos może zaliczyć "miękkie lądowanie". Jego następnym przystankiem ma być Grecja, gdzie pracował już jako selekcjoner. Ekipa "Hellady" ma za sobą przykre doświadczenie w postaci przegranych baraży o Euro 2024 z Gruzją. Nie wiemy, czy słynący z fanatyzmu greccy kibice są gotowi na kolejną katastrofę...

Czytaj także:

bg

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej