Grzegorz Brona – biznesmen o twarzy naukowca

Jest pracownikiem naukowym Wydziału Fizyki UW a także współzałożycielem spółki Creotech Instruments. Za sobą ma doświadczenie w słynnym ośrodku badawczym CERN, a przed sobą wizję stworzenia pierwszego polskiego komercyjnego satelity. Dr Grzegorz Brona udowadnia, że zarabianie na nauce nie musi być niczym wstydliwym. Wręcz przeciwnie.

2015-12-27, 17:00

Grzegorz Brona – biznesmen o twarzy naukowca
Dr Grzegorz Brona, współzałożyciel firmy Creotech Instruments . Foto: Materiały prasowe

Posłuchaj

Ludzie gospodarki cz. 1- gościem Polskiego Radia 24 był dr Grzegorz Brona, współzałożyciel firmy Creotech Instruments (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Jak sam mówi, choć nadal jest aktywnym naukowcem (obecnie pracuje nad habilitacją), coraz bliżej jest mu do świata biznesu, niemniej definiuje go wciąż przez pryzmat nauki.

- Czuję się biznesmenem, który robi naukę w biznesie i robi biznes na nauce – mówi dr Brona.

W Polsce jeszcze jednak nie wszyscy takie podejście akceptują. Sceptycznie na tego rodzaju mariaż patrzą szczególnie naukowcy nieco starszej daty.

- Ci naukowcy widzą naukę jako coś doskonałego, czego nie trzeba, a wręcz nie wolno łączyć z zarabianiem pieniędzy. Młodsze pokolenie, które wychowało się na kontaktach międzynarodowych, postrzega problem zupełnie inaczej. W szczególności w USA jest mile widziane i jest wręcz wymagane od profesorów, aby równolegle do pracy na uczelni, udzielali się również w przemyśle. I coraz częściej podobny pogląd panuje w środowisku polskim – wyjaśnia bohater audycji „Ludzie gospodarki”.

REKLAMA

Biznesmen liczy, naukowiec wydaje

Nie zmienia to jednak faktu, że nauka i biznes to dwa różne światy, z zupełnie inną logiką działania i podejściem do…pieniędzy i ich wydawania.

- Naukowcy jeszcze wciąż żyją w świecie zapewnionego finansowania i często nie zastanawiają się w jaki sposób zoptymalizować swoje działania . W biznesie trzeba osiągnąć cele, minimalizować wydatki i maksymalizować skutki. I to jest chyba największa różnica pomiędzy tymi światami – mówi dr Grzegorz Brona.

Ale różnic jest więcej, np. w podejściu do zarządzania ludźmi. Według gościa Polskiego Radia 24, w biznesie wiadomo kto wydaje polecenia, komu się podlega, kto komu płaci i jaki jest cel, a więc paradoksalniej prościej kieruje się firmą, niż zespołem badawczym na uniwersytecie.

REKLAMA

- W firmie pracuje się dla wspólnego dobra. Jeśli projekt się nie uda, to nie będzie wypłaty dla jakieś grupy ludzi. Oczywiście nikt tego nie chce i wszyscy płyną w jednym kierunku. Na uczelni jest to wszystko bardziej rozproszone i zarządzanie ludźmi jest trudniejsze.

Coming-out

Wielu naukowców zapewne nie odnalazłoby się w warunkach bezwzględnego wolnego rynku. Nie każdego zresztą tam ciągnie. A nawet jeśli, to często brakuje odwagi, aby zrobić ten jeden, zdecydowany krok naprzód.

- Bardzo często naukowcy skupiają się na jednym problemie i boją się wyjść poza swój obszar komfortu. Dotyczy to coraz mniej naukowców młodych, którzy zetknęli się ze światem zachodnim, wyjeżdżali na granty, na stypendia zagraniczne i obserwowali, jak tam to wszystko wygląda. Ważne jest też wyjście poza swoje biuro, zobaczenie, że jest świat na zewnątrz, w którym tę wiedzę, którą wypracowaliśmy, da się wykorzystać z niesamowitym pożytkiem – mówi współzałożyciel spółki Creotech Instruments.

REKLAMA

Łapiąc Białego Króliczka

Firma w 2009 roku weszła w skład międzynarodowego konsorcjum, które pracowało nad układami elektronicznymi umożliwiającymi synchronizację czasu (w standardzie White Rabbit) pomiędzy komputerami połączonymi ze sobą siecią ethernet. Posłużyły one m.in. do zweryfikowania głośnego swego czasu odkrycia, mówiącego o istnieniu cząstek szybszych od światła. Jeśli te odniesienia by się potwierdziły, to trzeba byłoby wyrzucić do kosza wszystkie podręczniki do fizyki. Teoria Einsteina – na razie przynajmniej – została obroniona.

- Tego typu systemy znajdują także zastosowanie np. w medycynie, gdzie trzeba zsynchronizować akceleratory medyczne, gdzie trzeba bardzo dobrze definiować ilość promieniowania, którą pacjent odbiera. Mogą one znaleźć również zastosowanie w telekomunikacji, gdzie synchronizacja informacji, która wychodzi i dociera, jest istotna chociażby dla przepustowości sieci teleinformatycznych. Podejrzewamy również, że będzie można to wykorzystać do dodatkowego zabezpieczania systemów krytycznych: sprawdzić czy dana rozmowa nie jest podsłuchiwana i czy nie jest zmieniana w jakikolwiek sposób – dodaje dr Grzegorz Brona.

Czarna dziura a sprawa bezpieczeństwa w komunikacji miejskiej

REKLAMA

Specjaliści z Creotech Instruments współpracowali także przy budowie specjalnej kamery, która miała być sercem polskiego teleskopu. Eksperyment nazywał się „Pi of the Sky”. Naukowy portal internetowy Science Daily donosił, że dzięki niemu, powstał pierwszy na świecie film z narodzin czarnej dziury.

W pewnym momencie okazało się, że narzędzie można wykorzystać nie tylko do badania obiektów bardzo odległych od Ziemi.

- Kamery, które zaprojektowaliśmy, są kamerami modułowymi. Z jednej strony można je przystosować do działania w dużych obserwatoriach astronomicznych, a z drugiej - można je zastosować np. na szerokim rynku do liczenia osób wchodzących do sklepu, czyli do badań marketingowych, czy też do wykrywania niebezpiecznych zachowań w miejscach publicznych np. bójki czy pozostawiony bagaż na lotnisku – wyjaśnia gość audycji „Ludzie gospodarki”

Projekt: satelita

REKLAMA

A to dopiero początek, bo Creotech Instruments zamierza zbudować do 2020 roku roku pierwszego polskiego komercyjnego satelitę.

- Większość odbiorów informacji satelitarnych to są odbiorcy państwowi. W Polsce będzie tak samo. Są to wszystkie służby, zarządzanie kryzysowe. Gospodarka czy rolnictwo także czerpałyby informację zwrotną z monitoringu wybranego obszaru.

Z CERN na Żoliborz

Dziś firma marzy o podboju kosmosu. Gdy zaczynała działać mieściła się w jednym wynajętym pokoju. Grzegorz Brona założył spółkę razem z braćmi Grzegorzem i Pawłem Kasprowiczami.

REKLAMA

- To taka kwintesencja polskiego startup’u. Większość elementów, układów czy narzędzi mieściła się w skrzyniach pod łóżkiem. Pierwsze paczki za pośrednictwem firm spedycyjnych były wysyłane na adresy prywatne. Co prawda zaczynaliśmy na Żoliborzu, ale wcześniej spotykaliśmy się w CERN i tam pojawiła się idea założenia spółki technologicznej, która próbuje zajmować się rzeczami trudnymi i przekłada wiedzę naukową na potrzeby gospodarki - dodaje dr Brona.

Błażej Prośniewski

 

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej