Formuła 1 coraz bezpieczniejsza, ale ryzyko pozostaje
Standardy bezpieczeństwa w Formule 1 znacznie poprawiły się w ostatnich latach, ale wciąż istnieje ryzyko tragicznych wypadków na torze.
2014-10-08, 22:35
Posłuchaj
Tomasz Lorek - dziennikarz Polsatu Sport i znawca Formuły 1 na antenie Polskiego Radia 24 skomentował dramatyczny wypadek do jakiego doszło podczas niedzielnego Grand Prix Japonii.
Kierowca Formuły 1 Jules Bianchi (Marussia) uderzył w dźwig, który podnosił bolid Niemca Adriana Sutila (Sauber). Francuz doznał rozległych obrażeń głowy. Z ostatnich oficjalnych doniesień wynika, że kierowca Marussii znajduje się w stanie krytycznym, ale stabilnym.
Ostatni śmiertelny wypadek w czasie zawodów Formuły 1 wydarzył się 1 maja 1994 roku podczas Grand Prix San Marino na torze w Imola. W wyniku obrażeń poniesionych po uderzeniu w bandę okalającą tor zmarł w szpitalu w Bolonii trzykrotny mistrz świata Brazylijczyk Ayrton Senna.
Tomasz Lorek jest zdania, że wyścigi Formuły 1 są coraz bezpieczniejsze dla kierowców, ale czasem ludzkie błędy mogą doprowadzić do tragedii.
REKLAMA
- Wydaje mi się, że standardy bezpieczeństwa po śmierci Ayrtona Senny w 1994 roku poszły daleko do przodu. Kierowcy wiedzą doskonale ile przeznacza się zapłat superlicencyjnych na bezpieczeństwo, ile robi się po to, żeby się troszczyć o ich zdrowie i życie. Ale myślę, że Bernie Ecclestone (szef Formuły 1 - przyp.) mając wszelkie prognozy pogodowe na ten dzień - mógł spokojnie ten wyścig przesunąć o dwie godziny do przodu - zauważył gość audycji sportowej w Polskim Radiu 24.
- Jules miał tego pecha, że znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Pech przeogromny Francuza. Łączymy się w bólu, bo mamy nadzieję, że mimo tragizmu tej sytuacji zdoła on wrócić najpierw do świata żywych, a później do świata wyścigów - dodał Tomasz Lorek.
Więcej w rozmowie prowadzonej przez Sylwię Urban.
Szefowie zespołów F1 przeciwni zamknięciu bolidów. "To wygląda szokująco obrzydliwie"
/Foto Olimpik/x-news
REKLAMA
man, polskieradio.pl, PR24
REKLAMA