Afera szpiegowska. Iskrzy na linii Berlin - Waszyngton

- Chcemy partnerskiej współpracy. Wymaga to, byśmy się wzajemnie nie szpiegowali - oświadczyła kanclerz Niemiec Angela Merkel.

2014-07-12, 19:40

Afera szpiegowska. Iskrzy na linii Berlin - Waszyngton

Jeden z urzędników ministerstwa obrony Niemiec jest podejrzany o działalność szpiegowską na rzecz Stanów Zjednoczonych. Kilka dni wcześniej pracownik niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) został aresztowany pod zarzutem sprzedania tajnym służbom USA w ciągu dwóch lat 218 dokumentów. W konsekwencji rezydent CIA w Berlinie został zmuszony do opuszczenia kraju.

Jak poinformował tygodnik "Der Spiegel", zatrzymany pracownik BND zeznał, iż był podopiecznym agentów CIA z ambasady USA w Wiedniu. W 2012 roku kilkakrotnie spotkał się z nimi w austriackim Salzburgu, by dostarczyć dokumenty i zainkasować za to pieniądze.
Z informacji agencji Reuters wynika, że objęty dochodzeniem urzędnik ministerstwa obrony był raczej w kontakcie z pracownikiem Departamentem Stanu a nie służbami wywiadowczymi, co nasuwa wątpliwości, czy chodzi tu rzeczywiście o szpiegostwo. Urzędnika tego nie aresztowano.

Pytana o tę sprawę Angela Merkel, powiedziała: - Sądzę, że nie byłoby całkiem proste przekonać Amerykanów, jest to przecież powszechny sposób podejścia do sprawy, by całkowicie przekształcili teraz pracę służb wywiadowczych.
W rozmowie z ZDF szefowa niemieckiego rządu nie kryła niezadowolenia z domniemanych praktyk wywiadu USA. Zaznaczyła jednak, że nie poleciła niemieckim służbom specjalnym, by ograniczyły współpracę w partnerami z USA. Bo - jak tłumaczyła - nie ma takiej potrzeby.

Reakcja Berlina zaskoczyła Waszyngton. USA nie kryją irytacji z powodu reakcji Niemiec na ostatnią aferę szpiegowską. - To bez sensu, że Niemcy dają wyraz swemu oburzeniu przez media, a nie w wewnętrznych rozmowach z nami - powiedział rzecznik Białego Domu Josh Earnest.
Wydalenie przez Niemcy rezydenta CIA w Berlinie ostro skrytykował szef komisji do spraw wywiadu w Izbie Reprezentantów USA. - To atak wściekłości, którego moglibyśmy spodziewać się raczej po Rosjanach, Irańczykach i Koreańczykach z Północy, a nie po Niemcach - powiedział Mike Rogers.
Podkreślił, że tym bardziej jest zaskoczony postawą Berlina, że w przeszłości służby wywiadowcze USA przekazały niemieckiemu wywiadowi informacje, które uratowały życie wielu Niemców.
Rogers zarzucił rządowi Angeli Merkel, że toleruje obecność w kraju rosyjskich i irańskich szpiegów, a pozbywa się przedstawiciela wywiadu USA.
Stosunki miedzy Stanami a Niemcami pogorszyły się już jakiś czas temu, po tym jak były współpracownik podległej rządowi amerykańskiemu Agencji Bezpieczeństwa Narodowego Edward Snowden ujawnił informacje o rozległym podsłuchiwaniu globalnej sieci telefonicznej. Na podsłuchu był też rzekomo telefon Merkel.

REKLAMA

Afera PRISM - czytaj więcej >>>

Sprawa ujrzała światło dzienne jesienią ubiegłego roku. Rzecznik niemieckiego rządu Steffen Seibert mówił wtedy, że Berlin oczekuje natychmiastowych wyjaśnień w tej sprawie. - Jako bliski sojusznik USA rząd niemiecki oczekuje na przyszłość jasnej podstawy prawnej dla działania służb i ich współpracy - oświadczył Seibert.

Biały Dom wydał oświadczenie, w którym zaprzeczał oskarżeniom.

PAP/asop

REKLAMA

''

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej