Akcja w kopalni Wujek. Nawoływanie górników może potrwać nawet trzy dni
Wciąż nie wiadomo, co dzieje się z uwięzionymi pod ziemią dwoma górnikami. Akcja w rudzkiej części kopalni "Wujek" trwa 19. dobę.
2015-05-06, 10:23
Posłuchaj
Prezes katowickiego holdingu Węglowego Zygmunt Łukaszczyk mówi, że nawoływanie może potrwać nawet trzy dni (IAR)
Dodaj do playlisty
Mimo wielkich nadziei okazało się, że w obszarze, jaki jest w stanie ująć obiektyw opuszczonej we wtorek kamery, nie ma poszukiwanych górników. Teraz trwają próby nawiązania kontaktu głosowego za pomocą specjalnego urządzenia spuszczonego ponad kilometr pod ziemię.
Jak mówi prezes katowickiego holdingu Węglowego Zygmunt Łukaszczyk, nawoływanie może potrwać nawet trzy dni. Nasłuch i nawoływania są prowadzone bez przerwy. Co kilka godzin będą dokonywane podsumowania efektów akcji.
Matthew Halaba/x-news
Nadawane są sygnały dźwiękowe
Jak powiedziała rzeczniczka Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu Monika Konwerska, obecnie grupa ratownicza próbuje nawiązać łączność z poszukiwanymi górnikami poprzez opuszczony na dół zestaw łączności. - Po opuszczeniu zestawu łączności ratownicy nawołują górników po imieniu, oprócz tego nadawane są sygnały dźwiękowe słyszalne w promieniu ok. 30 m. Po takich próbach następuje nasłuch, po nim próby nawiązania kontaktu są ponawiane - dodała Konwerska. Takie działania, jak dodała, planowane są na ok. 2-3 dni.
REKLAMA
Poinformowała również, że badany jest skład atmosfery "za pomocą linii chromatograficznej". - Pobierana jest próba, która następnie jest analizowana - powiedziała.
Opuszczanie zestawu łączności rozpoczęło się we wtorek po wyciągnięciu kamery. Zestaw składający się z mikrofonu z głośnikiem pozwala, jak mówił rzecznik KHW Wojciech Jaros, "podawać sygnały dźwiękowe". - Nie możemy też wykluczyć sytuacji, że oni tam są, ale nie mogą dojść. Jeżeli usłyszą, standardowa prośba w takich sytuacjach - żeby uderzyli w jakąś rurę, kawałek metalu, żeby dali znak życia" - mówił.
Razem z mikrofonem i głośnikiem skierowano na dół również źródło światła chemicznego, które "po przełamaniu obudowy może świecić nawet 12 godzin". Na dół opuszczono również "pojemnik z płynami izotonicznymi, w ilości wyliczonej przez lekarza dla dwóch osób".
Wiertnica od 23 kwietnia drążąca otwór z powierzchni na granicy Katowic i Rudy Śląskiej zakończyła pracę we wtorek w nocy. Odwiert trafił w zaplanowane wcześniej miejsce. Opuszczona przez ten otwór kamera pokazała, że pod obudowami jest pusta przestrzeń, osuwisko, trochę zniszczeń, nie pokazała jednak ludzi.
REKLAMA
Prezes Katowickiego Holdingu Węglowego Zygmunt Łukaszczyk, podsumowując we wtorek po południu działania ratownicze, powiedział, że wykonano "przewiert do poziomu 1054 m", trafiając w wyznaczone miejsce, "hipotetyczne miejsce skrzyżowania ściany z chodnikiem". - To się udało. Została tam spuszczona kamera, która spenetrowała tamten obszar. Pokazuje nawet w sposób bardzo dobry tamtą przestrzeń - widać ścianę, widać stojaki, widać obudowę. To daje nadzieję, że ta cała przestrzeń w sensie fizycznym stwarza warunki możliwe do przeżycia - powiedział we wtorek po południu.
Kombajn nadal drąży chodnik ratunkowy
Niezależnie od drążenia otworu z powierzchni, pod ziemią cały czas pracuje kombajn. Wykonuje nowy chodnik do miejsca, gdzie prowadzący akcję spodziewają się znaleźć górników. Ma jednak do pokonania długą drogę.
- Kombajn drąży równolegle chodnik ratunkowy. Mamy nadzieję również, że prowadząc przewierty z chodnika ratunkowego do dowierzchni centralnej, czyli do tego chodnika doprowadzającego w rejon ściany napotkamy na obszar, w którym już nie będzie występował zawał ani obwał, w związku z tym moglibyśmy przejść z tego chodnika ratunkowego do chodnika centralnego i spenetrować tę przestrzeń za pomocą zastępów ratowniczych - powiedział we wtorek Łukaszczyk.
- Do tego miejsca, w którym podejrzewamy, że ten obwał powinien się zakończyć - podejrzewamy - jest ok. 40 metrów - powiedział prezes KHW i dodał, że pokonanie tego odcinka może zająć około dwóch dni. Gdyby się jednak okazało, że "ten obwał i wypiętrzenie spągu byłyby na całej długości", to wtedy będzie jeszcze ok. 200 m do pokonania; to może być "kwestią następnych 15 dni".
Ratownicy posuwali się bardzo wolno
Prowadzona od 18 kwietnia akcja ratownicza jest następstwem wstrząsu w tzw. ruchu Śląsk - części kopalni Wujek znajdującej się w Rudzie Śląskiej. Był on skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano pracowników; dwóch górników przebywających w zagrożonym rejonie nie zgłosiło się. Wstrząs spowodował ogromne zniszczenia w wyrobisku, m.in. jego znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża.
REKLAMA
Zmierzający po górników ratownicy posuwali się bardzo wolno, przebijając się ręcznie przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn. Zapadła więc decyzja o drążeniu kombajnem nowego chodnika, który pozwoli dotrzeć do zaginionych, jak również o wykonaniu pionowego odwiertu z powierzchni, aby szybciej sprawdzić niedostępny rejon.
IAR,PAP,kh
REKLAMA