Europa nie chce już rosyjskiego gazu, woli OZE

Jeszcze niedawno wydawało się, że rosyjski gaz to jedyne rozwiązanie dla poszukującej "czystego" paliwa Unii Europejskiej. Tymczasem wyraźnie widać, że UE odwraca się od rosyjskiego surowca, stawiając na OZE. Można powiedzieć, że Rosjanie sami sobie zgotowali ten los.

2015-03-12, 18:43

Europa nie chce już rosyjskiego gazu, woli OZE
Państwa takie jak Bułgaria, Słowacja, Węgry są praktycznie całkowicie uzależnione od rosyjskiego gazu. Możliwości importu surowca z innych krajów są w przypadku tej trójki znikome. Foto: Pixabay

Gaz ma wiele zalet. Do najważniejszych należy względna łatwość przesyłu (zwłaszcza po wybudowaniu sieci gazociągowej), dużo mniejsza ilość zanieczyszczeń powstała po spaleniu (w porównaniu z węglem). Nic więc dziwnego, że w obliczu unijnej polityki klimatycznej okazało się, że gaz to paliwo niemal doskonałe.

Gazowa broń

Jednak to "niemal" ma bardzo głęboki wydźwięk. Problem bowiem w strukturze dostaw. Z około 500 mld m3 gazu zużywanego rocznie przez kraje UE, tylko około trzecia część produkowana jest na miejscu. Reszta pochodzi z importu. Do liczących się dostawców surowca należą Norwegia, kraje arabskie i państwa znajdujące się na północy Afryki. Jednak największym dostawca jest Rosja.

UE wydaje ponad 400 mld euro rocznie na import energii. Unia energetyczna to zmieni?

Sam Gazprom dostarcza do Europy około 150 mld m3 gazu rocznie. Nie byłby to jakiś wielki problem, gdyby nie fakt, że Kreml używa gazu jako broni. Zresztą nie jest to żadną tajemnicą. Jest to część doktryny politycznej Rosji. Bez czołgów, bez strzałów może poważnie wpływać na sytuację gospodarczą u odbiorców.

REKLAMA

Szczególnie mocno kraje Unii zdały sobie sprawę z tej sytuacji po wybuchu konfliktu na Ukrainie. Okupację Krymu i wejście wojsk rosyjskich na wschód Ukrainy poprzedził serial gazowy, w którym surowiec stał się narzędziem walki. Z pewnością w wielu stolicach krajów UE, odezwały się dzwonki alarmowe. Okazało się bowiem, że Kreml od zapowiedzi przeszedł do czynów.

Unia zmienia politykę

Żaden unijny polityk nie wypowiedział się co prawda o rezygnacji z importu gazu z Rosji, ale głosy o potrzebie zmniejszenia zależności gazowej Unii od Moskwy, są już dość mocno słyszalne. Co więcej, w lutym w propozycjach KE dotyczących bezpieczeństwa gazowego krajów Unii Europejskiej pojawiły się informacje o nowych zaleceniach. KE chciałaby, aby każdy importer gazu w UE miał gaz z co najmniej trzech źródeł gazu. Żadne zaś nie powinno mieć większego niż 50 proc. udziału.

Komisja chce też do czerwca przygotować plan działań, mających poprawić funkcjonowanie europejskiego systemu gazowego i zwiększenia jego zdolności przesyłowych.

Propozycje KE mogą uderzyć w Gazprom. Jest on bowiem wiodącym, a często praktycznie jedynym dużym dostawcą gazu dla niektórych krajów. Państwa takie jak Bułgaria, Słowacja, Węgry są praktycznie całkowicie uzależnione od rosyjskiego gazu. Możliwości importu surowca z innych krajów są w przypadku tej trójki znikome.

REKLAMA

Jednak zdaniem Komisji Europejskiej ta sytuacja musi ulec zmianie. Zdywersyfikowanie dostawców nie tylko bowiem zwiększy bezpieczeństwo energetyczne tych krajów, ale także pozwoli na obniżkę cen.

OZE wspomaga Unię

Oczywiście nie wszystkie państwa chcą takich przepisów. Niektóre ze współpracy z Rosją dobrze żyją. Nie dziwi więc fiasko najważniejszego punktu dotyczącego współpracy energetycznej - dotyczącego wspólnych zakupów gazu.

Jednak pomimo tego, wydaje się, że szansa na zmianę sytuacji rośnie. Po pierwsze bowiem jest duże zainteresowanie dostawami gazu do UE przez inne niż Rosja kraje. Takie państwa jak np. Turkmenistan, Azerbejdżan, czy Iran wręcz nie mogą się na to doczekać. Zresztą trudno im się dziwić. Jeszcze do niedawna w ogóle nie mogły sprzedawać surowca do Europy z przyczyn technicznych lub musiały korzystać z rosyjskich pośredników. Oczywiście potrzebne są połączenia gazowe, ale obecnie wydaje się, że jest to już tylko kwestią czasu.

Jednak to, co może zadać ostateczny cios planom gazowego podboju UE przez Rosję, jest OZE. Z danych think-tanku Agora Energiewende, odnawialne źródła energii odpowiadały w Niemczech za 25,8 proc. dostaw. To wzrost udziału o 2 punkty procentowe w porównaniu z 2013 rokiem. Zauważalny jest także spadek udziału gazu. W 2013 roku jego udział wynosił 10,7 proc. W 2014 roku już tylko 9,6 proc.

REKLAMA

W tym tygodniu swoje wyniki finansowe podały dwa największe niemieckie koncerny energetyczne: E.On i RWE. Wyniki obu zostały obciążone przez nieefektywne siłownie gazowe.

Nic więc dziwnego, że RWE chce zrezygnować z najbardziej nieopłacalnych źródeł energii, a takim w jego przypadku są te, które wykorzystują jako paliwo gaz ziemny. Co więcej gigant w ubiegłym roku sprzedał znacząco mniej gazu niż w roku 2013. Spadek był wyniósł aż 12,3 proc., do poziomu 281,3 mld kWh. Firma już zapowiedział potrzebę renegocjacji umowy z Gazpromem. RWE ma bowiem zbyt dużo gazu.

Gorszy niż RWE rok zanotował E.On. W ubiegłym roku koncern sprzedał 1161 mld kWh gazu. Rok wcześniej było to ponad 1219 mld kWh. Tu także gazówki nie są mile widziane.

Tymczasem Niemcy to najważniejszy odbiorca rosyjskiego gazu. Rocznie kupuje około 30 mld m3 rosyjskiego gazu (niespełna 20 proc. całego rosyjskiego eksportu do UE). Jeśli więc tutaj gaz jest w odwrocie to skala problemu jest olbrzymia (RWE odchodzi od rosyjskiego gazu).

REKLAMA

Być może sytuacja byłaby inna, gdyby Rosjanie byli bardziej elastyczni. Jednak wobec wielu odbiorców negocjowali z pozycji siły. Teraz to się może zemścić.

Dariusz Malinowski

/

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej