Ekstraklasa: Śląsk rewelacją jesieni, kto zawiódł najbardziej?
Poniedziałkowy mecz Piasta Gliwice z Pogonią Szczecin zakończył nie tylko 19. kolejkę T-Mobile Ekstraklasy, ale i zmagania w najwyższej w Polsce klasie rozgrywkowej w 2014 roku. Rozpoczął się czas podsumowań rywalizacji na polskich boiskach.
2014-12-18, 12:00
Śląsk rewelacją rozgrywek, Lech potrzebował czasu
Pierwsza część sezonu 2014/15 nie potwierdziła większości opinii, które poprzedzały start ligowych rozgrywek.
Wiele wskazywało na to, że w Ekstraklasie rękawicę warszawskiej Legii w walce o mistrzostwo Polski będzie mógł rzucić tylko Lech Poznań, pojawiały się też głosy, że zaskoczyć zespoły z czołówki może też Lechia Gdańsk. Okazało się jednak, że drużyna z Gdańska rzeczywiście zaskoczyła nie tylko czołówkę ligi, ale praktycznie wszystkich, którzy śledzą zmagania na krajowym podwórku.
Po 19. kolejkach piłkarze Jerzego Brzęczka są na 4. miejscu... od końca. Do nich jeszcze wrócimy, a póki co przejdźmy do tych, którzy pokazali się z najlepszej strony.
Faworyzowana Legia Warszawa nie zostanie automatycznie największym wygranym piłkarskiej jesieni. Tytuł ten należy się piłkarzom Śląska Wrocław, którzy znaleźli się (nieco nieoczekiwanie) tuż za plecami mistrza Polski. Porównując budżety, zaplecze i piłkarski potencjał zespołów, wydaje się, że walka o tytuł jest przesądzona, ale liga pokazała, że drużyna, na którą stawia niewielu, potrafi konsekwentnie gromadzić punkty i prezentować równą formę, która dała miejsce w czubie tabeli.
REKLAMA
Tadeusz Pawłowski nie rozwiąże wszystkich problemów klubu i nie sprawi, że zespół będzie dominował w Ekstraklasie. Swoje zadanie wypełnił jednak bardzo dobrze i ze sporą nawiązką. Kontuzja Marco Paixao wydawała się komplikować Śląskowi plany, ale świetna forma Picha na początku sezonu, którą "przejęli" od niego odrestaurowany przez Pawłowskiego Sebastian Mila i Flavio Paixao dały drużynie dużą jakość w grze ofensywnej.
Wicelider zostaje drużyną, która pokazała się jesienią z najlepszej strony. Bardzo solidnie punktowały też ekipy Wisły Kraków i Jagiellonii Białystok. Legia zaimponowała głównie świetną grą w europejskich pucharach, ale w Ekstraklasie jej gra nie rzuciła na kolana. Co prawda zespół Henninga Berga jest liderem i rozdaje karty w walce o tytuł, jednak kilka kompromitujących wpadek rzuca się cieniem na obraz pierwszej części rozgrywek.
Lech Poznań, który miał gonić swojego największego w ostatnich latach rywala, na własne życzenie pogubił dużo punktów, jednak w tygodniach kończących rozgrywki imponował formą i wywalczył sobie miejsce na podium Ekstraklasy.
Trzeba też napisać o dobrym starcie Podbeskidzia Bielsko-Biała, które ostatecznie kończy rok w grupie mistrzowskiej, choć wielu skazywało zespół na walkę o utrzymanie. W kilku spotkaniach świetnie oglądało się drużynę Piasta Gliwice, który nie bał się faworyzowanych przeciwników i kilka razy ogrywał faworytów. Ofiarą drużyny Angela Pereza Garcii padły między innymi zespoły Legii Warszawa, Wisły Kraków i Lecha Poznań.
REKLAMA
Na minusie Lechia i Zawisza
Ostatnie miesiące były wyjątkowo trudne dla zespołów z Gdańska i Bydgoszczy. Zawisza jest "czerwoną latarnią" ligi i wielu już przekreśliło szanse zespołu Mariusza Rumaka na utrzymanie. Zaledwie 9 punktów w 19 spotkaniach zespołu, który w tym roku sięgnął po Puchar i Superpuchar Polski to wynik żenująco słaby.
12 punktów straty do bezpiecznego miejsca wyrównało rekord należący do GKS-u Bełchatów, który został ustanowiony przed dekadą. Co ciekawe, bełchatowianom w sezonie 1995/96 udało się odrobić straty i pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej mimo tak marnego dorobku. Mariusz Rumak musi wierzyć, że w przypadku jego zespołu będzie podobnie, ale powodów do optymizmu ma niewiele.
Radosław Osuch przed sezonem nie powtórzył swojego wyczyny z poprzedniego roku, kiedy udało mu się zakontraktować kilku ciekawych zawodników, w dużej mierze odpowiedzialnych za miejsce zespołu w grupie mistrzowskiej. Od tego czasu jednak klub jest na równi pochyłej. Cała nadzieja w tym, że w Bydgoszczy doczekają się "rycerzy wiosny", a zespół zostanie wzmocniony i odpowiednio zmotywowany.
Słabo w rundzie jesiennej prezentowała się także gdańska Lechia. Zespół prowadzi już trzeci szkoleniowiec, a poprawy wyników nie widać. Do marnej formy i miejscu w dolnych rejonach tabeli doszły wielkie oczekiwania, które mieli kibice przed startem rozgrywek.
REKLAMA
Głośne transfery, szumne zapowiedzi, duży budżet, sprawnie działające zaplecze... Wydawało się, że Lechia ma wszystko, po 19. kolejkach widać jednak, że coś zawiodło. Przebudowa drużyny zdecydowanie nie poszła tak, jak sobie wyobrażano. Teoretycznie Lechia może jeszcze uratować sezon, straty nie są jeszcze aż tak duże, by ta świetnie wyglądająca "na papierze" drużyna zakończyła wiosnę w grupie mistrzowskiej. Lepiej jednak nie oczekiwać zbyt wiele. Na wszelki wypadek.
Pierwszą część sezonu zmarnował także Ruch Chorzów, a ofiarą słabego wejścia w sezon został Jan Kocian. Na stanowisku zmienił go Waldemar Fornalik, który jednak nie zdołał jak na razie wydostać śląskiego zespołu ze strefy spadkowej. Słowacki szkoleniowiec z kolei wyprowadził "Portowców" z dołka i uplasował się z drużyną w grupie mistrzowskiej.
- Dla mnie największy plusem jest Śląsk Wrocław. Chyba mało kto sądził, że klub będzie miał tylko trzy punkty straty do Legii, ale widać, że pod wodzą Tadeusza Pawłowskiego radzą sobie wyśmienicie. Na minus należy z kolei uznać postawę Zawiszy, Ruchu i Lechii. Gdańszczanie udowodnili, że pieniądze i transfery nie gwarantują sukcesu - mówi były piłkarz klubów T-Mobile Ekstraklasy Wojciech Grzyb.
REKLAMA
Źródło: Agencja TVN/x-news
Odkrycia, eksplozje formy i bramki
Jeśli chodzi o piłkarzy, którzy pokazali się w trwającym sezonie z dobrej strony, na pewno jest w czym wybierać. W Legii Warszawa postacią pierwszego planu stał się Ondrej Duda, który dowiódł, że na boiskach Ekstraklasy można zapewnić sobie bardzo dobrą promocję. Słowak błyszczał także w Lidze Europy i każdym kolejnym meczem potwierdzał, że wielki transfer z jego udziałem jest bardzo prawdopodobny.
W Wiśle Kraków mogli podobać się Maciej Sadlok, który imponował na lewej stronie obrony i Łukasz Burliga, który przezwyciężył osobiste problemy i wrócił do formy. Tradycyjnie już klasą samą dla siebie był Semir Stilić, dyrygujący poczynaniami drużyny Franciszka Smudy w ofensywie.
Z piłkarzy ofensywnych bardzo dobre wrażenie zrobił Mateusz Piątkowski, który razem z Flavio Paixao prowadzi w klasyfikacji najlepszych strzelców. Snajper z Jagiellonii rozstrzelał się na dobre. W poprzednim sezonie zdobył 7 bramek i wydawało się, że furory w Ekstraklasie już nie zrobi. Tymczasem jeśli utrzyma formę, może powalczyć o tytuł króla strzelców.
REKLAMA
Bardzo dobrą jesień miał Marcin Budziński z Cracovii. Rozgrywający miał swój udział w ponad połowie bramek, które zdobyły "Pasy" i trudno wyobrazić sobie, jak poczynałby sobie bez niego zespół.
Błysnął także Darko Jevtić z Lecha Poznań, który może zrobić dużą karierę. Pytanie tylko, czy nastąpi to w Lechu Poznań, czy może wróci do Bazylei, z której jest wypożyczony do "Kolejorza".
Świetny był Kamil Wilczek, który w dużej mierze decydował o obliczu gliwickiego Piasta, popisał się także hat-trickiem strzelonym Legii Warszawa.
Największym odkryciem jesieni jest jednak młody bramkarz Jagiellonii Białystok, Bartłomiej Drągowski. 17-letni golkiper zagrał w 14 meczach, w których puścił zaledwie 13 bramek, 8 razy zachowując czyste konto. Imponujące występy zwróciły na niego uwagę wielkich klubów i już niedługo może okazać się, że Białystok jest dla niego za ciasny. Już teraz media donoszą o tym, że zainteresowane są nim Juventus Turyn i Chelsea Londyn. Przyszłość tego zawodnika wygląda naprawdę obiecująco.
REKLAMA
Dochodzimy do rzeczy w piłce nożnej kluczowej - bramek. Jesienią było co oglądać. Trafienia Filipa Starzyńskiego, Semira Stilicia, Muhameda Keity i "centrostrzał" Tomasza Brzyskiego są ozdobami pierwszej części sezonu.
Zapraszamy do obejrzenia kompilacji najładniejszych dotychczasowych trafień:
Źródło: YouTube/ Grzegorz Grabowiec
REKLAMA
Pozostaje czekać na powrót Ekstraklasy, który nastąpi już w lutym. Ostatnie miesiące pokazały, że jest na co.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA